Recykling to wizytówka Austrii. Przedmioty uratowane z miejskich śmietników sprzedaje się tu ponownie mieszkańcom, a odpadki, które nie podlegają przetworzeniu, trafiają do spalarni, gdzie zostają przerobione na energię.
Thomasowi z powodu śmieci prawie rozpadł się związek.
Dziewczyna najpierw pytała, czy naprawdę potrzebują w kuchni siedmiu różnych koszy. Kuchnia, przyznaje Thomas, faktycznie była mała, ale co znaczy utrata 2 m2 wobec cierpienia całej planety? Poza tym segregację prowadził zgodnie z wiedeńskimi wytycznymi, żadnych szaleństw: jeden kosz na papier, jeden na organiczne, jeden na mieszane. Cztery mniejsze pojemniki miały pomieścić metal, szkło (osobno kolorowe i przezroczyste) i plastikowe butelki.
Dziewczyna przyjechała z innego kraju, gdzie nikt nie poświęcał śmieciom tyle uwagi. Thomas uczył ją nowego patrzenia na przedmioty: pudełko po jogurcie to kubeczek (plastik), etykietka (papier) i wieczko (aluminium). Buntowała się: mam analizować skład opakowania po sushi (drewniane pałeczki – to śmieci organiczne czy mieszane?), kiedy wypiłam już dwa kieliszki wina i mam ochotę po prostu poleżeć na kanapie?
Recykling w Austrii zaczęto wprowadzać w latach 80., kiedy Thomas był dzieckiem. Dziś kraj przetwarza około 60% swoich śmieci – to zaraz po Niemczech najwyższy wskaźnik w Europie. A Wiedeń – zwraca uwagę Thomas – jest prawdopodobnie jedynym miastem na świecie, które swoje śmieci również sprzedaje mieszkańcom – chociaż zamiast brzydkiego słowa „śmieć”, lepiej powiedzieć tand. To w starym wiedeńskim slangu oznacza przedmiot pozbawiony dawnej wartości. Jak komplet pucharków do lodów (5 euro), plastikowa zabawka wywrotka (6 euro) czy płyta Beatlesów (1 euro), które można kupić w sklepie 48tandler, prowadzonym przez miejskie przedsiębiorstwo oczyszczania.
Na 900 m2, w industrialnym wnętrzu, którego nie powstydziłby się hipsterski klub, można kupić przedmioty uratowane z miejskich śmietników albo pozostawione przez mieszkańców w specjalnych punktach. Cały dochód ze sprzedaży jest przekazywany organizacjom charytatywnym. „Naszym celem jest minimalizacja odpadów – tłumaczy mi Ulrike Volk z 48tandler. – Innymi słowy chodzi o to, żeby mieszkańcy produkowali jak najmniej śmieci”.
Temat, jak sama przyznaje, mało seksowny. „Dlatego robimy wszystko, żeby ograniczanie ilości odpadków było cool – przekonuje. – Nasz sklep w niczym nie przypomina targu staroci. Jego wnętrze zaprojektowali młodzi architekci. Nie musisz tu szperać w pudłach, bo wszystko jest ładnie wyeksponowane”.
Faktycznie: półki z połączonych palet przywodzą na myśl raczej sklep z dizajnerskimi przedmiotami. Talerze i naczynia na sprzedaż wiszą na starych, pomalowanych na biało drzwiach. Kieliszki – w starych kredensach, które mogłyby stać się ozdobą niejednej knajpki. Ubrania – na metalowych stelażach, pojedynczo, jak w butikach drogich marek. Okrągłe pomieszczenie wewnątrz hali, z półkolistymi regałami, skrywa księgarnię. Raz w miesiącu telewizja ORF nagrywa tu program kulturalny. Podczas Nocy Kryminałów autorzy czytali tu swoje książki, tancerze wystawiali spektakle w ramach ImPulsTanz, jednego z najważniejszych festiwali tańca współczesnego w Europie. „Ostatnio kilkaset osób przyszło spotkać się z Jamesem Burtonem, legendarnym amerykańskim gitarzystą, który rozdawał u nas autografy – mówi Volk. – Chcemy w ten sposób przyciągnąć ludzi, którzy normalnie nie zajrzeliby do second-handu”.
Strategia działa, bo sklep co roku odwiedza około 140 tys. osób, a ilość śmieci, którą udaje się dzięki niemu „przetworzyć”, szacuje się na 300 ton rocznie.
Co dzieje się z resztą? Wysypiska, gdzie składuje się nieprzetworzone odpadki, są w Austrii zakazane. Wiedeń z prawie wszystkimi produkowanymi przez miasto śmieciami rozprawia się na miejscu – te, które nie podlegają recyklingowi, trafiają do spalarni, gdzie zostają przerobione na energię. Spalarnia jest nie tylko ekologiczna (miasto twierdzi, że emituje o 90% mniej substancji, niż dopuszczają normy), ale i piękna. Projekt – z drzewami na dachu, fantazyjną kolorową elewacją i złotą kopułą, która świeci w nocy, jest dziełem znanego malarza i architekta Friedensreicha Hundertwassera i stał się symbolem miasta na równi z katedrą św. Szczepana. Wytworzona przez spalarnię energia cieplna wykorzystywana jest do ogrzewania budynków. Największy miejski szpital i około jedna trzecia wiedeńskich mieszkań otrzymują ciepło produkowane ze śmieci.
Recykling jest tak ważny, że głos w jego sprawie zabiera nawet Kościół katolicki. Inicjatywę 48tandler oficjalnie poparł abp Wiednia Christoph Schönborn. „Niech ci, którzy szukają użytecznych przedmiotów, znajdą je tutaj” – głosi na stronie sklepu.
Efekty? Austria jest tak zaawansowana w recyklingu, że ma za mało śmieci i musi je importować. Odpadki są potrzebne, bo wykorzystuje się je do produkcji energii. Teraz przyjeżdżają z Włoch, pokonując ponad 1000 km – oczywiście pociągiem, żeby było ekologicznie. Elektrownia w Zwentendorf, produkująca ciepło z odpadów, w latach 2013–2016 przerobiła prawie 100 tys. ton śmieci pochodzących z południa Italii. Włoskie śmieci są oczywiście szczegółowo kontrolowane, ale – jak zapewnił rzecznik elektrowni w rozmowie z agencją prasową APA – nie różnią się niczym od rodzimych, austriackich, poza tym, że więcej w nich opakowań po makaronie.
A Thomas? Niedawno kupował szafkę do łazienki. Dziewczyna chciała nową, on znalazł taką samą na portalu z używanymi rzeczami. Co z tego, że w Ikei zapłaciłby raptem 50 euro, a tutaj musiał objechać pół miasta – najpierw wybrał się do kolegi, pożyczyć przyczepkę do transportu szafki, a potem do sprzedawcy.
Niestety szafka okazała się rozczarowaniem: w jednym miejscu od wilgoci rozeszła się okleina. Do tego dziewczyna wystawiła mu rachunek: czy tyle kursów samochodem (i ilość wytworzonego w ten sposób CO2) naprawdę pozwala uznać transakcję za ekologiczną? Bronił się: szafki nie da się przewieźć autobusem. Ale czy na pewno? W końcu Wiedeń, poza recyklingiem, przoduje też w innych ekologicznych rankingach, na przykład liczby mieszkańców, którzy korzystają z transportu publicznego. A zielone życie, przyznaje Thomas, wymaga wyzwań.