
Wodospad dudni albo syczy, lodowiec dźwięczy jak powietrzne dzwonki, wulkan huczy, płynąca lawa trzaska niczym pękające szkło. Symfonia islandzkiej natury porywa. Niepokój budzi tylko cisza.
Chociaż o swoich nagraniach mówi „zdobycze”, daleko jej do konkwistadorki podbijającej wyspę. Zbyt dużym szacunkiem darzy islandzką naturę. Nie liczy, ile wodospadów ma w kolekcji, zresztą w ogóle nie wie, ile miejsc zarejestrowała na brzmieniowej mapie Islandii. Kaśka Paluch, muzykolożka po Uniwersytecie Jagiellońskim i producentka muzyczna, pochodzi z Zakopanego. W kwietniu 2017 r. przeniosła się na Islandię. Dla spokoju, dla życia w społeczeństwie, które potrafi znaleźć harmonię między pracą a odpoczynkiem. Ona też odnalazła tę równowagę.
A potem pochłonęła ją harmonia islandzkich dźwięków. Dzięki temu zrodził się projekt Noise From Iceland (NFI).
Głos wodospadów
„Kiedy byłam nad Brúarfoss poprzednio, był środek zimy 2020 roku. Pusto, bo pandemia, lodowato: –20°C. Nagrywałam wodospad w niższych partiach, gdy usłyszałam nieregularny plusk. Zafrapowało mnie to. Zmarzłam, chciałam wracać, ale ten plusk nie dawał mi spokoju. Rękami jak z drewna włączyłam sprzęt. Wodospad spływa z Brúary, rzeki, której wody pochodzą z lodowca Langjökull. Brúará ma dosyć nierówne i momentami bardzo głęboko dno, woda wpływa w te zagłębienia i stąd ten nieregularny plusk. Tak to sobie wytłumaczyłam” – opowiada Kaśka.
Za drugim razem, w 2024 r., Brúarfoss zaskoczył ją tłumami ludzi. „U góry przy wodospadzie jest parking, dostęp do niego jest bardzo łatwy. Ale mimo tłoku udało mi się nagrać wodospad – biały szum odcina wszystkie dźwięki”.
Biały