Bez lodołamacza
i
Edwin Henry Landseer, "Man proposes god disposes" (1864) – komentarz do zaginionej ekspedycji Franklina/ Wikimedia Commons
Wiedza i niewiedza

Bez lodołamacza

Michał Brennek
Czyta się 4 minuty

Kilka dni temu chińska agencja Xinhua ogłosiła, że statek „Xue Long” (Śnieżny Smok) z powodzeniem przetestował przydatność legendarnego Przejścia Północno-Zachodniego (drogi wodnej leżącej na północ od kontynentalnej części Ameryki Północnej) jako współczesnego szlaku handlowego. Agencja podaje, że podróż trwała 8 dni i była etapem próby opłynięcia całej Arktyki – w ciągu 83 dni. Statek skorzystał wcześniej z Przejścia Północno-Wschodniego (czyli drogi wodnej leżącej na północ od kontynentalnej Eurazji). Nie był to ani pierwszy chiński statek (2013), ani pierwsza próba skrócenia drogi do i z Chin.

Co daje Przejście Północno-Zachodnie współczesnym statkom? Po pierwsze, oszczędność drogi, a co za tym idzie kosztów paliwa, o około 1900 mil morskich (ponad 3500 km). Po drugie, Chiny szykują poważną flotę kontenerowców, które będą miały zbyt duże wymiary, by korzystać z Kanału Panamskiego (nie bez znaczenia jest tu również

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Przylądek Horn i wdowie lamenty
i
"Red Jacket" w lodach Przylądka Horn, 1855 r., litografia Nathaniela Curriera / zbiory Met Museum
Wiedza i niewiedza

Przylądek Horn i wdowie lamenty

Michał Brennek

Dziś łatwo jest zapomnieć, że epokę Wielkich Odkryć Geograficznych napędzała nie tyle chęć odkrywania, ile pęd do pieniędzy – dzięki ustanowieniu faktorii i nowych szlaków handlowych kwitła ówczesna gospodarka. Tak też było w przypadku zachodniej drogi do krajów Dalekiego Wschodu. Żeby rozwikłać ten pozorny paradoks, musimy cofnąć się do 1492 roku. 

Krzysztof Kolumb doskonale wiedział, jak zresztą większość współczesnych mu nawigatorów, że Ziemia jest okrągła. Kartografowie arabscy nie doszacowali jednak rozmiarów Ziemi, dlatego Kolumb docierając do Ameryki szukał Indii, Chin bądź Japonii – jak dopasowywał Karaibskie Wyspy do opisów krajów dalekiego wschodu w swych pamiętnikach. Gdy okazało się, że mamy do czynienia z innym kontynentem, powstały Indie Wschodnie, które znamy do dziś, jako Indie oraz Indie Zachodnie, czyli dzisiejsza Ameryka. Kolejni władcy sponsorowali wyprawy do Azji drogą Zachodnią, tak cenne były bogactwa tego kontynentu – i tak okrzepłe monopole na drodze wschodniej (dookoła Przylądka Dobrej Nadziei). W 1525 roku Francisco de Hoces, członek ekspedycji hiszpańskiej dowodzący statkiem San Lesmes, walczył z północno-zachodnim sztormem i dotarł aż do 56 stopnia szerokości geograficznej południowej, gdzie wydało mu się, że widzi koniec lądu. We wrześniu 1578 roku Sir Francis Drake płynął na Pacyfik Cieśniną Magellana (znaną już od 1520 roku), ale gdy znalazł się po zachodniej stronie Ameryki, napotkał tak silny sztorm, że ten rzucił go na południe od Ziemi Ognistej. Wtedy też okazało się, że południowy kraniec Ameryki Południowej jest wyspą. Warunki wokół Przylądka są tak trudne, że to odkrycie musiało poczekać na lepsze czasy, a szlak handlowy przebiegał nadal przez Cieśninę Magellana.

Czytaj dalej