11 wspaniałych
i
Kolaż: Marta Konarzewska
Rozmaitości

11 wspaniałych

(Naprawdę!)
Maciej Kaczyński
Czyta się 10 minut

Tadeusz Kościuszko – bohaterski, pomysłowy, niezwykle prawy, dzielnie walczył w obronie słabszych, upominając się o równość dla uciśnionych i zniewolonych. Swoją biografią mógłby obdzielić kilkanaście osób. A może właśnie tak było?

4 lipca 1776 r. ojcowie założyciele podpisali Deklarację niepodległości Stanów Zjednoczonych. Powstawało nowe państwo, które o swoją wolność musiało jeszcze stoczyć bój z Brytyjczykami. Wszyscy, przynajmniej pobieżnie, znamy historię, symbole i bohaterów tej walki: Saratoga, West Point, Jerzy Waszyngton, król Jerzy III… No i wspaniały musical Hamilton Lina-Manuela Mirandy z 2015 r. O wolność walczyli też dwaj Polacy, już nie tak bardzo znani w Stanach Zjednoczonych: twórca amerykańskiej kawalerii Kazimierz Pułaski oraz Tadeusz Kościuszko – inżynier, którego umocnienia, fortyfikacje, zapory, a także umiejętności przywódcze odegrały ważną rolę w zwycięstwach Armii Kontynentalnej.

Kościuszkę niezmiernie cenił głównodowodzący armii Jerzy Waszyngton. Pisał o nim często w listach do swoich podwładnych, dopytując o niego i przerzucając go na kolejne miejsca walk. Niezwykle intrygujący jest fakt, że w listach Waszyngtona znajdujemy aż 11 różnych wersji zapisu nazwiska Kościuszki. Do niedawna sądzono, że miały na to wpływ skomplikowana polska wymowa i pisownia, z którymi borykają się nie tylko Amerykanie. Ostatnie badania ujawniły jednak szokującą prawdę: 11 wersji nazwiska istniało dlatego, że żyło wtedy i brało udział w wojnie aż 11 Kościuszków! A raczej 11 Polaków o nazwiskach niezwykle do siebie podobnych. Sprawę zbadał zespół niezależnych historyków i oto, co udało się im ustalić na temat biografii i losów osób występujących w listach Waszyngtona.

1. Tadeusz Kostuszko

Ten Polak nigdy nie dotarł do Filadelfii. Statek, którym wyruszył z Europy, w sierpniu 1776 r. rozbił się u wybrzeży Martyniki. Kostuszko, trzymając się masztu, cudem dopłynął do tej karaibskiej wyspy. Był wątłego zdrowia, a długi dryf kosztował go mnóstwo sił. Nic dziwnego, że musiał po tym wszystkim solidnie odpocząć. Na plaży znaleźli go mieszkańcy wyspy, którzy zabrali rozbitka do swojego domu, gdzie zapadł w głęboki regenerujący sen. Kiedy się obudził, zapytał dziwnie postarzałych gospodarzy, jak długo spał. Kilka godzin? A może kilkanaście? „Sześćdziesiąt lat” – odpowiedzieli.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Okazało się, że jest rok 1836. W Ameryce było już po wszystkim – Kostuszko nie musiał więc pomagać w jakiejkolwiek wojnie. Obudził się jednak z niewystyg­łym rewolucyjnym zapałem i chciał go jakoś spożytkować. Nie musiał daleko szukać. Przecież Martynika była francuską kolonią! Natchnął wolnościowym duchem rdzennych mieszkańców wyspy, ufortyfikował ją i objął dowodzenie nad armią wyzwoleńczą. Po kilku miesiącach walk z Francuzami wyspa była wolna!

Mieszkańcy proponowali mu start w wyborach na urząd prezydenta Demokratycznej Republiki Martyniki, ale Kostuszko odmówił. Dzięki zdolnościom inżynieryjnym zbudował statek, na którym wyruszył walczyć o niepodległość innych wysp na Morzu Karaibskim. Niestety statek znów rozbił się u wybrzeży Martyniki. Trzymając się masztu, Kostuszko cudem dopłynął na wyspę. Żeby odpocząć, śpi na niej do dziś.

2. Tobiasz Kaczuszko

Kaczuszko dopłynął do Filadelfii, co było najmniejszym z jego sukcesów. Zasługi wojskowe Kaczuszki są nie do przecenienia; był on jednak zbyt skromny, aby historia właściwie doceniła jego walkę o prawa i wolność wszystkich ludzi. A przecież to właśnie Kaczuszko namówił Waszyngtona i Jeffersona do uwolnienia niewolników, delikatnie sugerując, że korzystanie z pracy kilkuset z nich niezbyt współgra z ideami Deklaracji niepodległości. „Ojej, nie pomyślałem o tym!” – miał zakrzyknąć Waszyngton po rozmowie z Kaczuszką. „Dziękuję, przyjacielu, otworzyłeś mi oczy!” – to z kolei reakcja Jeffersona. „Nie dziękujcie mi, dziękujcie logice” – odpowiedział im Kaczuszko ze skromnym, łagodnym uśmiechem.

Machina historii ruszyła zatem dzięki Kaczuszce szybciej. Już pod koniec XVIII w. całkowicie zniesiono w USA niewolnictwo, co okazało się potężnym impulsem dla reszty świata. Wkrótce rozpadły się imperia kolonialne, co Kaczuszko kwitował delikatnym uśmiechem, nie przyjmując za to wszystko żadnych podziękowań ani odznaczeń. W 1861 r. odbył się wielki mecz futbolu amerykańskiego między ligą południową a północną, który przeszedł do historii jako wojna Północ–Południe. Ofiarą tego starcia był jeden z graczy Północy, który skręcił nogę w kostce.

3. Thaddée Cosciousceau

Z powodu dość dziwnego nazwiska, jak również faktu, że walkę Amerykanów wspierało coraz większe grono Francuzów (w tym inżynierów), Waszyngton myślał, że przynajmniej jeden z Kościuszków, do których pisał, pochodził z tego kraju. W tym przypadku miał rację: akurat Cosciousceau był częściowo Polakiem, a częściowo Francuzem; jego pełne imię i nazwisko to Jean-Jacques Aimery Cos­ciou-Lavesceau. Na co dzień używał dość praktycznego skrótu – Cosciousceau.

Inżynierowie francuscy często mieli zatargi z amerykańskimi wojskowymi. Snuli swoje wzięte z poprzedniej epoki wizje fortyfikowania wzgórz i zarządzania ludźmi. Nic dziwnego, że butny Cosciousceau szybko skłócił się nie tylko z generałami Armii Kontynentalnej, lecz także z Koś­ciuszką (jego jeszcze poznamy), który chciał fortyfikować West Point zupełnie inaczej. W tym sporze na szczęście wygrał Kościuszko (i Stany Zjednoczone). Cosciou­sceau jak niepyszny wrócił do rodowej posiadłości w Burgundii, gdzie dożył swoich dni, uprawiając wino metodami tradycyjnymi. Nie szło mu najlepiej, dlatego dziś nikt już nie pamięta smaku Cosciousceau Sauvignon.

4. Tadeu Ceaușescu

Miał korzenie polsko-rumuńskie. O jego losach praktycznie nic nie wiadomo.

5. Tadexander Koszyngton

Losy Koszyngtona są powszechnie znane, gdyż ze wszystkich naszych bohaterów najmocniej przeniknął do światowej popkultury. Przypływa on do Ameryki z Karaibów. Tu poznaje Aarona Burra, markiza de La Fayette oraz innych rewolucjonistów; wspólnie śpiewają przebojowe piosenki. Wkrótce Koszyngton zostaje asystentem Waszyngtona. W 1780 r. gości na balu zorganizowanym przez Philipa Schuylera, gdzie poznaje jego córkę Elizę, z którą niebawem bierze ślub i śpiewa przebojowe piosenki, w tym jedną (pod koniec) bardzo smutną. W tym czasie Koszyngton przeżywa jeszcze rozmaite perypetie, śpiewa dużo piosenek i tańczy, wykonując układy choreograficzne.

Koszyngtona gra Lin-Manuel Miranda, który całość pisze i reżyseruje, wystawia na Broadwayu, po czym zgarnia 11 nagród Tony. Pozew sądowy składają potomkowie Alexandra Hamiltona, którzy upierają się, że musical opowiada o losach ich krewnego, a nie żadnego Koszyngtona. Jednak nie mają szans – Koszyngton grany jest już z sukcesami na całym świecie. Rodzina Hamiltona w ramach ugody dostaje bilety na miejsca w pierwszym rzędzie.

6. Kos

Do tego Polaka Waszyngton lubił pisać najbardziej. Jedna sylaba! Jakaż ulga, jak łatwo było zapisać to nazwisko! Krótkie, mocne, a przy tym syczące, groźne dla przeciwników.

I faktycznie – Kos był prawdziwym postrachem Brytyjczyków. Wsławił się zwłaszcza pod Saratogą, gdzie spadał na przeciwnika z dziką furią. Jak napisał w dzienniku jeden z żołnierzy brytyjskich, Jim Bird: „Wielu tam było tęgich wojaków, ale spośród nich najbardziejśmy się obawiali niejakiego Kosa. Kiedyśmy siedzieli przy ognisku, grzejąc rumem ciała i dusze, i słyszeli furkot, gulgot i klekotanie dzioba, tośmy wiedzieli, że wielu z nas ranka nie dożyje. I tak było. Straszliwy to był widok o świcie, towarzysze broni na ziemi, na śmierć podziobani”.

Warto tu dodać, że Kos był ptakiem z gatunku kos zwyczajny, w Ameryce znanym jako common blackbird (łac. Turdus merula). Ten osobnik wyróżniał się wyjątkową siłą – wyruszył z Polski i przebył ocean, odpoczywając zaledwie przez chwilę na Wyspach Kanaryjskich i po drodze żywiąc się rybami (był to dla niego trening krwiożerczego spadania na wroga).

Kos bardzo przydawał się też w umacnianiu wszelkich fortyfikacji, choćby w West Point. Przenoszonymi w dziobie patykami i słomą zatykał dziury w konstrukcjach. Tworzył też doskonałe gniazda strzeleckie, z których snajperzy Armii Kontynentalnej skutecznie razili Brytyjczyków. Koledzy z jednostki bardzo go lubili. Przy wieczornych ogniskach nie dawał się długo prosić i umilał im czas swoim śpiewem. W repertuarze miał nie tylko polskie pieśni narodowe. Za kilka robaków śpiewał także piosenki irlandzkie, włoskie, a nawet bluesa.

Po wojnie Kongres docenił zasługi Kosa, mianując go generałem brygady. „Służyć pod nim to zaszczyt” – pisał w dzienniku Jim Malone, kiedy akurat Kos zataczał nad nim kręgi. W ostatnich latach życia bohater wycofał się ze służby i życia publicznego. Mówiono, że z głębi lasu rozbrzmiewa niekiedy piękna tęskna pieśń o bitwach, odwadze i wolności. A potem śpiew ucichł. Pomnik Kosa stoi dziś przed Białym Domem. Dla upamiętnienia bohatera 4 lipca wdzięczni Amerykanie ozdabiają go słomą, papą i patykami oraz składają pod nim chrząszcze i larwy.

7. Timothy Kosciousko

Waszyngton lubił go niesłychanie. Pierwszy prezydent USA miał w Mount Vernon największą destylarnię whiskey w całym kraju i z Kosciouską połączyła go miłość do tego złotego trunku. Po wygranej wojnie często oglądali razem zachód słońca, siedząc na ganku domu Waszyngtona ze szklaneczkami w dłoniach. W rozkoszach takich spokojnych wieczorów Kosciousce przeszkadzała tylko świadomość, że jego przyjaciel ma wciąż 400 niewolników. Był więc niezmiernie wdzięczny swojemu rodakowi Kaczuszce (patrz wyżej) za to, że w końcu namówił prezydenta do ich wyzwolenia. Pewnego wieczoru siedzieli na ganku razem – Waszyngton, Kaczuszko i Kosciousko – sącząc whiskey i patrząc, jak zachodzą słońce oraz stary, niesprawiedliwy świat.

8. Teofil Koshiosko

O rzekomo „jedynym” Kościuszce wiadomo, że był wielkim miłośnikiem kawy – niektórzy nazywali to wręcz uzależnieniem. Tymczasem owym kawoszem był Koshiosko. I faktycznie, dla czarnego naparu mógł zrobić dosłownie wszystko. W 1778 r. jego zatroskani przyjaciele zorganizowali interwencję, która miała mu pomóc wyjść z nałogu; nic ona jednak nie dała. Po dwóch odwykach Koshiosko niezmiennie wracał do ziaren, młynków, filiżanek i spodeczków.

Skończył smutno: jego ciało odnaleziono w małym obskurnym domku pod Nowym Jorkiem. Wszędzie walały się worki z kawą i fiszki z adresami kawiarni oraz dostawców ziaren. Sekcja zwłok wykazała, że tuż przed śmiercią Koshiosko wypił – ni mniej, ni więcej – 234 filiżanki mocnej małej czarnej.

9. Ted K.

Oszust, który podawał się za Kościuszkę, bo miał podobne imię. Rzekomy „Koś­ciuszko” naciągał ludzi na pieniądze, wcis­kając im weksle bez pokrycia i po prostu okradając z oszczędności. Zdemaskowany czmychnął na daleki Zachód, gdzie wciąż próbował wyłudzać od naiwnych drobne kwoty, tym razem podając się za Napoleo­na Bonaparte.

10. Tymoteusz Kość-Uszko

Po wygraniu wojny przez USA wrócił do Polski opromieniony sławą i chwałą. Zastał kraj rozrywany przez sąsiednie mocarstwa: Prusy, Rosję i Austrię. Jednak dzięki swojej wyjątkowej charyzmie w 1794 r. stanął na czele powstania, które zakończyło się niebywałym sukcesem. Wolna i silna Polska mogła w tym momencie podbić sąsiadów i stać się największym mocarstwem w regionie, z Kość-Uszkiem jako imperatorem. Ten jednak nie chciał takich cyrków: osiadł w swoim majątku i u boku żony cieszył się szczęściem oraz dostatnią, tolerancyjną i wolną Polską. Pod koniec długiego życia odwiedził USA; podczas pieszej wycieczki w Kanionie Kolorado stracił równowagę i runął w przepaść. Niestety zginął na miejscu.

11. Taddeo Cosciusconi

Przystojny i przebojowy Cosciusconi, Włoch o polskich korzeniach, przybył do Ameryki, doskonale wiedząc, czego chce. Jego celem było stworzenie wielkiego koncernu medialnego. Zaczął skromnie: od własnoręcznego tworzenia gazetek z dowcipami, które rozdawał na ulicach Filadelfii. Historyjki nie były zbyt śmieszne, gdyż Cosciusconi kompletnie nie znał wówczas języka angielskiego i kierował się intuicją. Mimo to po kilku miesiącach było go już stać na buty, w których pomaszerował do stolicy show-biznesu – Nowego Jorku. Tu działał przez następne kilka miesięcy, pisząc nowe dowcipy w nieznanym sobie języku, i wkrótce zmarł.

Jego syn postanowił kontynuować dzieło wielkiego ojca. Miał nad nim sporą przewagę: znał język angielski. Dzięki temu w krótkim czasie stał się milionerem i największym magnatem prasowym w kraju. W kolejnych dziesięcioleciach rodzina Cosciusconich powiększała swoje wpływy. Radio i telewizja okazały się w ich rękach nie tylko nośnikami rozrywki, lecz także narzędziami politycznymi. Każdy kolejny Cosciusconi nie zapominał przy tym o założycielu dynastii oraz jego ideałach. Przecież dowcipy, które tworzył, wyśmiewały brytyjski imperializm, absolutyzm i niechęć do demokracji. Dlatego wszyscy w tym rodzie byli idealistami i służyli obywatelom.

I w końcu jeden z nich – demokrata, piewca wolności i sprawiedliwości społecznej – Taddeo Cosciusconi został prezydentem USA. Wyruszył w swoją pierwszą podróż do Europy. No i tu doszło do skandalu. Podczas wizyty w Rzymie włoski premier, magnat prasowy i prawicowy populista Silvio Berlusconi rzucił się na Cosciusconiego z pięściami. Walka Cosciusconi vs Berlusconi zakończyła się lewym sierpowym w wykonaniu amerykańskiego prezydenta, który powalił włoskiego premiera na deski, nokautem w siódmej rundzie i triumfem ideałów demokratycznych.

+ Kościuszko bonusowy:

12. Tadeusz Kościuszko

Był jeszcze jeden Kościuszko – Tadeusz Kościuszko, który po wygraniu wojny o niepodległość również wrócił do Polski. W 1794 r. stanął na czele powstania, chcąc walczyć nie tylko o wolność szlachty, lecz także całego społeczeństwa: chłopów, kobiet, Żydów. Powstanie zostało brutalnie stłumione przez Rosję i Prusy, a Polska zniknęła z mapy Europy aż do 1918 r. Kościuszko zmarł w Szwajcarii, samotny. Przed śmiercią rozdawał drobne wykorzystującym go żebrakom. Wszystkie zarobione w Ameryce pieniądze przeznaczył w testamencie na wyzwolenie i edukację niewolników.

Czytaj również:

Obywatel Kościuszko
i
Tadeusz Kościuszko; źródło: domena publiczna
Wiedza i niewiedza

Obywatel Kościuszko

Edwin Bendyk

Idee, o które walczył, do dziś nie straciły na aktualności. Mimo że zmarł ponad 200 lat temu, Tadeusz Kościuszko mógłby i teraz stanąć do walki z siłami obskurantyzmu oraz bigoterii. Ostatni rycerz, pierwszy obywatel.

Już za życia okryty mityczną sławą, był jednocześnie osobą bardzo skromną. Biograf Stefan Bratkowski nazwał go jednym z najbardziej milczących bohaterów. Rzeczywiście, Tadeusz Kościuszko zostawił po sobie niewiele pism. Te, które możemy przeczytać np. w formie listów (prowadził ożywioną korespondencję m.in. z Thomasem Jeffersonem), świadczą o tym, że do końca życia pozostał wierny ideałom wolności i równości. Wystarczy jednak zajrzeć do Wikipedii, by zorientować się, jak złożoną był postacią. Edycje polska i białoruska piszą o nim jako o bohaterze narodowym Polski, Białorusi i Stanów Zjednoczonych. Ukraińcy dodają, że był też bohaterem narodowym Litwy. Na tym nie koniec, bo ma miejsce również w historii Francji – dodają wikipedyści anglojęzyczni.

Czytaj dalej