
Nic piękniejszego nocą niż widok czarnego jak węgiel nieba nieskażonego światłami wielkich metropolii. Ale czy patrząc w górę, rzeczywiście widzimy to, co nam się zdaje, że widzimy? Oto wszystkie ciemne sprawki najmroczniejszej z barw.
Stwierdzenie, że niebo w nocy jest czarne, brzmi jak truizm. Oczywiście – myślimy – jakiego miałoby być koloru, skoro noc to brak światła, a brak światła to czerń? Zacznijmy jednak od tego, że w Polsce – i na większości terytorium Europy – niezwykle trudno będzie nam zweryfikować prawdziwość takiego twierdzenia. Żyjemy w czasach, kiedy na świat przychodzi pokolenie ludzi, którzy być może nigdy nie doświadczą czerni nocnego nieboskłonu.
Obawa przed brakiem światła to jeden z pierwotnych lęków człowieka, który paradoksalnie przekuliśmy w naszą siłę. Od czasów prehistorycznych popychał nas do usuwania ciemności za wszelką cenę. Czyhały w niej przecież niebezpieczeństwa. Ciemność ujawniała nieporadność człowieka – w końcu jego oczy radzą sobie w niej dość kiepsko, więc sceną ludzkich działań od zawsze była jasna strona doby. Z początku ogniem, a później elektrycznością niszczyliśmy najpierwotniejsze źródła czerni i ciemności. Światło stało się niemal synonimem obecności człowieka: tam, gdzie on, jest i ono. Ogromne jego ilości. Sączy się z ulicznych latarni, z nieprzesłoniętych okien domów, chlusta kolorowymi falami z wielkopowierzchniowych reklam. Emitują je sygnalizujące