Niesamowity wynik badań szwedzkiej uczonej prof. Karin Andersson, specjalizującej się w ostatnich etapach ewolucji naszego gatunku. Z jej badań wynika, że wszyscy tzw. introwertycy, których przez lata negatywnie oceniano, poprawiano, leczono itp., w rzeczywistości reprezentują mutacje osobnicze najlepiej przystosowane do obecnie prędko zmieniającego się środowiska. Warunki pandemiczne wszystkim nam to uświadomiły: łatwość ciągłego przebywania w zamkniętym pomieszczeniu, umiejętność pracy zdalnej – któż jest lepiej do tego przystosowany, jeśli nie nasi „aspołeczni” domatorzy? To, co diagnozowano wcześniej jako „fobię społeczną”, należy wykreślić z katalogów chorób: jeśli dobrze się zastanowić, nie jest to żadne przekleństwo, lecz doskonała kompozycja cech poznawczych i charakterologicznych. Bo kto jest bardziej zdolny do przesiedzenia całych miesięcy przed komputerem bez załamania psychicznego? Zdaniem prof. Andersson świat zewnętrzny rozprasza, a także zaburza orientację w światach niefizycznych: wirtualnym oraz duchowym, czyli tym, ku którym zmierza nasza epoka.