Ece Temelkuran wierzy, że na mowę nienawiści i agresję trzeba odpowiadać dobrem. Czy taka polityka jest możliwa? Rozmowa z turecką pisarką, dziennikarką i publicystką o sile języka i wyobraźni.
Ma 48 lat. Jest jedną z najczęściej czytanych i najbardziej wpływowych komentatorek w Turcji, choć od pięciu lat mieszka poza ojczyzną. Była jedną z pierwszych badaczek nowej fali faszyzmu i powrotu reżimów w Europie i na Bliskim Wschodzie. Dziś należy do grona cenionych lewicowych intelektualistów poszukujących nowych dróg dla polityki w przyszłości. Mieszka w Zagrzebiu. W Polsce ukazały się dotąd jej książki Turcja. Obłęd i melancholia, Taniec w rytmie rewolucji oraz Odgłosy rosnących bananów. Na świecie premierę miało niedawno jej nowe dzieło Together, w którym przedstawia 10 sposobów na to, jak tworzyć lepszy świat za pomocą czułych słów.
Paulina Wilk: Dotąd byłaś znana jako ostra krytyczka politycznych szaleństw współczesności, jedna z pierwszych diagnozowałaś wzrost neofaszyzmu w Turcji, krajach Europy i Azji. Ale Twoja nowa książka to radykalny odwrót od bojowych tonów i diagnozowania negatywnych zjawisk. Jak udało Ci się zamienić narrację o krańcu nadziei dla świata na tę optymistyczną opowieść o nowej wspólnocie, którą opisujesz w Together?
Ece Temelkuran: Po opublikowaniu książki How to Lose a Country – opowieści o tym, jak Turcja z demokracji zmieniła się w dyktaturę – podróżowałam po świecie i miałam spotkania z czytelnikami. I wszędzie słyszałam to samo pytanie: „Skąd czerpać nadzieję?”. Zaczęłam się zastanawiać, co ludzie w różnych krajach mają na myśli, kiedy mówią „nadzieja”. I tak zaczęła się praca nad książką Together – od zgłębiania znaczenia tego słowa. Mamy teraz dwubiegunową wizję przyszłości. Ludzie albo starają się kurczowo trzymać nadziei, albo w bardzo elokwentny sposób objaśniają, dlaczego nie mają jej wcale. Chciałam się przebić przez tę zero-jedynkowość. Potrzebujemy czegoś nowego. W ostatnich latach zauważałam, jakie szkody wyrządza polityczny marazm w sytuacji wzrastającego faszyzmu. Wielu ludzi mówi: wystarczy, że odejdzie ten czy inny dyktator albo populista i będzie po sprawie. Ale etyczna korozja polityki jest jak dziedziczna choroba wpisana w system władzy. Potrzebujemy stworzyć narrację, która wydobędzie nas z tej niemocy. Przecież moje pokolenie, a mam 48 lat, wyrastało z dwoma zestawami książek: w jednym znajdowały się ideologiczne tomy komunizmu i socjalizmu, w drugim – dekonstrukcje tych ideologii. Stąd wiem, że pora szukać innej opowieści, a także języka i pojęć, które mogą przenikać różnice klasowe, tożsamościowe, geograficzne.
Wszystko to są powody racjonalne, wynikające z Twoich rozważań. Ale czy do napisania Together pchnęły Cię również względy osobiste?
Zaczęłam pisać tę książkę, ponieważ nie chciałam już uczestniczyć w wojnie. A wojna toczy się teraz na wielu poziomach. Nie taka zorganizowana i masowa jak kiedyś. Ale przecież hiszpańscy żołnierze spychają pontony afrykańskich imigrantów z powrotem na morskie wody, aby nie schodzili na ląd. Globalne Południe napiera na globalną Północ. Pogłębia się przepaść między biednymi i bogatymi. Toczy się wojna przeciwko osobom LGBT+. Sytuacja może się zresztą pogorszyć, będziemy świadkami wielu okropności, których dopuści się ludzkość. Jednak nie chciałam pisać o tym, tylko o kolejnym kroku. O momencie i miejscu, w którym będziemy potrzebowali nowych słów, żeby się spotkać i być razem, kiedy zagoimy rany i wyleczymy się z konfliktu.
C