Mądry wywiad – 3/2022
Humor + Rozmaitości, Rozmaitości

Mądry wywiad – 3/2022

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Niezwykła rozmowa z Robertem Trzęsowskim, autorem głośnego eseju filozoficznego Przypadek i konieczność.

Tomasz Wiśniewski: Słynie Pan z interesujących poglądów na temat przypadku i konieczności. Między innymi twierdzi Pan, że gdy wygrywał na loterii, wpisując „przypadkowe” liczby, nie był to zwykły szczęśliwy traf, ale racjonalna decyzja, po której miał Pan prawo spodziewać się pozytywnych rezultatów.

Robert Trzęsowski: Czym jest przypadek? Zdarzeniem, którego nie da się przewidzieć. Ja natomiast przewidziałem, że wpisując właśnie te liczby, wygram. Gdybym tak tego nie widział, dlaczego miałbym je wybierać? W pewnym sensie ja nie „wygrałem na loterii” – ja zarobiłem te pieniądze.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Dobrze. Załóżmy, że ta szalona metoda jest istotnie metodą. Czy to, że ma Pan swego rodzaju dar do wybierania „szczęśliwych liczb”, czyli że posiada Pan określony zestaw cech psychicznych, który o tym darze decyduje, nie jest jednak kwestią przypadku?

A jak mógłbym nie posiadać cech psychicznych, które posiadam? To absurd przypuszczać, że mógłbym być kimś innym, niż jestem.

Twierdzi Pan zatem, że również Pański charakter i los są czymś koniecznym, nieodzownym.

Rozważmy samo prawdopodobieństwo mojego zaistnienia. W świecie, w którym żyje kilka miliardów ludzi, moim rodzicom udało się spotkać i zakochać w sobie. To prawdopodobieństwo jest tak nik­łe, że nie widzę powodów, by nie przyjąć, że moje istnienie było czymś odgórnie zaplanowanym.

Domyślam się, że teorię tę rozciąga Pan na wszystkie organizmy żywe.

Proszę pana, organizmy żywe ewoluowały przez miliony lat, a ja mam popadać w jakieś egzystencjalne wątpliwości, że równie dobrze mógłbym być, jak i mogłoby mnie nie być? Świat przez miliony lat przygotowywał się do tego, bym się na nim pojawił. Z pewnego punktu widzenia cała przeszłość świata prowadziła do momentu, którego kulminacją jestem ja we włas­nej osobie. To samo dotyczy wszystkiego, co żyje – każdego psa, kota, komara.

Czytaj również:

Łącząc kropki
i
"Biały wielbłąd sułtański", Stanisław Chlebowski, 1871 r./MNW (domena publiczna)
Świat + Ludzie, Wiedza i niewiedza

Łącząc kropki

Kamila Dzika-Jurek

W połowie XVIII w. brytyjski pisarz Horace Walpole w liście do krewnego użył zupełnie nowego słowa. A właściwie zapożyczył je z perskiej baśni. Czy autor Zamczyska w Otranto domyślał się wtedy, że znalazł być może jeden z ważniejszych kluczy do złożoności ludzkiego losu – serendypię?

Odkrycie Walpole’a nie miało nic z wielkich objawień. Było to tylko spostrzeżenie człowieka, który bawił się słowami i cieszył z własnej pomysłowości. Wątpliwe, by ktoś oprócz Horace’a Manna, amerykańskiego polityka i dalekiego krewnego, do którego Walpole wtedy napisał, odnotował ten moment. Działo się to również w dosyć zwyczajnych okolicznościach: mieszkanie i list do zapewne ulubionego powiernika pisarza – oto cała przestrzeń iluminacji. Walpole zaś, zamiast wykrzyczanego na końcu „eureka!”, napisał do Manna: „Nie mam ci nic ciekawszego do powiedzenia w tej kwestii”. Najważniejsze jednak: sprawa dotyczyła słowa serendipity. Owszem, nie dało się nim ani leczyć ludzi, ani zapewnić głodującym na świecie stałych dostaw żywności, ale brytyjski pisarz zrobił coś, co robią wszyscy wielcy odkrywcy: otworzył zupełnie nową przestrzeń dla ludzi i skierował tam światło, żeby mogli wejść i zobaczyć. Kto by się spodziewał, że kilka wieków później serendypia stanie się polem dla dociekań naukowców, chcących wyjaśnić tajemniczą siłę kierującą ludzkim losem, a także nowoczesnym narzędziem do prowadzenia badań na dużą skalę nie tylko w dziedzinie psychologii i socjologii. Śmiało można więc głosić, że słowo to odkryto 28 stycznia 1754 r., najprawdopodobniej rankiem.

Czytaj dalej