Wyprawa po kolorowe szkiełka
Pogoda ducha

Wyprawa po kolorowe szkiełka

Tomasz Stawiszyński
Czyta się 12 minut

Dwa obrazy wydobyte z pamięci. Jeden to raj utracony, drugi – jego przeciwieństwo.

 

Dla Kuby Wojnarowskiego, towarzysza pierwszych wypraw

 

Szklarnia

Do Szklarni idzie się przez las. Nad głową misternie zapleciony dywan z konarów i gałęzi. Promienie słońca przeświecające przez drobne przesmyki. Pod stopami mech, liście, suche badyle. Skondensowane aromaty butwiejących pni, konwalii, kory, dzikich malin, paproci. Sunące w sobie tylko znanych kierunkach ślimaki bez skorupek. Wrony i wróble jakby jakieś inne niż te, które moszczą się na co dzień na słupach i płotach. Wielkie koniki polne jak istoty z odległych wymiarów, niedopasowane do ziemskiej geometrii i grawitacji. Osy, których ukąszenie boli nieporównanie bardziej niż poczciwe ukłucia komarzych igiełek. Chrzęst, brzęczenie, świergot. Niekiedy szum samochodowego silnika od strony szosy – zaskakująco cichy jak na odległość, z której dochodzi. Stłumiony głos sąsiada, sygnał trąbki przytwierdzonej do dziecięcego roweru.

Wspólnie z Kubą, moim bratem ciotecznym, zanurzamy się w ten przestwór niemal codziennie. Jest rok 1984 albo 1985, mam 6–7 lat, znaczną część wakacji spędzam – i przez długi jeszcze czas będę spędzał – w rodzinnej Podkowie Leśnej. To dla mnie trochę raj utracony, złota kraina, której rytm – miarowy, regularny, powolny – jest przeciwieństwem tachykardii betonowego miasta. W Warszawie dla siedmiolatka wszystko jest jeszcze obce.

Kiedy wracam do Podkowy, czuję, jakbym na powrót włączał się w mozaikę krajobrazu, wrastał w lokalną geografię.

Ale istnieją dwie Podkowy. Ta znana, oswojona

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Diamentowa Góra
i
rys. Marcin Podolec
Żywioły

Diamentowa Góra

William Finnegan

„Gdy wezbrane fale zbliżają się do linii brzegowej, zaczynają sięgać dna oceanu. Ciągi fal stają się setami. Są większe i bardziej odległe od siebie niż ich lokalni kuzyni. Pod wpływem ukształtowania dna nadchodzące fale załamują się.” – opowiadanie Williama Finnegana, zdobywcy Nagrody Pulitzera.

Budżet rodzinnej przeprowadzki do Honolulu musiał być skromny, skoro wynajęliśmy mały domek i kupiliśmy przerdzewiałego na wylot forda fairlane’a, żeby jakoś poruszać się po wyspie. Mój brat Kevin i ja spaliśmy na sofie, na zmianę. Ja miałem 13 lat, a on dziewięć. Za to nasz domek był blisko plaży – na drugim końcu drogi dojazdowej, wzdłuż której stały pozostałe domki. Ulica nazywała się Kulamanu. Pogoda była absolutnie cudowna. Słońce grzało nawet w styczniu. Właśnie wtedy tu przyjechaliśmy.

Czytaj dalej