Bitte, nie śmieć Bitte, nie śmieć
i
Spalarnia śmieci Spittelau w Wiedniu, projekt Friedensreicha Hundertwassera, Wikimedia Commons (CC BY-SA 3.0)
Ziemia

Bitte, nie śmieć

Katarzyna Brejwo
Czyta się 4 minuty

Recykling to wizytówka Austrii. Przedmioty uratowane z miejskich śmietników sprzedaje się tu ponownie mieszkańcom, a odpadki, które nie podlegają przetworzeniu, trafiają do spalarni, gdzie zostają przerobione na energię.

Thomasowi z powodu śmieci prawie rozpadł się związek.

Dziewczyna najpierw pytała, czy naprawdę potrzebują w kuchni siedmiu różnych koszy. Kuchnia, przyznaje Thomas, faktycznie była mała, ale co znaczy utrata 2 m2 wobec cierpienia całej planety? Poza tym segregację prowadził zgodnie z wiedeńskimi wytycznymi, żadnych szaleństw: jeden kosz na papier, jeden na organiczne, jeden na mieszane. Cztery mniejsze pojemniki miały pomieścić metal, szkło (osobno kolorowe i przezroczyste) i plastikowe butelki.

Dziewczyna przyjechała z innego kraju, gdzie nikt nie poświęcał śmieciom tyle uwagi. Thomas uczył ją nowego patrzenia na przedmioty: pudełko po jogurcie to kubeczek (plastik), etykietka (papier) i wieczko (aluminium). Buntowała się: mam analizować skład opakowania po sushi (drewniane pałeczki – to śmieci organiczne czy mieszane?), kiedy wypiłam już dwa kieliszki wina i mam ochotę po prostu poleżeć na kanapie?

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Recykling w Austrii zaczęto wprowadzać w latach 80., kiedy Thomas był dzieckiem. Dziś kraj przetwarza około 60% swoich śmieci – to zaraz po Niemczech najwyższy wskaźnik w Europie. A Wiedeń – zwraca uwagę Thomas – jest prawdopodobnie jedynym miastem na świecie, które swoje śmieci również sprzedaje mieszkańcom – chociaż zamiast brzydkiego słowa „śmieć”, lepiej powiedzieć tand. To w starym wiedeńskim slangu oznacza przedmiot pozbawiony dawnej wartości. Jak komplet pucharków do lodów (5 euro), plastikowa zabawka wywrotka (6 euro) czy płyta Beatlesów (1 euro), które można kupić w sklepie 48tandler, prowadzonym przez miejskie przedsiębiorstwo oczyszczania.

Na 900 m2, w industrialnym wnętrzu, którego nie powstydziłby się hipsterski klub, można kupić przedmioty uratowane z miejskich śmietników albo pozostawione przez mieszkańców w specjalnych punktach. Cały dochód ze sprzedaży jest przekazywany organizacjom charytatywnym. „Naszym celem jest minimalizacja odpadów – tłumaczy mi Ulrike Volk z 48tandler. – Innymi słowy chodzi o to, żeby mieszkańcy produkowali jak najmniej śmieci”.

Temat, jak sama przyznaje, mało seksowny. „Dlatego robimy wszystko, żeby ograniczanie ilości odpadków było cool – przekonuje. – Nasz sklep w niczym nie przypomina targu staroci. Jego wnętrze zaprojektowali młodzi architekci. Nie musisz tu szperać w pudłach, bo wszystko jest ładnie wyeksponowane”.

Faktycznie: półki z połączonych palet przywodzą na myśl raczej sklep z dizajnerskimi przedmiotami. Talerze i naczynia na sprzedaż wiszą na starych, pomalowanych na biało drzwiach. Kieliszki – w starych kredensach, które mogłyby stać się ozdobą niejednej knajpki. Ubrania – na metalowych stelażach, pojedynczo, jak w butikach drogich marek. Okrągłe pomieszczenie wewnątrz hali, z półkolistymi regałami, skrywa księgarnię. Raz w miesiącu telewizja ORF nagrywa tu program kulturalny. Podczas Nocy Kryminałów autorzy czytali tu swoje książki, tancerze wystawiali spektakle w ramach ImPulsTanz, jednego z najważniejszych festiwali tańca współczesnego w Europie. „Ostatnio kilkaset osób przyszło spotkać się z Jamesem Burtonem, legendarnym amerykańskim gitarzystą, który rozdawał u nas autografy – mówi Volk. – Chcemy w ten sposób przyciągnąć ludzi, którzy normalnie nie zajrzeliby do second-handu”.

Strategia działa, bo sklep co roku odwiedza około 140 tys. osób, a ilość śmieci, którą udaje się dzięki niemu „przetworzyć”, szacuje się na 300 ton rocznie.

Co dzieje się z resztą? Wysypiska, gdzie składuje się nieprzetworzone odpadki, są w Austrii zakazane. Wiedeń z prawie wszystkimi produkowanymi przez miasto śmieciami rozprawia się na miejscu – te, które nie podlegają recyklingowi, trafiają do spalarni, gdzie zostają przerobione na energię. Spalarnia jest nie tylko ekologiczna (miasto twierdzi, że emituje o 90% mniej substancji, niż dopuszczają normy), ale i piękna. Projekt – z drzewami na dachu, fantazyjną kolorową elewacją i złotą kopułą, która świeci w nocy, jest dziełem znanego malarza i architekta Friedensreicha Hundertwassera i stał się symbolem miasta na równi z katedrą św. Szczepana. Wytworzona przez spalarnię energia cieplna wykorzystywana jest do ogrzewania budynków. Największy miejski szpital i około jedna trzecia wiedeńskich mieszkań otrzymują ciepło produkowane ze śmieci.

Recykling jest tak ważny, że głos w jego sprawie zabiera nawet Kościół katolicki. Inicjatywę 48tandler oficjalnie poparł abp Wiednia Christoph Schönborn. „Niech ci, którzy szukają użytecznych przedmiotów, znajdą je tutaj” – głosi na stronie sklepu.

Efekty? Austria jest tak zaawansowana w recyklingu, że ma za mało śmieci i musi je importować. Odpadki są potrzebne, bo wykorzystuje się je do produkcji energii. Teraz przyjeżdżają z Włoch, pokonując ponad 1000 km – oczywiście pociągiem, żeby było ekologicznie. Elektrownia w Zwentendorf, produkująca ciepło z odpadów, w latach 2013–2016 przerobiła prawie 100 tys. ton śmieci pochodzących z południa Italii. Włoskie śmieci są oczywiście szczegółowo kontrolowane, ale – jak zapewnił rzecznik elektrowni w rozmowie z agencją prasową APA – nie różnią się niczym od rodzimych, austriackich, poza tym, że więcej w nich opakowań po makaronie.

A Thomas? Niedawno kupował szafkę do łazienki. Dziewczyna chciała nową, on znalazł taką samą na portalu z używanymi rzeczami. Co z tego, że w Ikei zapłaciłby raptem 50 euro, a tutaj musiał objechać pół miasta – najpierw wybrał się do kolegi, pożyczyć przyczepkę do transportu szafki, a potem do sprzedawcy.

Niestety szafka okazała się rozczarowaniem: w jednym miejscu od wilgoci rozeszła się okleina. Do tego dziewczyna wystawiła mu rachunek: czy tyle kursów samochodem (i ilość wytworzonego w ten sposób CO2) naprawdę pozwala uznać transakcję za ekologiczną? Bronił się: szafki nie da się przewieźć autobusem. Ale czy na pewno? W końcu Wiedeń, poza recyklingiem, przoduje też w innych ekologicznych rankingach, na przykład liczby mieszkańców, którzy korzystają z transportu publicznego. A zielone życie, przyznaje Thomas, wymaga wyzwań.

Czytaj również:

Mniej Mniej
i
Zdjęcie: Sylvie Tittel/Unsplash
Marzenia o lepszym świecie

Mniej

Anna Pamuła

Jérémie i Bénédicte ograniczyli śmiecenie do minimum. Nie kupują proszku do prania, szamponu ani pasty do zębów, zrezygnowali nawet z papieru toaletowego. Co ciekawe, żyją zdrowiej i wydają mniej pieniędzy.

„Nazwaliśmy go Bob i postawiliśmy na stole w kuchni. Po roku nasz litrowy słoik na śmieci był zapełniony tylko do połowy (statystyczny Europejczyk produkuje w tym czasie 380 kg). Co jest w środku? Zakrętka od ketchupu, zakrętka od syropu, jeden listek po lekarstwach, pogryziony patyczek od lizaka, papierek po gumie do żucia, opakowanie po tytoniu, coś takiego do skręcania fajek, kilka zużytych plastrów, kilka papierowych etykietek: po ogórkach i dwóch dżemach”.

Czytaj dalej