Wyjątkowa rozmowa z profesorem Kazimierzem Szylentowskim, znanym językoznawcą, autorem głośnych Uwag o semiotyce ogólnej, który w pewnym momencie życia zrezygnował z posługiwania się mową. Specjalnie dla „Przekroju” przerwał milczenie po to, by wyjaśnić, dlaczego nic nie mówi od ponad 20 lat.
Tomasz Wiśniewski: Jak wyglądało Pana życie, zanim zdecydował się Pan zaniemówić?
Kazimierz Szylentowski: Kiedyś jeszcze próbowałem coś mówić. Społeczeństwo naciskało, rodzina, praca. Ale odpuściłem. Trzeba było kiedyś skończyć z tą szopką.
Skąd ta decyzja?
Na świecie istnieje 7,6 mld ludzi. Większość z nich twierdzi, że ma coś do powiedzenia. Ja wypisałem się z tej grupy. Napisałem Uwagi o semiotyce ogólnej i tyle. Nie mam już nic więcej do powiedzenia.
Mógłby Pan Profesor nieco wyjaśnić swoją niechęć do mowy?
Nie licząc kwestii praktycznych, liczba kombinacji tego, co można powiedzieć, jest skończona:
X spotkał Y;
U Y wszystko po staremu albo coś nowego (co nigdy tak naprawdę nie jest czymś nowym);
Y jest politykiem, który jest idiotą;
Z zachorował i umarł;
A zakochał się w B i/lub na odwrót;
W punkcie przestrzeni X1 miało miejsce wydarzenie Y1.
I tak dalej. Ludzie mnożą informacje w nieskończoność. Większości wypowiedzi i tak się nie pamięta. Uznałem, że lepiej wymieniać się uśmiechami albo poklepywać po ramieniu bądź wspólnie patrzeć na coś.
A co Pan myśli o funkcji praktycznej języka?
Zbyt wielką wagę przywiązuje się do funkcji, która – jak słusznie zauważał Anatole France – nie jest niczym innym niż wydoskonalonym małpim i psim nawoływaniem.
Czy nie sądzi Pan, że Pana postawa jest nieludzka?
Być może jest nieludzka, ale na planecie, gdzie żyje 7,6 mld ludzi, powinno się znaleźć miejsce również dla tego, co nieludzkie.
A jak wygląda Pana życie duchowe? Co na przykład z modlitwą?
Według niektórych protestanckich teologów anioły nie rozmawiają, tylko używają technik telepatycznych.
Dziękuję za tę niezwykłą rozmowę.