SĄSIADKA: Dzień dobry pani. Czy mogłaby mi pani pożyczyć wyżymaczkę?
JA: Proszę bardzo. (Przynoszę wyżymaczkę).
SĄSIADKA: Dziękuję pani. (Stawia wyżymaczkę na ziemi). Tak przy okazji chciałam się pani o coś zapytać. Pani pisuje do tego „Przekroju”. To pani pewnie jest dobrze poinformowana.
JA: Słucham panią.
SĄSIADKA: Ten Osmańczyk, proszę pani, to kto?
JA: Publicysta.
SĄSIADKA: Publi co?
JA: Cysta.
SĄSIADKA: Publicysta? A, że pisze. To ja wiem. Ale co to za jeden? Bo przed wojną nic o nim nie słyszałam. To Polak?
JA: Polak. Dlaczego pani ma wątpliwości?
SĄSIADKA: Bo on tak jakoś dziwnie pisze. Dziwny jakiś gość. Zna go pani osobiście?
JA: Nie.
SĄSIADKA: No tak, to skąd pani może wiedzieć co za jeden. Ale żurnale, to oni chyba sprowadzają zagraniczne do tej mody. Opłaca im się?
JA: Nie wiem.
SĄSIADKA: Taki żurnal dziś kosztuje ładnych parę tysięcy. A ten Wiech, to inteligent?
JA: Tak.
SĄSIADKA: Co pani mówi! Zna go pani?
JA: Znam.
SĄSIADKA: I jaki on jest w towarzystwie?
JA: Normalny.
SĄSIADKA: A mówi „znakiem tego”?
JA: Rzadko.
SĄSIADKA: Zabawny on jest. A pani, to zawsze na ostatniej stronie. Nie przykro pani?
JA: Nie.
SĄSIADKA: Zawsze pani sobie znajdzie jakiś temat.
JA: Aha.
SĄSIADKA: Pani, to pisze takie z życia. Sama pani sobie wymyśla?
JA: Nie.
SĄSIADKA: A kto pani wymyśla?
JA: Dużo osób.
SĄSIADKA: Te felietony?
JA: Nie. Za te felietony.
SĄSIADKA: A płacą pani co w tym „Przekroju”?
JA: Płacą.
SĄSIADKA: Ho, ho! To jeszcze płacą? No, no! Mnie, to nigdy nie przyszło do głowy, żeby pisać. A „Przekrój”, to już pani dostaje za darmo, czy pani kupuje za pieniądze?
JA: Kupuję.
SĄSIADKA: Ale pani taniej płaci?
JA: Nie.
SĄSIADKA: No, no! Rzeczywiście. Ale ten Przyboś z tą „Zieloną Gęsią”, to już naprawdę.
JA: Gałczyński.
SYSIADKA: A, tak. Gałczyński. Zawsze mi się oni mylą. Niektórzy mówią, że w tej gęsi coś jest.
JA: Aha.
SĄSIADKA: A co pani mówi?
JA: Że tu jest wyżymaczka. Pożycza pani?
SĄSIADKA: Ale o tej gęsi.
JA: Że zamorduję.
SĄSIADKA: Gęś?
JA: Nie.
SĄSIADKA: A ten Szpalski, to cięty. Czasem mu się uda! Raz, to się uśmiałam, tylko nie pamiętam, o czym to było.
JA: Bierze pani wyżymaczkę?
SĄSIADKA: Biorę. Dziękuję pani. (Wychodzi).
JA: (Biorę numer „Przekroju”, drę na kawałki, każdy kawałek tnę nożyczkami, kroję żyletką, ćwiartuję nożem, wrzucam wszystko do pieca, po spaleniu rozdeptuję popiół i wycieram nogi).
Tekst pochodzi z numeru 110/1947 r., (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.