Biostalgia, czyli tęsknota za nieuchwytnym Biostalgia, czyli tęsknota za nieuchwytnym
i
„Pejzaż leśny”, Abraham Govaerts, MNW/Wikimedia Commons (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Biostalgia, czyli tęsknota za nieuchwytnym

Michał Książek
Czyta się 10 minut

Dom Oriona Julii Fiedorczuk to opowieść o granicach: geograficznych, politycznych i biologicznych. A także o ich przekraczaniu.

Dziennikarka w kryzysie emocjonalnym (bądź u jego progu) wyjeżdża do Puszczy Białowieskiej – miejsca, w którym jak w żadnym innym ogniskują się poruszane przez nią tematy: migracje ludzi, eksploatowanie przyrody, przemoc na granicach państw. W puszczy trwa właśnie dramat uchodźców z Południa: pushbacki na Białoruś, pobicia, śmierć z wycieńczenia. Wszystko to w prastarym delikatnym lesie, który do niedawna cięły harwestery. Dla fabuły tej powieści to zestawienie krzywd nie jest przypadkowe.

Eliza – bo tak ochrzciła swoją bohaterkę pisarka, poetka i tłumaczka Julia Fiedorczuk – mieszka w domu na granicy państw i zarazem zony, obszaru objętego przez polski rząd zakazem wstępu. Sama więc doświadcza granicy geograficznej i administracyjnej. Szczególnym doznaniem, znaczącym dla całej opowieści, będzie właśnie pokonywanie granic, również własnych, co widać w celnych rozważaniach o ciele, zimnie i strachu. A przede wszystkim o oddzieleniu od rzeczywistości, która jest niczym innym jak tylko ucieleśnioną przyszłością. Bohaterce trudno się na nią zgodzić. Przyszłość już tu jest, ale ona z jakiegoś powodu nie może w niej uczestniczyć.

Wędrówka marzeń

Akcja powieści częściowo rozgrywa się w Puszczy Białowieskiej, podczas wypraw do lasu i godzin spędzonych w wynajętym domku, a także na powiększanych, rozpikselowanych zdjęciach Google’a. Poznajemy dzieciństwo bohaterki na warszawskim Mokotowie oraz efekty jej kwerend dziennikarskich w dorosłym życiu. Czytelnik dowiaduje się też o miejscach, które Eliza odwiedzała niegdyś z bliską przyjaciółką Lou i do których będzie wracać, by ją odnaleźć.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Nieprzypadkowo akcja książki dzieje się również na szeroko pojmowanym Południu – w części świata, z której do puszczy, wprost pod dom ze śpiącą Elizą, przybywają uchodźcy, a z nimi europejski sen o nowym, lepszym życiu. Od lat oglądają go na ekranach smartfonów. W tych urządzeniach towarzyszą im nie tylko obrazy i historie, ale także stosowane do produkcji telefonów rzadkie metale przemysłowe, jak lit, kobalt czy tantal, a wraz z nimi agresywna historia ich wydobywania. To dzięki nim świat mógł się stać gigantycznym portalem społecznościowym. Wędrują więc marzenia, krzywdy i mity, które niegdyś łączyły zmęczoną już własną historią Europę.

Nazwa jednego z tych pierwiastków – tantal – pochodzi od imienia syna Zeusa. Mityczny Tantal za kradzież ambrozji został ukarany pragnieniem niemożliwym do zaspokojenia. Więziono go w sadzawce, a nad głową zwisała mu gałąź z owocami, których nie mógł dosięgnąć. Wraz z uchodźcami wędruje więc na Północ jakieś prastare, przemożne pragnienie szczęścia. Pragnienie domu.

Czytając Platona na plaży

Podczas podróży do Aten w 2012 r. Eliza (wtedy jeszcze z Lou) jest świadkinią zamieszek. Europa zdaje się drżeć w posadach. Eliza – nie do końca świadoma tego, co się dzieje – nie wie, że substancja, która szczypie ją w oczy, to gaz. Dziewczyny czytają na plaży Ucztę Platona, opowieść o miłości, różnych jej rodzajach. Trudno nie myśleć tu o relacji dwóch bohaterek. Trudno też nie pamiętać, że to kluczowy dla myśli europejskiej traktat filozoficzny, wpływający na nasz sposób myślenia aż do dziś. Z pięciu mów, które wygłaszają bohaterowie Uczty, wynika, że miłość to poszukiwanie dobra, piękna i prawdy. Czy ta triada uratuje starzejącą się Europę, wstrząsaną przez wojny, zamachy, napór uciekinierów z Afryki i Bliskiego Wschodu? Dom Oriona, czyli jak rozumiem Europa – miejsce na Ziemi, skąd ludzie w jednej z konstelacji gwiazd dostrzegli mitycznego Oriona ‒ chwieje się, a musi jeszcze pomieścić wielu nowych domowników. Oraz ich pragnienia.

Po latach Eliza wraca do miejsc, które zwiedzała z Lou, i szuka przyjaciółki. Znajduje tam historię Hypatii z Aleksandrii, sławnej filozofki i matematyczki, która jednakowo traktowała swoich pogańskich i chrześcijańskich uczniów. W 415 r. została brutalnie zamordowana przez grupę chrześcijan, po nagonce ze strony duchownych Kościoła Aleksandrii oraz licznych oskarżeniach o czary. Zabójstwo niewinnej uczonej – zauważmy, że dokonano go w mieście, z którego pochodzi pierwsza protoeuropejska biblioteka – leży gdzieś u podstaw mitu założycielskiego patriarchalnej Europy.

„Hypatia” to także nazwa katalogu, gdzie Eliza przechowuje dokumentację spraw kobiet, które straciły życie w walce o ochronę przyrody. Znajduje się tam zapewne nazwisko wspominanej w powieści Berty Cáceres, honduraskiej aktywistki zamordowanej za obronę rzeki. A także Ligii Martínez, panamskiej działaczki śledzącej zniszczenia środowiska naturalnego i migracje ludzi na pograniczu panamsko-kolumbijskim. Tam właśnie Droga Panamerykańska urywa się na odcinku 106 km i biegnie sławnym przesmykiem Darién przez lasy deszczowe oraz bagna. Mieszkańcy m.in. Wenezueli i Haiti starają się dostać nielegalnie na Północ, padając ofiarą gangów i przemytników. Najbardziej bezbronne są kobiety i dzieci. Można odnieść wrażenie, że na całej Ziemi las i kobiety krzywdzi ta sama siła. Na Południu, podczas poszukiwań w Grecji i Meksyku, Eliza nie znajduje jednak przyjaciółki.

Kim jest Lou?

Zrazu trudno uwierzyć, że Lou w ogóle istniała. Swobodna, piękna i efemeryczna. Wydaje się raczej uosobieniem pragnień Elizy, tęsknoty za tym, co dzikie i wolne, za jednią z naturą, samą sobą i światem. Jak gdyby bohaterka nie szukała osoby, ale pewnej jakości. Nie bez znaczenia jest fakt, że Lou – jak wspomina sama Eliza – to sylaba występująca w greckim słowie, które oznacza motyla: petaloúda. Motyl, czyli byt o nie do końca jasnej ontologii; może być jajem, gąsienicą, poczwarką albo pięknym imago (dorosłą postacią owada). Elizie nie udaje się odszukać przyjaciółki w Meksyku czy w Grecji, ale przecież znajduje tam motyle.

Nie wiem, kim jest Lou, i nigdy się pewnie nie dowiem. Może samą Elizą, z okresu życia, który chciała zapomnieć i wymazać? A może tylko wiecznym domysłem, niepokojem? Ratunkiem przed dosłownością i literalnym odczytaniem tekstu? Nie wiem, i coraz mi z tym lepiej.

W lekturze Domu Oriona wystarcza, że wątki zazębiają się i poruszają mój intelekt oraz emocje. Wystarcza mi ten przeżywany tu i ówdzie domysł, przechodzący raptem w pewność i olśnienie. Intuicje niecierpliwią się, by znienacka znaleźć potwierdzenie. Nie muszę łączyć wszystkich kropek w tym gwiazdozbiorze, aby uzyskać dokładny kształt konstelacji. Przecież jest noc. Lepiej poddać się obrazom, pozwalać im płynąć przez umysł i ciało. I dziwić się, jak to możliwe, że autorka tak trafnie oddała to, co sam od lat czuję i przeżywam.

Mapa nieba i ziemi

Eliza w końcu przestaje bać się puszczy (ten strach wyczuwamy w jej pierwszych wędrówkach). Jak sama mówi, „coś się otwiera”. Zapamiętuje poszczególne drzewa, rozpoznaje ich gatunki. Wielkie rośliny stają się częścią jej samej – dosłownie, organicznie. Zapisują się w synapsach. Bo pamięć jest materialna, nie mniej niż atomy węgla.

A my naprawdę jesteśmy zrobieni z gwiazd. Nasze kości i mięśnie składają się z pierwiastków pochodzących z wybuchu supernowej. Ani jeden atom węgla, który mamy na Ziemi, nie przybył z innego źródła. Ten fascynujący obraz wyziera z Domu Oriona, wskazując na ciągłość między ziemskim niedźwiedziem brunatnym, Wielką Niedźwiedzicą na niebie a nami samymi.

W powieści odnajdziemy jeszcze inny uniwersalny wątek: pangeologicznej transmisji materii przybierającej postać rozmaitych zadziwiających bytów: owadów, roślin, ssaków. Skoczogonków, wątrobowców i mchów. Odrębnych istnień, do których – jak się wydaje – za bardzo przywykliśmy i których nie doceniamy; które zamieniliśmy w „zasoby”; którym nie chcemy przyznać podmiotowości, choć stanowimy z nimi jedno.

Także nasza wyobraźnia i pamięć są z gwiazd. Z mapy nieba: legendy, bajki, nasze opowieści o Księżycu i Słońcu. Mity o Wielkiej Niedźwiedzicy, Orionie, Plejadach i Herkulesie. Na różne sposoby ludzie łączyli kropki na firmamencie. Babilończycy w trzech gwiazdach Oriona widzieli Wielkiego Pasterza Nieba. Egipcjanie zobaczyli sahu, duszę Ozyrysa, Aborygeni zaś – trzech rybaków. Majowie – Żółwia Ziemi albo Pierwotne Palenisko. W końcu Grecy, którym tak dużo zawdzięczamy, dostrzegli w nich Oriona – myśliwego ścigającego nimfy. Za to pragnienie, zgubną żądzę, został ukarany. Czy nie dlatego książka nosi tytuł Dom Oriona? Europa. Miejsce, w którym ktoś połączył gwiazdy i nadał im sens.

Usłyszałem gdzieś, że ta książka jest smutna. Jedna z linii melodycznych naszego bycia to smutek – emocja pozwalająca oswoić złe wieści, straty, krzywdę własną i cudzą. Tymczasem opowieść Fiedorczuk jest raczej mądrą refleksją nad kondycją świata epoki antropocenu. W języku polskim nie ma określenia takiej emocji, tego rodzaju kontemplacji. Niemieckie Sehnsucht – tęsknota za czymś, czego nie ma, czego nie można do końca zidentyfikować – przybliża nas, ale tylko przybliża do tego, co przeżywamy, czytając Dom Oriona. Myślę więc o słowie „biostalgia”, o tęsknocie za tym, co dzikie i organiczne, co może przetrwać, zachwycić nas, ale też przejąć do głębi. I pomóc znieść dojmujące skutki antropocenu.

Julia Fiedorczuk „Dom Oriona”, Wydawnictwo Literackie, 2023

Czytaj również:

Ulubiona ćma Owidiusza Ulubiona ćma Owidiusza
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 527/1955 r.
Ziemia

Ulubiona ćma Owidiusza

Szymon Drobniak

Dzięki przemianom istnieją Ziemia, życie oraz kosmos. To one sprawiają, że wszystko razem obraca się w przedziwnym, odwiecznym tańcu.

Morze, ziemia, powietrze – nie są różne ciała.
Woda jeszcze nie płynna i ziemia nie stała
I powietrze bez światła; w ciągłym z sobą sporze
Swej postaci nie mają, w jednym bowiem zbiorze
Zimno z gorącem, suchość z wilgocią walczyła,
Miękką tłoczyła twarda, lekką ciężka bryła.
(Owidiusz, Przemiany, Księga I: Cztery żywioły, tłum. Bruno hr. Kiciński, wyd. Gebethner i Wolff, Warszawa 1933)

Czytaj dalej