W XIX w. żył José Arcadio Buendía badający zjawisko przemiany fizycznej. Topił sztabki złota, które wlewał do kubła wypełnionego piaskiem i tak powstałą substancję, kiedy ostygła, wysadzał w powietrze i liczył, ile uzyskał odłamków. Każdy z tych odłamków miał inny kształt, co starał się oddać w rysunku i do każdego z tych rysunków dorysowywał nowe elementy, tak że tworzył kubistyczne kompozycje, które wystarczająco pobudzały jego wyobraźnię, by na marginesie kartek dopisywać do nich niedługie opowiadania.
Jedno z nich przedstawiało starego Cygana Melquiadesa, mieszkającego z żoną w Andaluzji, człowieka uzależnionego od książek. Pewnego dnia szczególnie mocno pochłonęła go lektura o przejmującym losie Joségo Arcadia Buendíi, który zmarł, badając zjawisko przemiany fizycznej podczas wybuchu jakiejś zastygłej mazi.
Gdy Melquiades odłożył książkę na półkę, trzasnęły drzwi, bo żona, oburzona zaniedbaniem przez niego obowiązków, wyszła z domu po gwoździe do handlarza Gabriela Garcíi, z którym wdała się w pogawędkę.
Gabriel García opowiedział jej o swym kuzynie, profesorze Márquezie, który badał lud wędrownych Cyganów, często wspominających postać legendarnego Melquiadesa, rzekomego wynalazcy i kolekcjonera unikatowych dzieł naukowych. Gabriel García przywołał opinię Márqueza, według którego ulubionym dziełem Melquiadesa miały być Metamorfozy Joségo Arcadia Buendíi. W tym momencie rozmowy kobieta dała sobie spokój z gwoździami i wyszła poza ramy tej historii.