Jeszcze poprzedniego dnia pan Nieżyleski był arcyniemiłym człowiekiem. Kłócił się z sąsiadami, dozorcy zaś groził nawet procesem. Teraz jednak leżał spokojnie na dywanie, nie przeszkadzając brygadzie śledczej w czynnościach urzędowych. Martwi są z natury zgodnymi i uprzejmymi ludźmi.
– Żadnych odcisków palców, panie kierowniku. – Wywiadowca Fałniewicz zmartwił komisarza Maciejewskiego. – Tylko rany i krew na lewej skroni i policzku.
A to zupełnie nie pasowało do pięknego słonecznego dnia, wybuchających pąków na drzewach i trawy tak soczyście zielonej jak tapeta w pokoju