Kiedy media donoszą o jakiejś katastrofie naturalnej, zwykle odczuwamy ulgę, że dochodzi do niej gdzieś w dalekim i egzotycznym miejscu i nas to nie dotyczy. Tymczasem mało osób wie, że właśnie teraz, nie tak daleko, bo w Hiszpanii, fala upałów zbiera tragiczne żniwo. Ale zanim rozpoczniemy cykl artykułów o największych katastrofach naturalnych i klęskach żywiołowych, warto przyjrzeć się samemu znaczeniu tych pojęć.
Czy nie jest tak, że jeżeli coś powstaje „naturalnie”, to my, jako społeczność, odżegnujemy się od współwiny za wystąpienie tego czegoś? A tymczasem w wielu wypadkach wkraczamy z naszym gospodarowaniem w domenę natury tak silnie, że wystawiamy się na jej gwałtowniejsze działanie. Jak w każdym przedsięwzięciu homo oeconomicus podejmuje decyzję o nim, jeżeli korzyści przeważają nad kosztami, choć pewnie zaraz Państwo zaoponują, że ludzie wcale nie podejmują decyzji w taki sposób. I częściowo będzie to prawda. Nasza zdolność do rychłego zapominania o tych zdarzeniach, które nie powtarzają się zbyt często, pomaga nam utwierdzać się w tym dobrym samopoczuciu, w błogiej niepamięci. Do tego dochodzi pół prawdy o tym, że statystyka bywa najwyższą formą kłamstwa. Zilustruję ten proces przykładem – kiedy buduje się domy na terenach zalewowych, na których powodzi nie pamiętają najstarsi, bardzo łatwo przyjąć, że takich powodzi nie będzie w ogóle. Cóż, świat się zmienia, a nasze mózgi są tak skonstruowane, że szybko się przyzwyczajają do status quo i uważają, że będzie on zachowany również w przyszłości. Pomaga im prosta analiza, że powódź, której fala może dotrzeć do nowych zabudowań, zdarza się raz na 200 lat (istnieją nawet fachowe terminy „woda stuletnia”, „woda tysiącletnia” itd.). I nie chodzi o to, że z regularnością szwajcarskiego zegarka natura upomni się o swoje, po czym domy się osuszy i będzie spokój na następne iks długich lat. Może się zdarzyć tak, że wysoka fala powodziowa pojawi się co cztery lata przez dwie dekady, a potem nastąpi długi czas względnego spokoju. Jednak zmiany obserwujemy w każdym systemie przyrodniczym – wiele procesów intensyfikuje się – dlatego też coraz trudniej uzyskiwać wiedzę na podstawie analiz statystyk z poprzednich okresów.
Ale co to właściwie jest katastrofa naturalna? W Polsce pojęcie to doczekało się nawet definicji na poziomie ustawowym. Po pierwsze, mówi się o klęsce żywiołowej. Jest to zjawisko, którego skutki dotykają znacznej populacji, a ich usunięcie nie jest możliwe bez zaangażowania nadzwyczajnych środków; może ono być wywołane katastrofą naturalną lub awarią techniczną (czytaj: działalnością człowieka). Katastrofa naturalna zaś to zdarzenie spowodowane działaniem sił natury pozostawiające po sobie wielkie zmiany w środowisku lub dotykające znacznego obszaru.
Kiedy powstaje ten tekst, rozmieszczenie ośrodków barycznych w Europie oraz silne działanie prądu strumieniowego powodują, że nad obszar Hiszpanii napływa niezwykle gorące i suche powietrze. Temperatura już osiągnęła 45°C, a w poniedziałek i we wtorek nawet spodziewamy się ciepła w centralnej Polsce. Ponieważ powietrze jest suche, nie ma warunków sprzyjających powstaniu chmur, lokalne warunki pogodowe mogą zaś sprawić, że temperatura będzie wzrastać niezwykle szybko i utrzymywać się nawet w nocy – możliwe jest też pobicie rekordu jej wysokości. A to wszystko po najchłodniejszej od lat wiośnie! Choć spektakularne katastrofy naturalne kojarzą się nam zwykle z odległymi krajami, w ostatnich latach bardzo wiele z nich wydarzyło się właśnie w Europie – statystykę otwierają zaś fale upałów napędzane przez zmianę klimatu. Niestety, w obszarze Morza Śródziemnego bardzo łatwo o pożary, ponieważ roślinność miewa właściwości pirolityczne. Podobne przyczyny złożyły się na klęskę żywiołową w Yellowstone w 1988 r. Jak w przypadku każdej szanującej się instytucji zajmującej się konserwatorską ochroną przyrody Park Narodowy Yellowstone bardzo poważnie podchodził do utrzymania areału leśnego. Pożary, które wybuchały w lasach czy to od pioruna, czy w wyniku innych czynników, były natychmiast gaszone. Doprowadziło to do nagromadzenia olbrzymich pokładów ściółki i gałęzi (biolog powiedziałby – biomasy). Biomasy o właściwościach pirolitycznych – drzewa iglaste, suche powietrze, ściółka przesiąknięta żywicą. Wystarczy iskra i… 14 czerwca 1988 r. ta iskra uruchomiła reakcję łańcuchową. Pożar szybko objął nie tylko terytorium Parku Narodowego Yellowstone, lecz także sąsiedniego Grand Teton. Spłonęło ponad 5000 km2 lasu, a sam pożar trwał do 18 listopada 1988 r. Czy była to katastrofa naturalna, czy może spowodowana niewłaściwą gospodarką człowieka? Wydawałoby się, że straty w tym najpopularniejszym amerykańskim parku narodowym będą odczuwalne przez wiele lat. Tymczasem jego przyroda stała się bogatsza, a gatunki drzew, które były wypierane – powróciły. Okazało się też, że szyszki niektórych gatunków drzew otwierają się dopiero w wysokiej temperaturze. Z tego wniosek – chcesz chronić las, pozwól mu się palić. Obecnie w wielu parkach narodowych dopuszcza się samoistne pożary wywoływane piorunami, a w przypadku nagromadzenia biomasy – wręcz inicjuje się je sztucznie.