Curling bywa nazywany szachami na lodzie. Ale to raczej „szachobilard na lodzie z miotłami zmniejszającymi tarcie”. I mimo tej niezbyt porywającej definicji kryje prawdziwą tajemnicę.
O co tu w ogóle chodzi? – pomyślicie zapewne, Czytelniczko i Czytelniku „Przekroju”, gdy podczas igrzysk zimowych zobaczycie na ekranie telewizora sunący po lodzie duży krążek, przed którym zawodnicy ze szczotkami będą zawzięcie zamiatać lód. Jak cztery lata temu i jak osiem lat temu, jak przy okazji każdych zimowych igrzysk.
W uproszczeniu w curlingu chodzi o umieszczenie granitowych kamieni jak najbliżej środka namalowanego na końcu toru koła (domu). Drużyny składają się z czworga zawodników, nawiasem mówiąc, to jeden z niewielu sportów, w którym rywalizują też ekipy damsko-męskie. Grają na przemian, każda drużyna wypuszcza po dwa kamienie w jednej turze (end). Mecz składa się z 10 endów.
Zawodnicy fizycy
A