Niezwykłe odkrycie prof. Anne Hultkrantz Niezwykłe odkrycie prof. Anne Hultkrantz
i
zdjęcie: Danie Franco/Unsplash
Rozmaitości

Niezwykłe odkrycie prof. Anne Hultkrantz

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 1 minutę

Niezwykłe odkrycie szwedzkiej neurobiolożki prof. Anne Hultkrantz związanej z uniwersytetem w Uppsali dotyczące zjawiska starzenia się.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Ściśle mówiąc, zdaniem badaczki taki proces w ogóle nie zachodzi w sposób naturalny i nie jest nieuniknioną konsekwencją życia. „Starzenie się to nie natura, lecz kultura” – powiada Hultkrantz. Okazuje się, że nie myliły się plemiona australijskie i afrykańskie, które postrzegały śmierć jako „coś sztucznego”, rezultat czyjejś złej woli – ludzkiej bądź boskiej (świat zwierząt nie został wzięty pod uwagę). Tyle że Hultkrantz opisuje śmierć nie w kategoriach magicznych, lecz psychosomatycznych. Jednostka przeczuwa, że ktoś życzy jej śmierci, dlatego jej komórki obumierają – bardziej posłuszne społeczeństwu niż jednostkowej woli życia. Badaczka wyprowadza logiczne konsekwencje ze swoich odkryć: sposobem na przedłużenie życia nie są mutacje czy grzebanie w genach, ale rewolucja sumień. Jeśli społeczeństwa nie zacznie kontrolować pewnego rodzaju policja moralna, wciąż będziemy śmiertelni. Hultkrantz podaje przykłady Chrystusa, Aleksandra Wielkiego czy Hypatii z Aleksandrii – postaci, którym złorzeczono i które umarły młodo. Czy jej koncepcja uzyska powszechne uznanie świata naukowego, tego nie wiemy. Krytycy już zwracają uwagę, że teoria powstała w wyniku kłótni małżeńskich państwa Hultkrantzów. Co gorsza, jeśli koncepcja badaczki jest prawdziwa, to zyskując sobie wrogów, prof. Hultkrantz tylko ściągnie na siebie nieszczęście.

Czytaj również:

Plamka Plamka
i
zdjęcie: domena publiczna / Rawpixel
Opowieści

Plamka

Mateusz Kołczinger

W oku, gdzieś między rogówką a siatkówką, dryfują półprzeźroczyste plamki. Wiem, że to rzecz zupełnie normalna i pewnie nie warto nawet o tym rozmawiać. Gdy byłem dzieckiem, mówiliśmy na te obiekty „fusy”, ale podobno ich fachowa nazwa to muscae volitantes, czyli latające muszki. Skoro po łacinie określane są w ten właśnie sposób, raczej niewielkim cieszą się poważaniem.

Plamki te, dość bezwładne, pływają w gó­rę, w dół, w lewo i w prawo – w zależności od ruchów gałki ocznej. Trudno na którejś zogniskować wzrok. Jednak ostatnio udała mi się ta sztuka. Przyłapałem jedną z nich na wprost mojej źrenicy i zauważyłem, że ma ona bardzo skomplikowaną wewnętrzną strukturę.

Czytaj dalej