Bastylia w paryskiej prasie Bastylia w paryskiej prasie
i
"Szturm na Bastylię", Henry Singleton/ Wikimedia Commons, domena publiczna
Wiedza i niewiedza

Bastylia w paryskiej prasie

14 lipca 1789
Przekrój
Czyta się 9 minut

„Noc z poniedziałku na wtorek upłynęła w i całkowitym spokoju, jedynie straże miejskie zatrzymały trzydziestu czterech złodziejaszków, którzy plądrowali i czynili szkody w budynku Saint-Lazare; odprowadzono ich do więzienia.

Tego ranka uchwała radnych miejskich określiła ubiór miejskiej milicji; do wczoraj noszono kokardę zielono-białą, od dziś nosi się kokardę niebiesko-czerwoną, odpowiadającą barwom miasta*.

Oddziały wojskowe, obozujące przy Polach Elizejskich, usunęły się tej nocy; nie jest znane dotychczas miejsce ich dyslokacji.

Rozbudzonemu ze snu perfidnemu przełożonemu cechu kupców pewien obywatel doniósł, że zarekwirowano nam transport prochu i ołowiu i że tego dokonali żołnierze obozujący pod Paryżem; daremnie ów obywatel powtarzał swe doniesienie poparte niezbitymi dowodami. Deflesselles puszczał je mimo uszu, a zmuszony w końcu, by jakoś na to zareagować, stwierdził, uśmiechając się lekceważąco: „Dobrze, trzeba sporządzić z tego notatkę”. Co za wyraz patriotyzmu!

Obiecywał (ówże) bez przerwy, że dostarczy broni, a nie dał nic, aż w końcu zdecydowano się pomaszerować do Inwalidów**. Panowie de la Basoche udali się tam na czele tłumów; już przeprawiono się przez fosę i wspinano się na mury, kiedy kanonierzy i piechota, stwierdziwszy, że ich opór byłby daremny, rozwarli wrota; pobieżono ku magazynom broni, odnaleziono w nich nieprzebrane jej ilości (…), trudno oszacować, ile było tej broni, którą zabrano: niektórzy twierdzą, że dwadzieścia sześć tysięcy, nie wliczając w to pistoletów i białej broni. (…)

(…) Lecz spektakularne zwycięstwo, które odniesiono tego dnia i które zapewne zadziwi nasze wnuki, to wzięcie Bastylii w ciągu blisko czterech godzin.
Rajcowie, zgromadzeni w ratuszu, oceniając znaczenie tak groźnej fortecy, wysłali z rana delegację złożoną z czterech radnych i dwudziestu czterech deputowanych, aby prosić o broń i uzyskać poddanie fortecy. W istocie, obiecywał (gubernator Bastylii) wydać broń i nie strzelać do ludzi (…), ale rozkazy przełożonych sprawiły, że (potem) zmienił zdanie. (…)

Najpierwsza ruszyła ulica Saint-Antoine z zamiarem wniknięcia do tego bastionu, do którego nikt wcześniej nie mógł dostać się, wbrew woli wstrętnego despotyzmu; tam jeszcze bestia miała swoją rezydencję. Zdradziecki gubernator wydał rozkaz, by wywiesić flagę pokoju; z pełnym przeto zaufaniem ludzie ruszyli do przodu; jeden oddział gwardzistów i pięć albo, być może, sześć setek uzbrojonych mieszczan dostało się na dziedziniec Bastylii; lecz gdy pewna liczba osób przeszła przez pierwszy most zwodzony, podniesiono go do góry, salwa zaś artyleryjska powaliła wielu gwardzistów i kilku żołnierzy; armata wystrzeliła w stronę miasta, siejąc wśród ludu panikę; wielu było zabitych i rannych; ale zebrano się w sobie, chowając przed pociskami, i pobieżono szukać dział; te z Inwalidów zostały właśnie zdobyte; skierowano apel do innych dystryktów (Paryża), by spieszyły z pomocą i rozdawano broń, która nadchodziła z Inwalidów; ci z przedmieścia Saint-Antoine ściągali tłumnie, ustawili też działo na brzegu fosy, by stąd zaatakować w stronę ogrodów Bastylii; podczas gdy nowe oddziały gwardyjskie i posiłki z różnych dystryktów znosiły (…) pociski armatnie. (…) Atak w kierunku ogrodów nie powiódł się, posuwano się w kierunku dziedzińca prochowni; udało się przejść i dotrzeć przed most zwodzony, uchwycić straże oraz zająć ich pomieszczenia. Padł pomysł, aby z bagnetów wbitych w mur utworzyć drabinę, wdrapać się po niej i odpiłować kamienie, do których były przytwierdzone uchwyty łańcuchów mostu, lecz było to zbyt ryzykowne; zdecydowano się więc, by je rozbić pociskami z dział. Tymczasem ogień nieprzyjaciela a i nasz wzrastał z minuty na minutę; szczęśliwy fortel przyszedł nam z pomocą. Załadowano dwie furmanki nawozem i podpalono je, wtedy gęsty dym utworzył zaporę nieprzejrzystej chmury, kryjąc przed oczami oblężonych nasze manewry. Już padły łańcuchy pierwszego mostu, opadł, wchodzimy nań, osiągamy pierwszy dziedziniec, spostrzegamy pierwsze ofiary walki i odwaga ludzka podwaja się na ten widok. Podłożono ogień pod mieszkanie gubernatora; wpada w nasze ręce zarządca prochowni. Wzięto go za obłudnego Launaya, uniform, który miał na sobie, był powodem tej pomyłki, i złorzecząc oraz popychając, odstawiono go do ratusza, gdzie dopiero odkryto nieporozumienie i puszczono go wolno.

Ale wróćmy do Bastylii; stanęliśmy przed drugim mostem zwodzonym, strzegącym wejścia do fortecy, pierwszy bowiem dziedziniec był poza pasem murów obronnych. Działania przybierały na sile, ludzie zahartowali się w ogniu; ze wszystkich stron wdrapywano się na dachy, do wewnątrz budynków, a gdy tylko któryś ze strażników pojawił się między szczelinami obwarowań na baszcie — sto flint brało go na cel i padał natychmiast; w tym zaś czasie ogień z dział, kule spieszące jedna za drugą osiągały drugi most i rozwalały łańcuchy; próżno armata z baszty starała się siać popłoch, kryto się, zaciekłość dochodziła do szczytu, brawura przeważała nad śmiercią i niebezpieczeństwem; niewiasty na wyścigi wspomagały nas pełną z ich strony pomocą, nawet pacholęta po salwach z fortu biegły za kulami, by je zbierać w miejscach, gdzie spadły, ukradkiem i pełne radości powracały, by się schronić i pokazać je naszym żołnierzom, a ci odsyłali je w powietrze, by niosły śmierć zdradliwym oblężonym. Zdrajcy udawali, że chcą się poddać, ale na próżno, nie dawano już wiary ich sygnałom, aż do czasu, gdy nieprzyjaciel przecisnął przez dziurę w zwodzonym moście jakieś pismo, którego jednak nie dało się z daleka odczytać. Pobieżono więc, by poszukać desek i przez nie przejść nad fosą; pierwszy, który na nie wszedł, pewien niefortunny mieszczanin, omsknął się i wpadł do fosy — ofiara swej gorliwości. Drugi miał więcej szczęścia i przyniósł to pismo; było na nim napisane: «Mamy 20 tysięcy prochu, wysadzimy w powietrze garnizon i całą dzielnicę, jeśli nie zgodzicie się na kapitulację«. Jednakże ogień trwa nadal, kule walą z hukiem w zwodzony most; zdołały już rozwalić jeden z łańcuchów, nieprzyjaciel dostrzegłszy, że jest na straconych pozycjach, szuka ratunku i opuszcza mały most zwodzony od strony wrót przejściowych. Panowie Elie, Hullin oraz Maillard wskakują nań i wzywają gromko, aby otwarto ostatnie drzwi; nieprzyjaciel ulega; chcemy wejść, oblężeni się bronią; podcina się gardła tym, co stoją na przeszkodzie do przejścia (…), nacieramy, wchodzimy na schody, bierzemy jeńców, rozchodzimy się powszędy; jedni zdobywają posterunki, inni bieżą ku basztom, zatykają na nich święty sztandar ojczyzny przy oklaskach i przy wybuchach radości ogromnego tłumu.

Już wielki most opada; szukamy gubernatora; schwyta go ten, kto go potrafi rozpoznać; dzielny Arné — grenadier nieustraszony — skacze do niego, aresztuje; de Launay chce zadać sobie cios w piersi, rozbraja go i oddaje w ręce Hullina i Elie’go, by pognać w inne miejsca, dokąd wzywa go potrzeba. Tymczasem zdradziecki gubernator jest już w rękach zwycięzców, zrywają mu honorowe dystynkcje, miotają obelgami, wiodą wśród wezbranego tłumu; przynagla młodego człowieka, który go prowadzi i który go osłania przed gawiedzią. «Ach — skarży się przed nim gnębiony wyrzutami sumienia — zdradziłem moją ojczyznę« i łkanie dławi jego głos. Tymczasem ujęto też wice-gubematora, majora oraz kapitana kanonierów, wzięto także innych jeńców; otwiera się cele, wracając wolność niewinnym ludziom, zacnym starcom, zdumionym, że na powrót ujrzeli światło dzienne. Chwalebna, święta wolność po raz pierwszy wnikła w końcu do tego miejsca kaźni, potwornego siedliska bestii despotyzmu i zbrodni.

Kolumna zwiera się w marszu, przechodzi pośród zgromadzonego tłumu, pośród oklasków, wybuchów radości, wyzwisk i obelg miotanych pod adresem perfidnych jeńców; wszystko się miesza — okrzyki zemsty i wybuchy radości wydobywają się z wszystkich piersi; okryci chwałą i zaszczytami zwycięzcy niosący broń własną i zdobyczną, sztandary zwycięstwa, milicja pomieszana z wojskowymi, wieńce laurowe oferowane im ze wszystkich stron — wszystko to przedstawia sobą widowisko jednocześnie i okrutne, i wspaniale. Po przybyciu na plac de Gréve*** ten tłum żądny zemsty nie dopuszcza ni de Launaya, ni oficerów, by dotarli przed oblicze trybunału miejskiego; odbija ich z rąk zwycięzców, tratuje jednego po drugim. Launaya przebija tysiące ciosów; odcięto mu głowę i nasadzono na pikę, krew z niej broczy na wszystkie strony. Wcześniej, nim gwardziści się pojawili, pokazano w ten sposób dwie inne. Gdy gwardziści nadeszli z jeńcami, tłum żądał linczu i kaźni, lecz wspaniałomyślni gwardziści zwrócili się o łaskę dla nich i na tę prośbę wszystkie głosy się zespoliły i przebaczenie było jednomyślne.

Ten dzień chwalebny niech zdumiewa naszych wrogów, a nam niech zapowie w końcu triumf sprawiedliwości i wolności…"

★★★

Tak pisał o historycznym dniu 14 lipca dwieście lat temu dziennik „Révolutions de Paris”. Autor tekstu: byt nim Prudhomme czy wydawca czasopisma Loustallot? — wykazał historyczną przenikliwość, zastanawiając się, czy nic zadziwi wnuki fakt wzięcia Bastylii w ciągu około czterech godzin…

Naprawdę jednak Bastylia była wtedy raczej symbolem niż okrutną twierdzą, o którą warto było kruszyć kopie.

W chwili, gdy szturmował ją lud Paryża, Bastylii strzegła niewielka liczebnie gwardia najemnych Szwajcarów i wycofanych ze służby czynnej żołnierzy francuskich, pod dowództwem markiza Bernarda Jordan de Launaya, który tę nieszczęsną funkcję odziedziczył po swym ojcu. Pojednawczy w gruncie rzeczy, po trosze zagubiony w wirze wydarzeń, gubernator Bastylii nie kwapił się zbytnio z jej obroną. Zapewne był świadom tego, że na dworze Ludwika XVI od lat była dyskutowana sprawa likwidacji Bastylii, owszem — ponurego więzienia wcześniej, pustoszejącego jednak pod rządami ówczesnego monarchy, który nie nadużywał jej lochów. Siedziało w nich w chwili szturmu na Bastylię: siedmiu więźniów… para złodziejaszków, dwóch obłąkanych oraz jeden rozrzutny panicz (de Solage), zamknięty w twierdzy na prośbę swojego ojca pod zarzutem hulaszczego życia, które prowadził.

Otoczona fosami, odcięta od świata zwodzonymi mostami, obwarowana wysokimi murami obronnymi, gdyż została wybudowana w XIV wieku z przeznaczeniem na magazyn broni, uzbrojona w działa górujące nad miastem, mogła się Bastylia bronić przed szturmem gawiedzi: wystarczyłoby — jak twierdzą dzisiejsi historycy — kilkanaście salw z owych dział górujących nad miastem, by tłom się rozpierzchł. Tego jednak de Launay nie uczynił. Wydal rozkaz ognia w chwili, gdy — po opuszczenia mostu zwodzonego — tłum wtargnął na tereny Bastylii. Z przytoczonego sprawozdania dowiadujemy się, co potwierdzają także inne źródła, że de Launay zdecydował się na poddanie twierdzy i na omówienie warunków kapitulacji, grożąc, że wysadzi w powietrze Bastylię oraz sąsiadującą z nią dzielnicę Saint-Antoine, jeśli oblegający twierdzę nie podejmą rozmów. Sprawozdawca czasopisma „Révolutions de Paris” nie pisze o tym explicite, ale inne źródła zapewniają, że od Elie’go i Hullina uzyskał gubernator zapewnienie, że ani jego ludziom, ani jemu osobiście nic się złego nie stanie. Można przypuszczać, że pragnęli oni dotrzymać słowa, eskortując gubernatora do ratusza paryskiego, ale, jak wiemy, nie potrafili opanować gniewu rozwścieczonego tłumu.

Ujęto potem i osądzono niejakiego F. F. Denota, rzeźnika z zawodu, za to, że zamordował de Launaya, podcinając mu gardło, i za to, że zbezcześcił zwłoki, ucinając gubernatorowi głowę, wyrywając serce ł trzewia oraz, że tę uciętą głowę obnosił — pijany — po rynku.

Pierwsze dzieło rewolucji pozostawiło na bruku Paryża 83 zabitych i 73 rannych: ze strony oblężonych było kilkanaście ofiar, większość w wynika linczów.

★★★

A co się stało z uwolnionymi więźniami Bastylii?

Złodziejaszków ponownie osądzono potem i osadzono w więzieniu. Hulaszczego panicza zwrócono ojcu ku ogromnemu jego utrapieniu. Wariatów oddano do przytułku, z tym że jednego z nich, nazwiskiem Whyte, obwieziono przedtem triumfalnie po Paryżu.

★★★

W dzienniku, który odnaleziono po aresztowaniu Ludwika XVI w drugiej połowie 1782 roku, pod datą 14 lipca 1719 roku odczytano królewską ręką napisane słowo „Rien” — nic, dowodzące jak nie umiał monarcha ocenić tego, co paryski kronikarz uznał za wydarzenie, o którym będą mówiły wnuki…

Źródła historyczne podają, że gdy nazajutrz rano, po wzięciu Bastylii, diuk de Liancourt referował królowi sprawę, miał ów monarcha wykrzyknąć oburzony:

— Ależ to rewolta!

— Nie, to nie rewolta, sir — odpowiedział diuk de Liancourt — to rewolucja…
 

* Trójkolorowe kokardy pojawiły się, odkąd — po wizycie Ludwika XVI w ratuszu miejskim — na wniosek La Foyette’a do tradycyjnych kolorów Paryża dodano biały — królewski.
** Pałac Inwalidów był zarówno szpitalem dla weteranów, jak i arsenałem.
*** Tak nazywał się pierwotnie plac przed ratuszem paryskim.

 

Opracował Leszek Kołodziejczyk
 


Tekst pochodzi z numeru 2301/1989 r., (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.

 

Czytaj również:

Agenda katastrofisty – 2/2019 Agenda katastrofisty – 2/2019
Wiedza i niewiedza

Agenda katastrofisty – 2/2019

czyli wszystko może mieć straszne skutki
Adam Węgłowski

22 marca 1887 r. niespełna 20-letni Józef Piłsudski zostaje aresztowany za pomoc rewolucjonistom z Narodnej Woli w zorganizowaniu zamachu na cara. Wprawdzie działał nieświadomie, jednakże władze rosyjskie nie znają litości i skazują go na zsyłkę. Sądzą, że dadzą młodemu Piłsudskiemu dobrą nauczkę, efekt jest jednak odwrotny: stworzą człowieka, który w przyszłości zajdzie im za skórę.

Czytaj dalej