Jak to możliwe, że formy architektoniczne są w stanie wyrażać określone emocje albo nastroje? – pytał szwajcarski historyk sztuki Heinrich Wölfflin. Po niemalże 100 latach odpowiedzi udziela warszawski architekt.
Zakodowana empatia
Historia zaczyna się na uniwersytecie w Parmie gdzieś w okolicach 1990 r. Grupa włoskich neurofizjologów bez reszty pochłonięta jest badaniami kory mózgu makaków. Okrągłe elektrody na głowach zwierząt przesyłają do komputerów informacje o pracy poszczególnych grup neuronów, podczas gdy ich właściciele ochoczo sięgają po ostrożnie dawkowane im przez naukowców frykasy. W pewnym momencie badacze zauważają jednak coś dziwnego – obszar mózgu, który zazwyczaj aktywował się w momencie chwytania przez małpkę jedzenia, szaleje też w chwili, kiedy podnosi je obserwowany przez nią człowiek. Co to właściwie może znaczyć? Włosi formułują osobliwą hipotezę: zwierzęta mają neurony lustrzane, które reagują na działanie innych osobników, niekoniecznie tego samego gatunku, tak jakby było ich własnym. Dzisiaj większość naukowców uważa, że podobny system występuje też u ludzi. Kiedy widzimy osobę unoszącą filiżankę herbaty, część naszego mózgu uznaje, że robimy to sami. To coś w rodzaju wrodzonej empatii, pozwalającej nam się uczyć i rozpoznawać emocje u innych. Nie jest w tym przypadku istotne, czy spoglądamy na człowieka, psa czy makaka – liczy się to, czy potrafimy odnieść obserwowaną akcję do własnego doświadczenia i pamięci.