Niewiele jest sportów, które wyzwalają tak wiele emocji jak skoki spadochronowe. Wyskakując z samolotu na wysokości 4000 m i lecąc w kierunku ziemi z prędkością 200 km/h, dostaje się taki zastrzyk adrenaliny, że czuje się ją jeszcze długo po wylądowaniu.
Jeśli jednak zechcemy skakać samodzielnie, należy zaliczyć cały kurs AFF (Accelerated FreeFall), który obejmuje 10 godz. wykładów teoretycznych, naziemne ćwiczenia na makiecie samolotu oraz serię skoków z instruktorami. Szkolenie można odbyć praktycznie we wszystkich aeroklubach na terenie Polski. Aby jednak swobodnie czuć się w powietrzu, pewnie wykonywać manewry i odpowiednio reagować na niespodziewane sytuacje, trzeba wykonać dziesiątki, a nawet setki skoków.
Spadochron da Vinci
Marzenia o lataniu towarzyszą nam od zarania dziejów. Choć stare chińskie kroniki wspominają o pokazach akrobatów, którzy skoki z wysokości amortyzowali, używając wielkich parasoli, to pierwsze udokumentowane rozważania na temat maszyn latających i spadochronów pochodzą z pracowni XV-wiecznego geniusza Leonarda da Vinci. W czwartym rozdziale swojego Kodeksu Atlantyckiego zamieścił on szkic budowy urządzenia pozwalającego na bezpieczne opadanie z każdej wysokości. Przeprowadzony w XX w. test odtworzonego projektu mistrza potwierdził, że założenia da Vinci były słuszne i wcale nie dalekie od współczesnych konstrukcji.
Osobą, która zapisała się w historii jako pierwszy skoczek spadochronowy, był Francuz André-Jacques Garnerin. 22 października 1797 r. podczas lotu balonem nad Paryżem na wysokości 700 m odciął sznur łączący go z ogrzewaną powietrzem czaszą i zaczął opadać na spadochronie własnej konstrukcji. Próba zakończyła się powodzeniem, a konstruktor do czasu śmiertelnego wypadku, któremu uległ podczas prac nad nowym modelem balonu, wykonał wiele demonstracyjnych skoków w całej Europie. Co ciekawe, pierwszą kobietą spadochroniarzem była żona Garnerina, Jeanne – swój pierwszy skok wykonała ona w 1799 r.
Do rozwoju technologii umożliwiających skoki spadochronowe i odpowiedniego do tego sprzętu doszło jednak dopiero w XX w., podczas pierwszej wojny światowej, gdy lotnictwo zaczęło odgrywać kluczową rolę w czasie walk. Wtedy to amerykański konstruktor i pilot Leslie Irvin zaprojektował pierwszy spadochron, który mieścił się w plecaku. W czasie drugiej wojny światowej spadochron Irvina uratował życie ponad 10 tys. lotników.
BASE jumping
Dzisiejsze skoki i nowe konstrukcje spadochronów pozwalają na dużo więcej niż wynalazki Garnerina czy nawet Irvina. Są bezpieczniejsze, o niebo bardziej niezawodne i pozwalają na precyzyjne manewrowanie podczas lotu. Spadochroniarstwo z czasem zaczęto też traktować jako sport i dzielić na dyscypliny. Jedną z nich jest BASE jumping, czyli skoki z budynków (Building), anten (Antenna), przęseł (Span) i naturalnych wzniesień (Earth).
Twórcą tego akronimu i ojcem chrzestnym BASE jumpingu jest Amerykanin Carl Boenish, który na przełomie lat 70. i 80. zelektryzował środowisko skoczków, skacząc ze spadochronem z legendarnej, niemal pionowej formacji skał El Capitan w parku Yosemite. Boenish był także filmowcem, więc swój wyczyn uwiecznił kamerą, którą jako jeden z pierwszych umocował na swoim kasku, zapoczątkowując w ten sposób nowy trend. Dziś kamerki na kasku są normą, a media chętnie prezentują skoki BASE jumperów z najwyższych budynków na świecie.
Alleluja i do przodu!
W 2014 r. z Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie skoczyła ze spadochronem grupka księży. Tak naprawdę byli to czterej młodzi polscy skoczkowie, którzy wnieśli sprzęt pod sutannami. Na tarasie widokowym 31. piętra szybko przeskoczyli przez kraty i nucąc coś na mszalną nutę, wyskoczyli w kierunku placu Defilad. Kiedy wylądowali, szybko zwinęli spadochrony i czerwonym polonezem oddalili się w nieznanym kierunku. Wydarzenie odbiło się w mediach szerokim echem. Był to prawdopodobnie pierwszy i ostatni BASE jump z PKiN-u, ponieważ po skoku „księży” okna tarasu zostały dokładnie okratowane i nie da się już przez nie przejść.
W polskim i europejskim prawie nie ma wprawdzie przepisów, które wprost zakazują skoków spadochronowych z budynków, jednak zawsze znajdzie się jakiś paragraf: zagrożenie życia czy spowodowanie niebezpieczeństwa w ruchu. Legalnie skakać można wtedy, gdy się uzyska pozwolenie, co jest prawie niemożliwe. Wyjątkiem są udostępnione do uprawiania sportów ekstremalnych obiekty. Mierzący 252 m komin nieczynnej fabryki sztucznego jedwabiu Wiskord pod Szczecinem to najwyższa na świecie budowla, z której komercyjnie można skakać zarówno ze spadochronem, jak i na bungee.
Tym, którzy nie chcą łączyć spadochroniarstwa z włamywaniem się do obiektów i którym nie pasuje wykupienie karnetu na skoki z komina, pozostaje ostatnia litera ze skrótu BASE, czyli Earth. W Alpach lub w Skandynawii można znaleźć skalne formacje, na których uprawianie skoków nie zawsze jest legalne, ale bywa tolerowane. Najbardziej znanymi są Ściana Trolli w Norwegii i bajeczna plaża Nawajo w Grecji. Rekordzistą świata w skokach z naturalnych wzniesień jest Rosjanin Walery Rozow, który w 2014 r. skoczył ze znajdującego się na wysokości 7700 m n.p.m. zbocza Czo Oju. Rozow zginął w 2017 r. podczas próby lotu wingsuit ze szczytu Ama Dablam w Nepalu.
Latające wiewiórki
Proximity to chyba najbardziej radykalny sport ekstremalny. W zasadzie jest połączeniem skoków spadochronowych i… latania. Skoczek startuje z wybranego punktu ubrany w specjalny kombinezon – wingsuit, który sprawia, że wygląda jak wiewiórka. Ten skonstruowany z aerodynamicznego materiału strój ma dodatkowe fałdy, które w czasie lotu unoszą i stabilizują skoczka, umożliwiając mu swobodny lot.
Umiejętności i wyjątkowa koncentracja pozwalają najlepszym skoczkom kontrolować spadanie i sterować własnym ciałem, dzięki czemu do momentu otwarcia spadochronu można przelecieć kilka czy nawet kilkanaście kilometrów. Wraz z rozwojem proximity skoczkowie latają coraz bliżej ziemi, decydując się na coraz precyzyjniejsze manewry, czego przykładem jest przelot Włocha, Uliego Emanuele, przez skalną szczelinę szerokości 2 m. Klip z tego wyczynu ma na YouTubie ponad 9,5 mln wyświetleń.
Jak można się domyślić, latanie z górskich szczytów głową do przodu z prędkością około 100 km/h nie jest zajęciem zapewniającym stuprocentowe bezpieczeństwo, więc wypadki – nawet tak doświadczonych skoczków jak Rozow – raz na jakiś czas się zdarzają. Emanuele, uznawany za najbardziej precyzyjnego pilota na świecie, podczas próby kolejnego skoku prawdopodobnie popełnił błąd i roztrzaskał się o skały w Dolomitach.