Rozkosze wiszenia Rozkosze wiszenia
i
Ilustracja: fragment „Man met een baby op de arm en een man die de krant leest in een hangmat” [Mężczyzna z dzieckiem na ramieniu i mężczyzna czytający gazetę w hamaku], 1919 r., Rijksmuseum (domena publiczna)
Złap oddech

Rozkosze wiszenia

Łukasz Nowacki
Czyta się 2 minuty

Moje „hamaczenie” zaczęło się kilkanaście lat temu podczas survivalowego wypadu zwieńczonego noclegiem w dziczy. Na miejsce wyprawy wybrałem okolice Spalskiego Parku Krajobrazowego.

Był chłodny listopadowy dzień i właśnie zaczął siąpić deszcz. Ponieważ miałem ze sobą tylko plandekę przeciwdeszczową (tarp) i długi kawałek linki, postanowiłem zaimprowizować hamak. Uplotłem coś w rodzaju siatki, a następnie rozpiąłem moje dzieło kilkadziesiąt centymetrów nad przemoczonym leśnym poszyciem, między dwoma drzewami. Nie był to może szczyt wygody, ale sklecony naprędce hamak uchronił mnie przed leżeniem na mokrej ziemi, a tarp zabezpieczył przed tym, co kapało z nieba i koron drzew. Nie zmarzłem jedynie dzięki kamieniom rozgrzanym w ognisku, wsuniętym do kilku kieszeni kurtki.  

Od tamtej pory należę do zagorzałych fanów biwakowania z hamakiem i nieustannie udoskonalam swój sprzęt, testując go w różnych warunkach. Jestem entuzjastą bushcraftu [sztuka obcowania z przyrodą oparta na tradycyjnych technikach przetrwania – przyp. red.] i lubię spędzać czas na łonie natury, ale nie przepadam za noszeniem w plecaku zbędnych kilogramów i grzebaniem się w plątaninie namiotowych linek i tropików. Szukanie zagubionych w leśnej ściółce śledzi i szpilek też nie należy do moich ulubionych rozrywek. Te problemy rozwiązuje hamak, który jest nie tylko prostym w obsłudze, ale też eleganckim rozwiązaniem noclegowym. Miłośnikom i miłośniczkom przebywania w plenerze polecam biwakowanie w takim wydaniu.

Latem, zwłaszcza w czasie upałów, w hamaku śpi się wybornie ze względu na przewiew i dodatkową wentylację. Do pełni szczęścia potrzebne są tylko dwa drzewa odpowiednio od siebie oddalone oraz moskitiera, która uchroni nas przed zakusami komarowych rojów. W chłodniejszych okresach wystarczy kilka dodatkowych warstw odzieży i dobry śpiwór. Najważniejsze, że dzięki hamakowi nie śpimy na zmarzniętej ziemi podczas zimowych wypraw. Nie bez znaczenia jest też zabezpieczenie przed opadami oraz dokuczliwymi owadami (hamaki ze zintegrowaną moskitierą i płachtą przeciwdeszczową).

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Na obszarach nizinnych „hamaczenie” nie nastręcza wielu problemów, jest to jeden z najbardziej wygodnych sposobów nocowania pod gwiazdami. Sytuacja zmienia się nieco w górach, szczególnie w wysokich partiach, gdzie o drzewa trudniej. Wtedy przydatne stają się grubsze śpiwory, kotwy wspinaczkowe do klinowania w szczelinach i rozpinania lin pomiędzy skałami, mocniejsze tarpy mocowane na elastycznych linkach, dające lepsze schronienie przed dojmującym wiatrem. Ale to już biwakowanie dla zaawansowanych.

Z Karaibów na Księżyc

Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że źródeł „hamaczenia” należy szukać w okolicach Karaibów i Ameryki Środkowej. Zostało ono wymyślone jako alternatywa dla legowisk i łóżek, do których łatwo mogły wpełznąć jadowite węże, pająki czy inne niebezpieczne stworzenia żyjące w tropikach. Samo słowo „hamak” prawdopodobnie pochodzi z języka Majów, którzy do ich wyrobu wykorzystywali sieci wyplatane z pasów kory drzewa o tej samej nazwie.

Inne źródła podają, że nazwa wiszącego legowiska wywodzi się od słowa arvakan z języka kultury Taino (obszary dzisiejszej Dominikany i Portoryko), oznaczającego sieć na ryby (sam splot ówczesnych hamaków taką właśnie sieć przypominał), a to z kolei określenie przetłumaczone na język hiszpański przybrało formę hamaca. Z tamtych rejonów globu za sprawą zafascynowanego tym wynalazkiem Krzysztofa Kolumba hamaki przeniosły się do Europy. I szybko stały się popularne wśród marynarzy. Były dużo bardziej ekonomiczne niż klasyczne łóżka i dzięki kołysaniu zapewniały na statkach chwile kojącego snu.

Do połowy XVI w. hamaki stały się normą w wyposażeniu floty hiszpańskiej i brytyjskiej. Przetrwały także trudy dwóch wojen światowych i wojny w Wietnamie, gdzie były powszechnie wykorzystywane zarówno na morzu, jak i na lądzie. Później podbiły również serca mieszkańców basenu Morza Śródziemnego, reszty Starego Kontynentu, a następnie całego świata.

Hamaki poleciały nawet w kosmos! Podczas misji Apollo 11, po eksploracji powierzchni Księżyca i powrocie do lądownika, astronauci Neil Armstrong i Buzz Aldrin mieli podobno spore problemy ze snem na niewygodnej podłodze i osłonie silnika. Fakt ten został odnotowany przez NASA i już podczas misji Apollo 12 w listopadzie 1969 r. zaproponowano nowe, lekkie substytuty łóżek – hamaki księżycowe. Ciekawe, jak się wisi w hamaku przy niskim ciążeniu panującym na srebrnym globie?

Wisząc dla zdrowia

Grupa szwajcarskich i francuskich badaczy z Uniwersytetu w Genewie przeprowadziła ciekawy eksperyment, któremu poddano 12 wolontariuszy płci męskiej. Oddawali się oni krótkim, 45-minutowym drzemkom ‒ raz na klasycznym łóżku, a raz wisząc w hamaku. Przy użyciu EEG monitorowano pracę mózgu każdego z nich w trakcie zasypiania. Eksperyment wykazał, że osoby leżące w hamakach szybciej zapadały w głębszy sen. Choć sami naukowcy podkreślają, że jest to zbyt mała próba, aby jednoznacznie ogłosić wyższość hamaków nad standardowymi łóżkami, badania zdają się jednak potwierdzać to, co i tak już wiemy.

Miarowe bujanie się, które może przypominać nasze doświadczenia z okresu niemowlęctwa i spania w kołysce, pomaga się odprężyć i wprowadza mózg w głęboką fazę snu zwaną REM. To właśnie w jej trakcie najczęściej występują marzenia senne, odpoczywa umysł, polepszają się zdolności poznawcze i pamięć, a ciało jest zrelaksowane.

Głęboki sen sprawia, że budzimy się bardziej wypoczęci i pełni energii. Nie bez znaczenia jest również pozycja, w jakiej leżymy. Okazuje się, że lekkie wygięcie ciała podczas odpoczynku w „rybiej sieci” wpływa korzystnie na zmniejszenie ucisku na dyski i nerwy rozlokowane wzdłuż kręgosłupa.

Ekstremalne bujanie

Ci z nas, dla których zwykłe hamaczenie nie wydaje się atrakcyjną formą spędzania czasu, powinni spróbować Highlinemeetingu. To międzynarodowy zlot miłośniczek i miłośników slacka – taśmy rozwieszonej między dwoma punktami, na której wykonuje się odważne ewolucje. Jest to niezwykła forma ruchu na świeżym powietrzu polegająca na balansowaniu na taśmie i… na granicy rozsądku, wykonywaniu efektownych przejść lub tricków o różnych stopniach trudności.

Chociaż sam nie jestem predysponowany do tego rodzaju ekstremalnych doznań (nie pozwala mi na to lęk wysokości), to z ogromnymi wypiekami na twarzy wgapiałem się w zdjęcie zrobione podczas International Highline Meeting, które odbyło się w Monte Piana we Włoszech w 2015 roku – kilkanaście osób wiszących w hamakach podwieszonych do liny rozpiętej nad przepaścią! Informacja tylko dla osób o mocnych nerwach: fotografię można odnaleźć w zakątkach sieci.

Wybór odpowiedniego hamaka to nie lada wyzwanie, ale w internecie jest mnóstwo fachowych porad, dzięki którym z pewnością każdy znajdzie ten idealny dla siebie. Nieważne, czy będzie to hamak ogrodowy, czy turystyczny, wypleciony w postaci sieci czy uszyty z kawałka wytrzymałego materiału. Wisieć można prawie zawsze i wszędzie; ważne jest to, aby hamak rozwiesić bezpiecznie i dopasować go odpowiednio do naszych preferencji.

Osobiście uwielbiam hamaki za ich łatwość w obsłudze i możliwość pełnego dostosowania do różnorodnych upodobań użytkowników. Ja wolę spać w hamaku mocno napiętym, dzięki czemu czuję, jak odpręża się moje ciało, a rano budzę się wypoczęty i pełen energii.


Hamakowanie (def. według Wikisłownika) – leżenie, wylegiwanie się, urządzanie spania w hamaku. 

Hamaczenie – określenie używane przez autora poniższego artykułu do opisywania stylu życia ogniskującego się wokół wszelkich sposobności korzystania z hamaka.

Czytaj również:

Spacer idealny Spacer idealny
Przemyślenia

Spacer idealny

Marcin Polak

Chodzenie na zakupy bywa całkiem przyjemne, zwłaszcza jeśli można pójść na plac, np. na Stary Kleparz, celem obserwacji licznych warzyw i owoców o najrozmaitszych barwach i aromatach. Takie miejsca sprzyjają także spotkaniom – mijamy osoby innej narodowości, nieznajomych o różnym usposobieniu. Dobrze jest też w końcu się zatrzymać, przystanąć przy którymś straganie, by kupić pomidory albo jabłka, albo cokolwiek, na co nam akurat przyjdzie ochota.

Chodzenie po placach targowych bywa zazwyczaj niezwykle przyjemne, jednak nie powinno trwać zbyt długo. Wskazana jest zmiana krajobrazu. Można więc pójść przez miasto chodnikiem albo ulicą, jeśli akurat nie ma na niej rozpędzonych pojazdów. Chodzenie ulicą góruje nad chodzeniem chodnikiem rozkoszą transgresji. Należy pamiętać, że im dalej w zakupy, tym większy niesiemy ciężar, a chodzenie z kilkukilogramowym obciążeniem pozbawia nas wielu uroków spacerowania. Pewną formą obciążenia jest również sam cel, którym – w przypadku chodzenia na zakupy – są zakupy. Dlatego zamiast chodzić na zakupy, lepiej chodzić na spacery. Pójście na spacer różni się od pójścia na zakupy celem i dynamiką. Spacer jest zwykle wolniejszy, choć zdarzają się wyjątki – istnieją amatorzy spacerowania w żwawym tempie, zresztą nie nam oceniać, które tempo jest lepsze. Tempa spacerowania są po prostu rozmaite, co jednocześnie wcale nie znaczy, że temp nie można w ogóle ocenić. Tyle że porównywanie tempa spaceru z tempem innego spaceru na niewiele się zda, tego rodzaju ocena mało nam powie o słuszności bądź niesłuszności danego tempa spaceru.

Czytaj dalej