Wyłapuję radość z powietrza Wyłapuję radość z powietrza
i
"Plaża w Cabasson", Henri–Edmond Cross, 1891–1892 r., The Art Institute of Chicago/Rawpixl (domena publiczna)
Złap oddech

Wyłapuję radość z powietrza

Jan Stoberski
Czyta się 7 minut

Koniec z bezmyślnym oddychaniem! Przestańmy marnować powietrze, wdychając je bez przyjemności – w czasach gęstych od smogu przypominamy tekst z archiwum „Przekroju”.

Kilka łyków świeżego powietrza pokrzepiło mnie nieraz więcej niż obiad z kilku dań. Bo chociaż nękała mnie jakaś zgryzota i chciało mi się ciężko sobie westchnąć, to gdy tylko wchłonąłem w siebie raz i drugi obfitszą porcję tlenu, od razu stawałem się pogodniejszy, a moje głębokie oddechy przeistaczały się w końcu w parsknięcia śmiechem.

Cząsteczki powietrza więc to moi niezawodni sojusznicy, wypróbowani niezliczone razy pocieszyciele, gotowi przybywać mi z odsieczą ochoczo, ile razy ich tylko zawezwę. Każdej chwili przecież mam ich koło siebie całe masy i mogę na nich liczyć bardziej, niż na wszystko inne, bo nie zawsze mogę mieć wszak koło siebie przyjaciela, ulubionego psa,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Gotham w niecce Gotham w niecce
Złap oddech

Gotham w niecce

Kuba Janicki

Bez trudu jestem w stanie przypomnieć sobie moment, w którym poczułem, że Kraków, moje miasto, w którym mieszkam od urodzenia, bezwzględnie mnie truje. Było to dokładnie w chwili, gdy po raz pierwszy o tym przeczytałem, mniej więcej siedem lat temu. Dopóki bowiem na przymglonym horyzoncie nie pojawili się antysmogowi aktywiści, o smogu się w Krakowie… no właśnie, nie wiedziało? Nie mówiło? Traktowało jako oczywiste zjawisko meteorologiczne, niewarte uwagi większej niż jakaś, dajmy na to, gołoledź? Nie wiem, trudno mi samemu to zrozumieć, a co dopiero wyjaśnić. Smog może i był, ale do 2012 r. nie istniała jego świadomość. By posłużyć się tyleż wyświechtaną, co trafną analogią, byliśmy wtedy wszyscy jak ten pan Jourdain, co to odkrywa, że mówi prozą. Odkryliśmy, że oddychamy śmiercią.

Odkrycie to przyniosło traumę na miarę odwlekanej w nieskończoność, lecz nieodwołalnej medycznej diagnozy – na masową skalę. Podobnie jak świeżo uświadomiony w swej kondycji chory, przeszliśmy intensywną fazę buntu: marsze na ulicach, maski na twarzach, tablice upamiętniające ofiary smogu na murach, nawet apel do papieża Franciszka opublikowany we włoskiej prasie codziennej. Następnie przyszło nieuchronne pogodzenie się z faktem choroby i oczekiwanie, że ktoś szybko zaordynuje skuteczną terapię. Przy okazji nastąpiła przyśpieszona obywatelska edukacja, tak że właściwie do dzisiaj z każdym można w Krakowie porozmawiać o niskiej emisji czy zabudowie korytarzy powietrznych.

Czytaj dalej