Ze skowronkami
i
Yashima Gakutei, Scena nocna (okres Edo, ok. 1830) zbiory Met Museum
Promienne zdrowie

Ze skowronkami

Piotr Stankiewicz
Czyta się 3 minuty

Wiele jest odwiecznych sporów na świecie: spór między chrześcijanami a ateistami, między stoikami i epikurejczykam, między Legią a Polonią Warszawa. Spośród nich najważniejszy jest jednak spór między skowronkami a sowami, czyli między tymi, którzy wolą wstać i działać wcześnie rano, a tymi, którzy najlepiej czują się wieczorem i w nocy. To spór zasadniczy: może on poróżnić kochanków, którzy zdecydują się ze sobą zamieszkać (o tym będzie w przyszłych odcinkach) i może odbić się na naszej efektywności (o tym dzisiaj).

Bo zaiste, niedobrze być zmuszanym do funkcjonowania jako sowa, gdy jest się skowronkiem lub odwrotnie. O ile tylko mamy jakiś wybór (co samo w sobie jest już wielkim przywilejem), powinniśmy starać się tak ułożyć życie i sprawy by móc – w miarę możliwości – funkcjonować zgodnie z naszym wewnętrznym rytmem. Skowronki rano, sowy wieczorem. To jedna z podstawowych spraw stoickich: każdemu zgodnie z jego i jej naturą.

To powiedziawszy, skowronki mają cały szereg przewag. Jeżeli ktoś ma predyspozycje i możliwości do tego, by wstawać wcześnie rano i za ciśnięcie swoich tematów brać się, by tak rzec, zanim się wszystko zacznie dziać – ten ma szansę wyforsować się nieźle do przodu. Tak przynajmniej twierdził Seneka. Dlaczego właściwie?

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Najłatwiejszy do podniesienia argument „bo wtedy mózg jest wypoczęty” jest zarazem najłatwiejszy do obalenia – może i wypoczęty, ale za to niewyspany. Zalety pracy od piątej, czy nawet czwartej rano nie polegają bynajmniej na tym, że przychodzi ona łatwo i przyjemnie, ale na tym, że najmniej w niej utrudnień. Im bardziej świat nam wchodzi na głowy, im więcej potencjalnych powiadomień czyha w telefonie, im więcej spraw mamy do załatwienia i im bardziej zaludnia się pokój dziecinny obok, tym bardziej wychodzi na to, że właśnie godziny wczesnoporanne są najłatwiejsze do wykrojenia jako „czas dla siebie”, czas w którym w miarę swobodny i nieprzymuszony sposób możemy popychać do przodu to, co popchnąć chcemy.

Znajomy opowiadał mi, że jego znajomy pastor pisze kazania od piątej rano, siadając przy biurku w szlafroku. Ten szlafrok jest tu ważny – symbolizuje on, żeby za to, co mamy zrobić, zabrać się jak najszybciej. W porządku działań: natychmiast po wstaniu. W porządku myśli: zanim „rozpoczniemy dzień”, czyli zanim świat zacznie wysyłać do nas swoje requesty. Zanim ludzie – tak bliscy, jak dalecy – zaczną czegoś od nas chcieć.

Życie w wieku XXI coraz bardziej przypomina sytuację, w której przestrzeń na zrobienie tego, co chcemy i musimy zrobić, musimy sobie aktywnie wyszarpywać. Czas i energia idą nie tylko na pracę samą, ale na samo wywalczenie czasu, w którym możemy pracować. Tak liczne są różne dystrakcje, relacje, nieuporządkowane fronty, na których coś się wciąż dzieje. Tym bardziej aktualne są dziś słowa Seneki, by o ten czas walczyć wcześnie rano. Gdy te fronty jeszcze śpią. A przynajmniej część z nich.

Czytaj również:

Mimo wszystko?
i
Hiro Onoda i Noro Suzuki na wyspie Lubang, luty 1974/ Creative Commons
Pogoda ducha

Mimo wszystko?

Piotr Stankiewicz

Poznajcie Hiroo Onodę (1922–2014). Onoda był żołnierzem armii japońskiej, walczył w drugiej wojnie światowej. Zasłynął tym, że nie poddał się po 1945 r., ale pozostał w ukryciu na filipińskiej wyspie Lubang, prowadząc swoją skromną partyzantkę aż do 1974 r. Czyli przez trzy dekady. Na świecie nastał nowy porządek, Amerykanie wylądowali na Księżycu, a on wciąż z nimi walczył w tropikalnej dżungli.

Onoda był jednym z tzw. Japanese holdouts, czyli żołnierzy, którzy walczyli jeszcze długo po kapitulacji Japonii. Walczyli, bo… właśnie, bo co? Na wojnie jak to na wojnie – wszystko się może zdarzyć. Siły amerykańskie, odbijające wyspę po wyspie, mogły odciąć niektórych japońskich żołnierzy od ich głównych sił, mogła zawieść łączność, niektórzy mogli też odmówić poddania się, powołując się na wierność przysiędze, albo po prostu nie umieli przyjąć do wiadomości, że wojna się skończyła. Onoda przeżył tak 30 lat. Ale czy jego postawę można uznać za stoicką?

Czytaj dalej