— Po dokładnym obliczeniu — mówiła Lucynka do Paulinki — ustaliłam, że przybyło mi na wczasach 40 piegów. Razem mam ich na twarzy około setki. Bardzo niemiłe!
— Przeciwnie! — powiedziała Paulinka. — Piegi wcale nie szpecą. Dodają nawet wdzięku.
— Bez takiego wdzięku mogę się obejść — powiedziała z goryczą Lucynka. Nawet próbowałam piegi usunąć za pomocą środka złuszczającego. Niestety! Twarz się złuszczyła, piegi zostały…
— Oczywiście! — powiedziała Paulinka. — Bo też nie wolno używać przeciw piegom żadnych środków złuszczających ani wypalających. Niszczą tylko skórę, w niczym piegom nie szkodząc.
— A co robić?
— Nie przejmować się. Powtarzam: piegi są twarzowe. Cera w brązowy rzucik jest modna i długo modna pozostanie.
— Wolę być modna w innych szczegółach. Podaj mi, proszę, dobry środek na piegi.
— Sok z cytryny pomieszany z kilku kroplami spirytusu. Zwilżasz nim wieczorem twarz i pozwalasz by wyschła. Jeśli masz suchą cerę, natrzesz rano twarz tłustym kremem. Zabieg ten powtórzysz kilkakrotnie.
— Zaczynam od zaraz! — zawołała Lucynka, bezzwłocznie zabierając się do operacji. A czy znasz inny jakiś środek na piegi? — spytała już z twarzą powleczoną lekarstwem Paulinki.
— Owszem. Nawet bardzo prosty. Wystarczy nieco się zestarzeć. Piegi bowiem są „chorobą" młodości, w późniejszym zaś wieku przeważnie znikają. Jeśli więc tak bardzo zależy ci na czcigodnym wyglądzie…
— Co to, to nie — zawołała Lucynka. — Stanowczo przekonałaś mnie do piegów. Niestety posmarowałam się już cytryną ze spirytusem.
— Pociesz się — powiedziała Paulinka — że pod wpływem tej mieszaniny zniknie tylko mniej więcej dwie trzecie piegów. Jakieś 30 piegów z pewnością ci pozostanie.
— Całe szczęście! — powiedziała Lucynka. — W przeciwnym razie musiałabym je sobie domalować.
Tekst pochodzi z numeru 438/1953r., (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.