Mały reportaż – 3/2019 Mały reportaż – 3/2019
Rozmaitości

Mały reportaż – 3/2019

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 1 minutę

Rosyjski satanizm narodził się w XVII w. O ile wcześniejsza tradycja ludowa przedstawiała czarta jako istotę nieudolną i wartą śmiechu, o tyle w okolicach 1666 r., razem z towarzyszącymi tej dacie nastrojami apokaliptycznymi, wszystko uległo zmianie.

Powagę sytuacji spotęgował fakt, że to właśnie w tym roku doszło do wydarzenia, które wstrząsnęło krajem: do rozłamu w Kościele prawosławnym. Oczywiste było dla wielu, kto za tym stoi; mówiło się, że bestia ma swoich ludzi – właśnie satanistów. Doszło do tysięcy samobójstw, będących wyrazem buntu metafizycznego.

Pomyślałem, że byłoby niezwykle pouczające odwiedzić monastyr staro­obrzędowców, spotkać ludzi, którzy przechowali pamięć o tamtych wydarzeniach, dowiedzieć się, jak dziś żyją oraz co myślą o obecności diabła i jego świty we współczesnym świecie.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Po przylocie do Moskwy nawiązałem kontakt z człowiekiem, który na ulicy zwrócił moją uwagę staroświeckim monoklem, za którym błyskało ostre, badawcze spojrzenie. Uznałem, że może coś wiedzieć w interesującej mnie sprawie.

Przedstawił się jako Piotr Jurnij i po krótkiej rozmowie zaprowadził mnie do starego budynku, położonego niedaleko pomnika Puszkina, ustawił pod ścianą w korytarzu i kazał obserwować. Domyśliłem się, że mam z ukrycia śledzić jakiś ceremoniał inicjacyjny. Dreszcz przebiegł mi po plecach: oto ujrzałem bowiem siedzącą na planie pentagramu marmurową bestię o siedmiu głowach i 14 ludzkich oczach, która wydawała polecenia mężczyznom mającym końskie łby.

– Co pan o tym myśli? – zapytał mnie po wszystkim Piotr Jurnij.

Przyznałem, że byłem pod wrażeniem, lecz od słowa do słowa stopniowo wyjaśniało się, że był to rytuał jakiejś sekty ezoterycznej, która nie miała absolutnie nic wspólnego ze staroobrzędowcami. Nie kryłem rozczarowania, ponieważ nie po to przybyłem do Rosji. Gwałtownie uciąłem swoje stosunki z Piotrem Jurnijem.

Podjąłem jeszcze kilka nieudolnych prób nawiązania kontaktu ze staroobrzędowcami (raz siłą usunięto mnie z terenu pewnego monastyru, do którego w desperacji wkradłem się nocą – nie wiedziałem, że był to monastyr żeński). Wreszcie nadszedł dzień lotu powrotnego i pogodziłem się ze swoją reporterską porażką. Być może uda mi się za trzy miesiące.

 

Czytaj również:

Piekła gorące, piekła zimne Piekła gorące, piekła zimne
i
ilustracja: Daniel de Latour
Wiedza i niewiedza

Piekła gorące, piekła zimne

Tomasz Wiśniewski

Jeśli miałbyś, Czytelniku, trafić do jakiegoś azjatyckiego piekła, rekomendujemy to buddyjskie – najlepszy stosunek jakości do kosztów. Przegląd buddyjskich i taoistycznych ofert dla grzeszników przygotował Tomasz Wiśniewski.

W niemal nieskończonej przestrzeni istnieje niemal nieskończona ilość światów, zamieszkiwanych przez nieskończoną liczbę istot – tak najzwięźlej można określić kosmologię buddyjską. Co prawda istnieli mnisi, którzy podawali dokładne wyliczenia dotyczące ilości czy wielkości światów, ale są one na tyle astronomiczne i abstrakcyjne, że właściwie nieużyteczne.

Czytaj dalej