Wszystkim nam znana jest panująca od czasów starożytnych zasada, że głową Kościoła może zostać tylko kobieta. Pierwszą Matką Świętą była Maria Magdalena, uczennica Jezusa, którą wywyższył On ponad swoich 12 apostołów, bo jej pierwszej pokazał się po zmartwychwstaniu. Z kolejnymi wiekami – za czasów papieżycy Heleny, matki cesarza Konstantyna Wielkiego – upowszechnił się pogląd, że mężczyźni generalnie nie nadają się na wyższe stanowiska duchowne.
Od tego czasu zasiadało na tronie Magdalenowym wiele znamienitych Matek Świętych: Monika (która pierwsza wyszła za mąż już jako papieżyca), Joanna (która pierwsza została matką podczas pontyfikatu), Brygida (pierwsza spoza krajów Morza Śródziemnego, bo aż z Irlandii). Mężczyźni jednak podkopywali autorytet Matek Świętych. Schizmatycy ci, nazywani maskulinistami, planowali stworzyć własny Kościół, w którym rządzić mieli mężczyźni, a tylko niższe, służebne stanowiska przypadłyby kobietom. W ten sposób powodowani pychą i pragnieniem władzy starali się odwrócić naturalny porządek rzeczy. Wiadomo przecież, że mężczyźni już ze względu na odmienną budowę biologiczną stworzeni zostali do innych zadań. Mają ponad miarę rozrośnięte, zwierzęce muskuły, więc potrzebują ciężkiej pracy fizycznej. Ich główne cechy to cierpliwość i wytrzymałość. Mężczyźni są też stworzeni do życia rodzinnego, bo nie przypadkiem mogą się zjednoczyć z kobietą w akcie miłosnym tylko wówczas, gdy są do niej zwróceni twarzą. To znak, że w naturalny sposób zostali predestynowani do bycia otwartym na drugiego człowieka, do współczucia i empatii.
Ja, papieżyca Franciszka, znam te nauki. Staram się jednak zgodnie z zaleceniami Chrystusa odczytywać znaki czasu. Dlatego od początku swego pontyfikatu nakłaniam me siostry i braci w wierze, byśmy wspólnie na nowo odczytali prawdę o kobiecych i męskich zadaniach w świecie i Kościele. Wiele tu bowiem nagromadziło się nieuzasadnionych, moim zdaniem, mniemań. Choćby powszechna dziś opinia, że gdyby opiekę nad Kościołem sprawowali mężczyźni, musiałoby to doprowadzić do rozpadu jego jedności i wojen religijnych. Zwolenniczki tej opinii twierdzą nawet, że chrześcijanie pod wodzą papieża, zamiast papieżycy, postąpiliby w sposób okrutny wobec mieszkańców Nowego Świata i doprowadzili do okrutnej rzezi. Czy takie domysły są uprawnione? Przecież wszelkie okrucieństwo jest tak głęboko sprzeczne z istotą naszej wiary, że nawet w fantazji nie sposób ich w jedno połączyć.
Tradycjonalistki twierdzą jednak, że to, co dla zdrowego ludzkiego rozumu jest sprzeczne, dla umysłu męskiego, który zostanie wyrwany ze swej naturalnej, służebnej roli, wcale absurdem być nie musi. Wiemy przecież, do jakiej ekwilibrystyki myślowej zdolni byli maskuliniści. Najlepszy przykład, że heretycy ci utożsamili Marię Magdalenę, najważniejszą uczennicę Jezusa, z jawnogrzesznicą pojawiającą się na kartach Biblii. Może więc w ich mniemaniu nauka Chrystusowa wcale by okrucieństw nie wykluczała?
Dziś, gdy mężczyźni zyskują coraz większą rolę w decydowaniu o losach świata, uważne przemyślenie tych zagadnień wydaje mi się wyjątkowo pilne. Może mężczyźni dopuszczeni do kluczowych stanowisk w Kościele poczuliby spoczywającą na nich odpowiedzialność? Czy też ich natura, prędzej czy później, dałaby o sobie znać? Ja, papieżyca Franciszka, nie jestem nieomylna, dlatego zwracam się do mych sióstr w wierze z prośbą o wspólny głęboki namysł. Dzielę się z Wami mym bólem.
***
Franciszka wstała i podeszła do okna, by spojrzeć na plac św. Magdaleny wypełniony bawiącymi się dziećmi. Poczuła wagę tego, co właśnie napisała, i przeszył ją dreszcz. „Czy nie grzeszę pychą?” – wyszeptała. W dalekiej perspektywie zobaczyła moment, gdy na tron Magdalenowy wyniesiony zostanie mężczyzna. Jak go nazwą? Ojcem Świętym? A jego tron – Piotrowym? Co stanie się wtedy z Kościołem?