Było letnie popołudnie 193… roku – tak piękne, na ile to tylko możliwe w komendzie Policji Państwowej w Lublinie. Kierownik Wydziału Śledczego komisarz Maciejewski siedział za biurkiem okropnie zawalonym papierami, a obok ślęczał nad aktami jego zastępca Kraft, lecz miejsce pracy podkomisarza stanowiło wzór praworządności i samodyscypliny. Zadzwonił oczekiwany telefon z dyżurki. Świadek w sprawie fałszowania czeków, który upierał się, że nie posiadał beżowego garnituru, właśnie miał zostać podejrzanym dzięki przeczącemu zeznaniom kwitowi z pralni. Maciejewski jednak, zagłębiwszy dłoń w chaos na swoim biurku, nagle zbladł i polecił:
– Zatrzymajcie go kwadrans! Wywiadowcy Fałniewicz i Zielny do mnie! Kraft, gdzie jest kwit?!
Maciejewski pamiętał, że miał go na biurku poprzedniego dnia, gdy pracował do późna nad aktami sprawy. Ponieważ kwitem targał przeciąg, przygniótł go szklanką po kawie.
– Kwit tu był – potwierdził Kraft. – Przyszedłem pierwszy rano i też chciałem napić się kawy, więc umyłem szklankę, a kwit musiałem od niej odlepiać. Wsunąłem go do akt, ale nie przypiąłem.
– Niechcący, panie kierowniku, zawadziłem o tę piramidę na pańskim biurku i runęła – przyznał się słoniowaty Fałniewicz. – Ale wszystko pozbieraliśmy, przepisowo! Ten kwit położyłem na teczce z aktami w sprawie fałszywego czeku. Komisarz Kraft przydzielił nam dochodzenia, więc wziąłem swoje akta pod pachę i poszliśmy z Zielnym do siebie.
– Ja swoje faktycznie na chwilę położyłem na pańskim biurku, ale zaraz zabrałem. I nie było żadnego kwitu z pralni, jak Boga kocham! – przysięgał Zielny, poprawiając wybrylantynowaną fryzurę. – Dostałem cudną sprawę z Kudłatą Helką, że niby okradła klienta. W moim guście, ale grube to jak powieść, no to odłożyłem na spód do jutra, bo wieczorem do kina jestem nieszczęśliwie umówiony. Cud blondynka, może się nawet ożenię ku chwale ojczyzny! – spojrzał niespokojnie na zegarek. – Akta złodzieja z targu wziąłem do ręki i wymieniłem z Fałniewiczem na kieszonkowca z dworca. Za to co do kradzieży ciągłej butelek z piwem z browaru Vettera, to woźnicę wytypowałem panu kierownikowi jak na tacy! Proszę.
Maciejewski obrócił w dłoniach teczkę z aktami, a nawet przelotnie do niej zajrzał, chociaż drobne sprawy nieszczególnie go interesowały. Odlepił z biurka wciąż niedomytą szklankę i odstawił na parapet.
– Przynieście mi akta ……………… …………………………………..* – polecił.
Niecałą godzinę później przygwożdżony kwitem sprawca przyznał się do sfałszowania czeku, a komisarz Maciejewski opłukał jako tako szklankę i zrobił sobie kawy. Z prądem, bo było co świętować.
* Uzupełnić pismem maszynowym lub starannie atramentem bądź ołówkiem kopiowym.
Ubrudzony od szklanki kwit z pralni mógł przykleić się, pozostając niewidocznym, tylko do akt sprawy Kudłatej Helki. Akta złodzieja z targu oraz kradzieży piwa Zielny podnosił, zatem kwitu by nie przegapił. Funkcjonariuszu, pamiętaj, czystość na miejscu twej służby orężem walki z brudem występku!