wideo

Profesor Filutek – ćma barowa , odc. 42

Profesor Filutek, jak znakomita część polskiego społeczeństwa, w dniu wypłaty postanawia wstąpić na jednego. Towarzyszy mu Filuś o suchym pysku.

Filuś zazdrośnie spogląda na witrynę pełną wędlin, wszak cięgnie psa do mięsnego, jak wilka do lasu. Profesora ciągnie zupełnie gdzie indziej – wybiła 13.00. To była chyba najbardziej wyczekiwana pora w Polsce Ludowej, odkąd 26 października 1982 r. wprowadzono częściową prohibicję, czyli zakaz sprzedaży alkoholu (wódki zwłaszcza).

Paragraf 14 brzmiał: „Zabrania się sprzedaży, podawania i spożywania napojów alkoholowych (…) w lokalach gastronomicznych i innych miejscach sprzedaży w godzinach od 6.00 do 13.00”. Powodem wprowadzenia ograniczeń w spożyciu napojów wyskokowych były niechlubne rekordy, które jako naród biliśmy w końcówce lat 70.

Dane z tamtego okresu wskazują, że na głowę statystycznego Polaka przypadało wówczas 8,6 litra czystego spirytusu (sic!) rocznie, a przeszło 60 procent Polaków upijało się w dniu wypłaty. Sprzedaż i produkcja alkoholu stanowiły jedną z podstaw gospodarki PRL – 14 procent wpływów do budżetu pochodziło z Państwowego Przedsiębiorstwa Przemysłu Spirytusowego. Polacy uchodzili za najbardziej rozpity naród w Europie.

Aby temu zaradzić, przy Radzie Ministrów utworzono Komisję ds. Przeciwdziałania Alkoholizmowi. Do walki z pijaństwem wraz z komunistycznymi władzami stanął sam Kościół katolicki, sojusz ten poniósł jednak sromotną klęskę. Wiadomo nie od dziś, że Polacy to naród pomysłowy i zaradny, a wobec wszelkich zakazów wyjątkowo zmobilizowany – w latach 80. kwitło bimbrownictwo i jak grzyby po deszczu powstawały tzw. meliny, czyli oddolna sieć punktów sprzedaży alkoholu.

Polskie społeczeństwo trwało w przymusowej abstynencji aż do 29 listopada 1990 r., kiedy to surowe prawo uchylono.