Krótkotrwały pik stresu nie szkodzi, może nawet być dla ptaków sprzymierzeńcem. Gorzej, jeśli z niewiedzy lub beztroski fundujemy im stres chroniczny. Z przyrodnikiem Adamem Zbyrytem, autorem „Krajobrazu strachu”, rozmawia Grzegorz Przepiórka.
Grzegorz Przepiórka: Czy u ptaków strach też ma wielkie oczy?
Adam Zbyryt: Tak i to dosłownie. Kiedy się boją, ich źrenice ulegają rozszerzeniu, podobnie zresztą jak u ludzi. Ale wiele gatunków ptaków nie daje jednak po sobie poznać, że się boi, gdyż ich oczy są całe czarne, a zatem nie widać źrenic. Dotyczy to szczególnie rannych ptaszków albo tych, które są aktywne późnym wieczorem, takich jak rudziki, drozdy czy kosy. Ponadto ich oczy są duże, wypukłe, czasem wręcz wystają, jak u słonki, ptaka wodno-błotnego z długim dziobem, który zamieszkuje lasy. Wszystko po to, by lepiej wykrywać drapieżniki. Czyli można by rzec, że u nich strach spowodował wytworzenie permanentnie wielkich oczu.
Czy z naukowego punktu widzenia ptaki na tle innych zwierząt należą do bojaźliwych czy odważnych stworzeń?
Zwykliśmy wrzucać wszystkie zwierzęta do jednego worka, tymczasem, jeśli chodzi tylko o ptaki, to na świecie występuje prawie 11 tys. gatunków. Różnorodność ich zachowań jest ogromna, właściwie: ile gatunków, tyle reakcji na strach. Mało tego, nawet w obrębie jednego gatunku inaczej reagują samce i samice, ptaki młode, w średnim wieku i stare, poza tym każdy osobnik ma swoją osobowość, motywacje, potrzeby. Świat ptaków jest tak samo złożony jak nasz, może nawet bardziej. Mogę więc jedynie pokusić się o stwierdzenie, że część ptaków, które pojawiają się w miastach, stresuje się mniej niż te występujące na terenach niezurbanizowanych. Gatunki „miejskie” są odważne, bo potrafią egzystować w obliczu jednego z największych zagrożeń, jakim jest człowiek, postrzegany przez nie jako „superdrapieżnik”.
Spacerując po lesie, wielokrotnie natykałem się na sójki. Nie za każdym razem witały mnie skrzeczeniem, więc chyba nie tylko w miastach niektóre ptaki zaczynają się do nas przyzwyczajać.
Sójki to ptaki krukowate, które potrafią, jak wynika z badań, rozpoznawać ludzkie twarze. Jeżeli pojawiasz się w lesie regularnie i jesteś niegroźny, to one cię już w ten sposób identyfikują. Jednak ich spokój można niestety łatwo zburzyć. Wystarczy, że wybrałbyś się na spacer z psem, który dla wielu zwierząt, w tym ptaków, jest bardziej stresujący niż kot. W odróżnieniu od kotów, które skradają się, w związku z czym ich ruchy można łatwiej przewidzieć, psy zazwyczaj biegają bardzo chaotycznie. Dlatego w parkach miejskich przy karmnikach wywołują w ptakach sporo stresu. Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, pozwalając psom beztrosko hasać w miejscach koncentracji ptaków.
Jakie reakcje zachodzą w ciele i umyśle ptaka w alarmującej sytuacji?
Kiedy ptak odczuwa niepokój, uwalniane są hormony stresu, z których najważniejszy to kortykosteron. Działa podobnie jak kortyzol u ludzi. Podnosi ciśnienie krwi, spowalnia pracę żołądka, uwalnia cukier do organizmu, przyspiesza oddychanie. To ostatnie po to, aby organizm pobrał więcej tlenu, który jest potrzebny do spalania cukru i produkcji energii niezbędnej do reakcji na zagrożenie, czyli najczęściej do ucieczki. Jeśli nie jest ona możliwa, wtedy ptak może podjąć najbardziej desperacką formę obrony, czyli walkę, nawet z większym drapieżnikiem. Pojawiają się też badania potwierdzające, że istnieje trzecia forma reakcji, która polega na zastyganiu w bezruchu.
Stres pomaga zmierzyć się z zagrożeniem, więc ma pozytywny wpływ na przetrwanie, o ile oczywiście jest krótkotrwały. Problem pojawia się, gdy ma chroniczny charakter. Taki rodzaj stresu pojawił się w życiu zwierząt, kiedy człowiek zaczął coraz bardziej odciskać swoje piętno na naszej planecie.
U ludzi chroniczny stres skutkuje chorobami cywilizacyjnymi. A u ptaków?
W świecie rządzonym przez człowieka ptaki żyją krócej. Obserwujemy to na przykładzie chociażby kosów i bogatek, które w mieście wykazują krótszą długość życia niż w lesie.
Czy w czasie pandemii ptaki złapały głębszy oddech, podobnie jak wiele innych zwierząt? Jakie są obserwacje naukowców?
Badania od lat pokazują, że ptaki żyjące w mieście śpiewają inaczej niż te same gatunki na terenach leśnych czy wiejskich. Muszą śpiewać szybciej i wyżej, żeby przebić się przez hałas. Kiedy w pandemii nasze życie zwolniło i ruch samochodów w wielu miejscach spadł tak znacząco, że hałas powrócił do poziomu sprzed 50 lat, ptaki zaczęły śpiewać tak samo jak ich przodkowie pół wieku temu. Ciekawe wyniki badań na ten temat ukazały się całkiem niedawno w „Science”.
Co najbardziej stresuje ptaki wiosną?
O tej porze roku mają sporo powodów do stresu. Przede wszystkim jak głosi przysłowie: w marcu jak w garncu, a kwiecień plecień poprzeplata trochę zimy trochę lata. Wyobraź sobie taką sytuację – ptak wysiaduje jaja i nagle zostaje przysypany śniegiem. Wiosenne załamania pogody powodują u ptaków olbrzymi wzrost kortykosteronu. Inne powody do stresu to wywalczenie, a potem utrzymanie terytorium, znalezienie partnerki lub partnerek, spłodzenie jak największej liczby potomstwa i próba jego wychowania. Co ciekawe, osobnik z pary, który bardziej angażuje się w opiekę nad młodymi – czasami, jak u płatkonogów, jest to samiec – stresuje się mniej. Wychowanie jest na tyle obciążające, że stres musi być mniejszy, aby nie „zjadł” opiekunki czy opiekuna.
Kiedy odchowają młode, to następny wielki stres dopiero kolejnej wiosny?
Kolejny wzrost stresu czeka ptaki w momencie rozpoczęcia wędrówki, naukowcy określają to jako stres migracyjny. Objawia się np. tym, że ptaki zaczynają nerwowo podskakiwać. Kiedyś, gdy były trzymane w klatkach, to najczęściej uderzały w ich północne ściany przed migracją wiosenną lub w południowe, jeśli chciały wracać na zimowiska.
Co jeszcze „podnosi ptakom ciśnienie” i jak możemy im oszczędzić stresu?
Bardzo stresująco działa na ptaki wycinka drzew. Po pierwsze, zabiera im miejsca lęgowe, a po drugie, jeśli odbywa się tam, gdzie dotychczas się gnieździły, to bardzo negatywnie wpływa na pisklęta. Kiedy nagle ubędzie sporej liczby drzew, zmniejsza się dostępność jaj, larw czy dorosłych owadów, co przekłada się na zmniejszone dostawy pokarmu dla piskląt, a to z kolei powoduje u nich wzrost poziom stresu i w konsekwencji spadek przeżywalności. Dbajmy zatem o drzewa, by zachowywać ptasie siedliska. Ponadto w miastach, jeśli w okresie jesienno-zimowym zajmujemy się dokarmianiem, które jest coraz bardziej popularne, to róbmy to stale. Tego typu nieregularne dostawy pokarmu mogą być również stresujące dla ptaków. Pamiętajmy, że stres pożera ich zasoby energetyczne i może doprowadzić do śmierci, gdy zimą mamy do czynienia z powrotem mrozu i śniegu.
A co z wędrówkami ludzi w okresie wiosennym? Czy to też stresuje ptaki?
Nasze wędrówki po lesie na przełaj czy inne formy aktywności, takie jak bushcraft, dla większości organizmów nie są szkodliwe, gdyż jak już powiedziałem na początku, krótkotrwały stres na widok zagrożenia nie jest dewastujący dla zdrowia. Incydentalne pojawianie się człowieka prowadzi też do tzw. habituacji, przyzwyczajenia do stresu. Są jednak wyjątki, np. głuszce czy cietrzewie, które należą do niezwykle bojaźliwych ptaków. Prowadzenie szlaków turystycznych w pobliżu ich tokowisk, w których każdego wiosennego poranka samce prezentują swoje walory przed samicami, powoduje permanentne płoszenie tych ptaków. Moim zdaniem wchodzenie z butami wszędzie, gdzie to tylko możliwe, nawet gdy jest to uregulowane prawnie w postaci wyznaczonych szlaków w rezerwatach przyrody czy parkach narodowych, nie niesie żadnej wartości edukacyjnej. Powinny istnieć tzw. obszary dzikości, na których przyroda rządzi się swoimi prawami, a człowiek nie ma do nich wstępu.
Czy zmiany klimatyczne stresują ptaki?
Porównując do innych grup organizmów albo świata roślin, ptaki znoszą je całkiem nieźle. Znacznie bardziej zagrożone są drzewa lub ssaki, dlatego że wymiana pokoleń w ich przypadku następuje znacznie wolniej niż u drobnych ptaków śpiewających, jak sikorki czy wróble. Średnia życia bogatki to półtora roku, a już po czterech pokoleniach jesteśmy w stanie zaobserwować mikroewolucyjne zmiany. Badania pokazują, że wiele gatunków ptaków wręcz zyskuje na zmianach klimatu. Zwiększa się ich zasięg, rozpoczynają gniazdowanie wcześniej, sezon lęgowy trwa dłużej, dzięki temu ptaki mogą przystępować do rozrodu dwa lub trzy razy w ciągu roku. Nie możemy jednak zapominać o tym, że są nie tylko wygrani, ale i przegrani. Bardzo mocno cierpią endemity, czyli gatunki o bardzo ograniczonym zasięgu, np. występujące na wyspach czy na dużych wysokościach górskich. Większość ptaków wyspecjalizowanych do życia w jednym konkretnym miejscu niestety wyginie. W bardzo silnym odwrocie są też organizmy doświadczające zmian klimatu związanych z suszami. Na czerwonej liście gatunków zagrożonych znajdują się głównie ptaki wodno-błotne. Ze względu na nie, ale również na to, że woda jest konieczna do zachowywania wysokiej bioróżnorodności, systemowa ochrona jej zasobów na każdym poziomie powinna być dla nas priorytetem.
Powinna.
Pomysły przekopu Mierzei Wiślanej, budowy drogi wodnej E70 czy nowego stopnia wodnego w Siarzewie są przerażające i będą rzutować na stan bioróżnorodności oraz jakość terenów błotno-wodnych całego kraju.
Może udałoby się przemówić decydentom do rozsądku, używając języka ekonomii?
W tym celu powstał dział nauki badający tzw. usługi ekosystemowe. Korzyści finansowe z ochrony przyrody są oczywiste. Podam przykład zawarty w mojej poprzedniej książce o ptakach Puszczy Białowieskiej. Wyliczono, że miłośnicy, obserwatorzy ptaków przyjeżdżający do Puszczy Białowieskiej zostawiają około 8,5 mln zł rocznie, tymczasem Lasy Państwowe w samym 2019 r. do funkcjonowania trzech nierentownych puszczańskich nadleśnictw dopłaciły 37 mln zł, a mimo to ich łączna strata wyniosła 1,2 mln zł. Jeśli niektórych nie przekonują wartości przyrodnicze Puszczy Białowieskiej, czerpanie satysfakcji z oglądania ptaków, poprawa samopoczucia dzięki tej aktywności lub zmniejszanie stanów depresyjnych, to ten ekonomiczny przykład pokazuje namacalnie, co się bardziej opłaca – wycinać czy chronić.
W twojej książce Krajobraz strachu widać, że nie obawiasz się antropomorfizacji, co jest raczej rzadkie u naukowców.
Rzeczywiście naukowcy próbują jej unikać, uważam, że niepotrzebnie, gdyż mamy coraz więcej dowodów na to, że niewiele się między sobą różnimy. Podstawowy problem z antropomorfizacją polega na tym, że staramy się pokazać, że zwierzęta są podobne do nas, ludzi, że czują albo zachowują się podobnie. Trzeba spojrzeć na to zagadnienie odwrotnie. To my jesteśmy podobni do nich. Jesteśmy zwierzętami i powinniśmy odnajdywać w sobie cechy, które pochodzą od naszych przodków, innych zwierząt. Zamiast więc przybliżać zwierzęta do ludzi, przybliżajmy ludzi do zwierząt. Bo w końcu nimi jesteśmy.
Adam Zbyryt: Biolog, ornitolog oraz popularyzator nauki. Zawodowo związany z Uniwersytetem w Białymstoku. Jest również autorem książek, a także audycji radiowych.