Nigdzie wpływ Słońca nie jest aż tak dramatyczny jak w rejonach najzimniejszych, czyli na biegunach oraz w krainach je otaczających.
Naturalnie Słońce kojarzy nam się z tropikami. Kolumb uważał nawet, że stamtąd jest po prostu do niego bliżej i wyobrażał sobie Ziemię jako wielką pierś kobiecą, której sutek jest gdzieś w równikowych okolicach Ameryki Południowej i to dlatego tam tak ciepło. Mówiąc oględnie, nie jestem fanem Kolumba. Owszem, spektakularnie zgubił się kiedyś na Atlantyku i rdzenni mieszkańcy Ameryki musieli mu pomóc. Pewnie w retrospekcji tego żałują, biorąc pod uwagę, jak krwawo im się odwdzięczył. W każdym razie myślał, że dotarł do Indii, bo kompletnie nie doszacował wielkości naszej planety, mimo że w jego czasach wszelkie dane na ten temat już istniały.
Dziś wiemy, że z pewnością nie był pierwszym Europejczykiem, który do Ameryki dotarł, bo prawie 500 lat wcześniej dopłynęli do niej Normanowie. Jednak oni też Ameryki nie odkryli, bo nie da się odkryć kontynentu od kilkunastu tysięcy lat zamieszkanego przez mnóstwo ludzi. Tak samo jak nie odkryli Francji, kiedy odwiedzali ją jako wikingowie. Warto tu przypomnieć, że wiking jest po prostu Normanem w pracy – to słowo nie określa jego narodowości, tylko zawód polegający na dość energicznej eksploracji. Wiking to taki bardzo aktywny turysta sprzed tysiąca lat, wykazujący ogromne zainteresowanie zabytkami kultury materialnej, zwłaszcza tymi mniejszymi, czyli trochę jak przedstawiciele Muzeum Brytyjskiego kilkaset lat później.
Ale wróćmy do Kolumba. Wizja naszej planety jako gruszkowatej piersi to właściwie jedyna