Uciąć sobie serdeczną pogawędkę z człowiekiem o podobnych upodobaniach – cóż to za rozkosz!
Można z nim swobodnie roztrząsać sprawy wzniosłe albo dzielić się plotkami, czerpiąc z tego prawdziwą przyjemność. Gdzież jednak znaleźć takich partnerów do dyskusji? A kiedy muszę stale mieć się na baczności, aby nie powiedzieć czegoś, co mogłoby urazić mego rozmówcę, to mam wrażenie, jakbym w gruncie rzeczy był sam.
Można, zdawałoby się, znaleźć wytchnienie w rozmowie z kimś, kto przytakuje wszystkiemu, co mówisz, od czasu do czasu oponując: „Nie, z tym bym się nie zgodził”, albo wtrącając swoje: „I właśnie dlatego jest tak, a nie inaczej”. W rzeczywistości z ludźmi, z którymi cię nic nie łączy, można rozmawiać jedynie o błahostkach. Smutna rzecz! Tak daleko im do twoich przyjaciół od serca.
***
Nie czekaj, aż się zestarzejesz, żeby zacząć zgłębiać nauki Buddy. Większość starych grobów to groby ludzi zmarłych w młodym wieku.
Bywa, że człowiek uświadamia sobie, ile błędów w życiu popełnił, dopiero gdy złoży go nagle choroba i jego koniec jest bliski. To, co należało robić szybko, robił powoli, a to, z czym można było poczekać, robił zbyt szybko i teraz tego żałuje. Tylko co mu teraz z żałowania.
Jeśli będziemy świadomi nieuchronności końca i nigdy, nawet przez krótką chwilę o nim nie zapomnimy, zmniejszymy zagrożenie skalania nieczystościami tego świata, a w naszych sercach dojrzeje mocne postanowienie podążania drogą Buddy.
Żył w dawnych czasach świątobliwy mąż, który do kogoś, kto go odwiedził, by porozmawiać, zwrócił się słowami: „Mam teraz palącą, niecierpiącą zwłoki sprawę i muszę natychmiast się nią zająć”, po czym zasłonił uszy i zaczął recytować nembutsu. Wkrótce potem osiągnął oświecenie i zmarł. Pisze o tym Zenrin Yõgan w Dziesięciu traktatach o oświeceniu.
Inny oświecony mnich, Shinkai, był tak głęboko przeświadczony o nietrwałości tego świata, że nigdy nawet nie przysiadł swobodnie, co najwyżej kucał.
Oto kilka fragmentów zapamiętanych przeze mnie podczas lektury książki pod tytułem Ichigon hōdan, które wydały mi się bardzo celne:
Jeśli wahamy się, czy coś robić czy nie robić, na ogół lepiej nie robić.
Ktoś, kto troszczy się o to, co czeka go w przyszłym życiu, nie powinien mieć nawet jednego naczynia pasty sojowej. W ogóle posiadanie rzeczy drogocennych, choćby to były nawet ulubione odpisy rękopisów sutr, z którymi się nie rozstajemy, albo wizerunki Buddów, jest bezcelowe.
Najlepszy sposób życia to zostać pustelnikiem i jakoś sobie radzić, nie posiadając niczego.
Dobrze, jeśli wysokiej rangi kapłan zachowuje się jak skromny mniszek; człowiek wielkiej mądrości – jak nieuk; bogacz – jak biedak; człowiek wszechstronnie utalentowany – nieporadnie.
Nie ma innej drogi do osiągnięcia buddyjskiego oświecenia, niż wieść spokojny żywot, nie przejmując się w ogóle przyziemnymi sprawami – i to jest najważniejsze.
Było jeszcze wiele innych, ale zapomniałem.
***
Kiedy skończyłem osiem lat, zapytałem ojca: „Co to jest budda?”. Ojciec odpowiedział: „Budda to ktoś, kim staje się człowiek”. Znowu zapytałem: „A jak człowiek staje się buddą?”. Ojciec na to: „Przez zgłębianie nauk Buddy”. Ja na to: „A od kogo Budda czerpał te nauki?”. Ojciec odrzekł: „Od wcześniejszego Buddy”.
To ja znów zapytałem: „To kim był ten Budda, który pierwszy nauczał?”. Ojciec zaśmiał się i powiedział: „Pewnie spadł z nieba albo wyskoczył spod ziemi”.
Później, rozbawiony, opowiadał ludziom: „Zapędził mnie w kozi róg, nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć”.
Fragment książki Zapiski dla zabicia czasu (wyd. Karakter, 2020).