Do dziś trwają dyskusje pomiędzy pojedynczymi sfrustrowanymi internautami a nacjonalistyczną organizacją „British Resistance”, kto pierwszy użył słowa: „Brexit”. Być może właśnie w niejasnych korzeniach tego sformułowania tkwi wiele odpowiedzi na późniejsze pytania, w tym to fundamentalne: czym właściwie Brexit jest?
Na skutek braku konkretnego autora przyjęła się definicja znana Polakom z hasła o koniu w Nowych Atenach, pierwszej polskiej encyklopedii: „Koń jaki jest, każdy widzi”. Brexit został zdefiniowany równie enigmatycznie: Brexit means Brexit (Brexit znaczy Brexit). Ksiądz Benedykt Chmielowski, tworząc Nowe Ateny, uznał, że każdy szlachcic – potencjalny czytelnik encyklopedii – ma konia w swojej stajni, więc wystarczy, żeby wyszedł przed dom i przyjrzał mu się dokładnie. Brexit też każdy ma swój własny, ale – tu kryje się pułapka – podobieństwa pomiędzy jego różnymi znaczeniami bywają ograniczone.
Realizacja kluczowego zobowiązania kampanii za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej – take back control (odzyskaj kontrolę) – oznaczała co innego dla bankiera z londyńskiego City (radykalna liberalizacja przepisów), robotnika z północy (odbudowa ciężkiego przemysłu) czy emeryta z zachodu (miraż odnowienia globalnego imperium brytyjskiego, bez imigrantów). Każdy otrzymał Brexit skrojony na swoją miarę: szereg populistycznych, trudnych do zweryfikowania haseł, których krytyka była odrzucana jako „pogarda establishmentu dla zwykłego człowieka”.
Przeszkadzają ci imigranci, ale nie chcesz być posądzony o rasizm i ksenofobię? Wprowadzimy „australijski system punktowy”, który w założeniu stawia na kwalifikacje migrantów, ale jednoznacznie puszcza oko do wyborców, przekonanych, że Australia jest w przytłaczającej większości biała.
Chcesz, aby Wielka Brytania sama podejmowała decyzje? Oczywiście, a kto twierdzi, że to niemożliwe, ten „umniejsza znaczenie naszego kraju”. Nie musimy słuchać tych Europejczyków i ich biurokratycznych pomysłów.
Jesteś zniechęcony lub zagubiony w globalizującym się świecie, który kręci się szybciej, niż jesteś w stanie nadążyć? Obiecamy odbudowę wszystkiego, co kiedyś tworzyło twój świat – już wkrótce, tuż po tym, gdy „wyrwiemy się z kajdan Brukseli”.
Zadziałało: Wielka Brytania zagłosowała na tę inżynierię marzeń głosami najpodatniejszych na populizm – m.in. osób z klasy robotniczej, z niskim wykształceniem, które nie mają kontaktu z imigrantami, emerytów.
Rząd ówczesnego premiera Davida Camerona upadł następnego dnia, funt stracił w ciągu kilku miesięcy jedną piątą swojej wartości, a nowy gabinet premier Theresy May stanął przed trudnym zadaniem: próbą spięcia swoich obietnic z rzeczywistością negocjacji z 27 pozostałymi państwami członkowskimi.
Istnieje jednak narastające ryzyko, że ten zlepiony naprędce z wyobrażeń sfrustrowanych wyborców Brexit okaże się, jak w żarcie Kisielewskiego, niczym „koń zaprojektowany przez komisję”: wielbłądem, który w rzeczywistości nie spełni niczyich oczekiwań.
I kto wtedy weźmie odpowiedzialność za to, że dalsza jazda na nim – już samotnie, bez Europy – będzie tak trudna?