Już w marcu miałem kupiony bilet do Meksyku. Byłem w trakcie ostatecznych przygotowań, kiedy znienacka dopadło mnie pytanie: kim właściwie jest reporter? Szybko odpowiedziałem sobie w myślach: „Kimś, kto udaje się w jakieś miejsce, aby opisać jego specyfikę”.
Ale oto pojawiło się kolejne pytanie: czym jest miejsce? „Punktem w przestrzeni” – odparłem.
Czym zaś jest przestrzeń?
Podrapałem się po głowie i sięgnąłem do literatury fachowej. Według Immanuela Kanta to kategoria, za pomocą której umysł ludzki postrzega rzeczywistość, poza którą nie może się wydostać. Zdaniem filozofa nie możemy wyobrazić sobie żadnego przedmiotu, który nie istniałby w przestrzeni, tak jak nie możemy wyobrazić sobie żadnego wydarzenia, które nie istniałoby w czasie.
Niewykluczone, że świat sam w sobie, świat „prawdziwy” jest bezprzestrzenny, lecz my, posiadając taki, a nie inny umysł, nie potrafimy go jako takiego widzieć – to tak, jakby na stałe zamontowano nam pewien typ okularów, których nie jesteśmy w stanie z siebie zdjąć.
Rozważmy tę możliwość w odniesieniu do reportażu. Okazuje się, że podróżowanie może być faktycznie dreptaniem w miejscu; opisywanie odległego kraju może jest jedynie opisywaniem odległego zakątka umysłu reportera.
Czy więc reportaż nadal jest reportażem?
Czy może to zakamuflowana psychologia?
Czytelnicy muszą mi wybaczyć, że w tym numerze wyjątkowo nie relacjonuję wydarzeń z jakichś egzotycznych krain, że nie poleciałem do Meksyku, ale dopadły mnie te sceptyczne refleksje i unieruchomiły w domu: wciąż nie potrafię się z nich wydobyć – zarówno jako reporter, jak i człowiek.