Czego doktor Dolittle mógł się nauczyć od swoich zwierząt Czego doktor Dolittle mógł się nauczyć od swoich zwierząt
Wiedza i niewiedza

Czego doktor Dolittle mógł się nauczyć od swoich zwierząt

Agnieszka Fiedorowicz
Czyta się 12 minut

Nie chodzą do lekarza, ale radzą sobie z biegunką, zakażeniami pasożytami i potrafią wywołać poród. Zwierzęta praktykują zoofarmakognozję – leczą się, jedząc owoce, zagryzając glinką i kąpiąc się w mrowiskach.

Szympansica Chausiku ewidentnie była chora. Pozostawiła swego synka Chopina pod opieką innej samicy i oddaliła się od stada. Zaczęła zrywać pędy jakiejś rośliny i żuła je, wysysając sok. To zachowanie zelektryzowało Michaela Huffmana, który właśnie zaczął pracę badawczą w Parku Narodowym Gór Mahale w Tanzanii: szympansy nigdy do tej pory nie sięgały po tę roślinę. Gdy zapytał o nią członka zespołu – Mohamediego Seifu Kalunde, pochodzącego z pobliskiego plemienia Tongwe – usłyszał, że krzew Vernonia amygdalina jest uznawany za silny lek. Tongwe używali go w wypadku dolegliwości brzusznych i zakażeń pasożytniczych. „Czyżby szympansica wiedziała o leczniczych właściwościach gorzkiej wernonii?” – zastanawiał się badacz. Już 24 godziny później był pewny, że Chausiku wiedziała, co robi, i była w tym skuteczna – jej stan się poprawił. Odzyskała apetyt i znów opiekowała się dzieckiem.

Dzik wie, które ziele uzdrawia

„Na długo przed odkryciem Huffmana ludzie obserwowali przypadki samoleczenia u zwierząt” – mówi prof. dr hab. Tadeusz Kaleta z Wydziału Nauk o Zwierzętach Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. W tekście Samoleczenie u dziko żyjących kręgowców, opublikowanym w 2005 r. w piśmie „Życie Weterynaryjne”, przytacza m.in. starochińską opowieść o rolniku z prowincji Junnan, który próbował pozbyć się węża, raniąc go motyką. „Zwierzę ciągle powracało, jakby w cudowny sposób uzdrowione. Chińczyk wyśledził, że aby odzyskać zdrowie po urazach, wąż zjadał roślinę Panax notoginseng. Dzięki tej obserwacji udało się stworzyć skuteczny i do dziś stosowany w ziołolecznictwie chińskim środek do tamowania krwawień” – podaje prof. Kaleta. Hindusi pisali w sanskrycie, że „dzik wie, które ziele uzdrawia, podobnie wie o tym mangusta”. Chodzi prawdopodobnie o korzeń rauwolfii żmijowej zawierający antidotum na jad węży, na które polują mangusty. W latach 70. XX w. prymatolog Richard Wrangham z Harvard University zaobserwował, że szympansy z Parku Narodowego Gombe w Tanzanii jadły czasem liście Aspilia plurisetaAspilia rudis (spokrewnionych ze słonecznikami). Wrangham przyjrzał się odchodom szympansów i odkrył, że liście przechodzą przez ich układ pokarmowy niestrawione. Szympansy połykały je w całości, nie gryząc, robiły w nich jednak dziurki. Potem okazało się, że rośliny te zawierają duże ilości antybiotyku tiarubryna-A. Wrangham przypuszczał, że małpy pozbywają się dzięki niemu pasożytów, ale jego koledzy po fachu przyjmowali te opinie sceptycznie. Niezniechęcony badacz zgłębiał temat, a z kolegą z Cornell University, prof. Eloyem Rodriguezem, ukuł nawet pojęcie zoofarmakognozja (grec. zoo – zwierzę, farma – lek i gnosis – wiedza) oznaczające zwierzęcą wiedzę na temat leków. 

Pomny doświadczeń Wranghama Huffman zgromadził próbki kału od stada Chausiku. Przyjrzał im się bardzo uważnie i policzył, że po zjedzeniu porcji Vernonia amygdalina liczba jaj pasożytów, zwłaszcza groźnego nicienia Oesophagostomum stephanostomum, spadła w nich o 90%! „To, czy roślina zjadana jest jako lek, czy też z głodu, można stwierdzić na podstawie tego, że zjadana jest w małych ilościach i tylko przez zwierzęta wykazujące objawy choroby” – tłumaczy prof. Kaleta. Małpy obserwowane przez Huffmana sięgały po roślinę zdecydowanie częściej w porze deszczowej, gdy łatwiej złapać pasożyta, a analizy biochemiczne potwierdziły, że wernonia zawiera substancje działające antypasożytniczo i antypierwotniaczo. Huffman, dziś profesor Kyoto University, stał się międzynarodowym ekspertem od samoleczenia zwierząt, a zapoczątkowane przez niego badania pokazały, że wiele z nich – od małp przez owce i słonie po motyle czy mrówki – używa leków. „Z ewolucyjnego punktu widzenia zachowanie zdrowia jest podstawową zasadą przetrwania i można oczekiwać, że wszystkie dziś żyjące gatunki mają rozmaite sposoby chronienia się nie tylko przed drapieżnikami, ale także małymi i dużymi pasożytami w ich środowisku” – mówi badacz.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Goryle znają sposób na biegunkę 

Cindy Engel ze spokojem przyjmuje fakt, że jej kotu Darwinowi zdarza się zwymiotować (nawet jeśli robi to na dywan). Wykładowczyni Britain’s Open University od lat obserwuje, jak zwierzęta same się leczą. Po co udomowione i dziko żyjące psy i koty jedzą trawę? „Badania prowadzone na psach, które stosowały tę praktykę, wykazały, że cierpiały one na stan zapalny żołądka, refluks gastryczny lub niedrożność jelit” – wylicza Cindy Engel. I choć podtytuł jej książki brzmi Jak zwierzęta utrzymują dobre zdrowie i czego możemy się od nich nauczyć (ang. How Animals Keep Themselves Well and What We Can Learn from Them), badaczka wcale nie zachęca ludzi do zjadania trawy. Pokazuje jednak, że podobnie jak zwierzęta praktykujemy detoksykację organizmu: w wielu kulturach zaobserwowano zjadanie ziemi (geofagię) lub glinki. I zjawisko to nie dotyczy tylko ludów pierwotnych. 

Jak zauważa prof. Kaleta, wielu z nas nawet nie wie, że w czasie biegunki, przyjmując smectę, zjadamy glinokrzemian diosmektyt, a zwierzęta (szympansy, tapiry, słonie, rezusy, goryle, ale też ptaki) sięgają po glinkę kaolinową. Zawarte w niej minerały, m.in. kaolinit, mika i smektyt, neutralizują kwasy żołądkowe i regulują pH jelita, a także pochłaniają niepożądane substancje, np. taniny i alkaloidy, tworzone przez rośliny jako środek obrony. James Gilardi z University of California w Davis karmił papugi ary chinidyną, nietoksycznym roślinnym alkaloidem. Niektórym podawał też glinkę, a część musiała się bez niej obyć. „Po kilku godzinach ptaki, które spożyły glinkę, miały we krwi 60% mniej alkaloidu” – pisze Cindy Engel w Wild Health. Goryle górskie (Gorilla gorilla beringei), w których diecie w porze suchej zaczynają dominować powodujące biegunki pędy bambusa, uzupełniają jadłospis o trochę ziemi. Chodzi o jej detoksykujący składnik – regolit.

Niedźwiedzie robią maść na komary

Skoro przyroda jest dla zwierząt jak wielka apteka, to poza środkami doustnymi powinny się tam znajdować również preparaty na problemy skórne. „I są! Niezwykle popularnym zabiegiem jest anting, kąpiele w mrowiskach, stosowane przez ponad 200 gatunków ptaków, a także małpy czy wiewiórki” – wylicza prof. Tadeusz Kaleta. Jak wygląda mrówcze spa? Ptak tarza się w mrowisku, niektóre owady chwyta dziobem i wyciera sobie nimi pióra. Mrówki dla obrony zaczynają pryskać wydzieliną zawierającą kwas mrówkowy, który skutecznie zwalcza pasożyty skóry i piór, np. wszy, działa też bakteriobójczo i grzybobójczo. „Całkiem możliwe, że takie zabiegi stoją za mitem o Feniksie, który odradza się z ognia. Kąpiel w mrowisku musi palić jak ogień, ale przecież ptak wychodzi z niej jak nowo narodzony” – żartuje prof. Kaleta. Wenezuelskie kapucynki oliwkowe nacierają się z kolei wijami z gatunku Orthoporus dorsovittatus. Ich wydzielina zawiera benzochinony odstraszające owady. 

Zwierzęta tworzą nawet lecznicze maści. Niedźwiedzie brunatne z Ameryki Północnej na ukąszenia owadów stosują pastę ze śliny i korzeni osha. Roślina ta ma właściwości antybakteryjne i antywirusowe, poza tym odstrasza insekty. Helen Morrogh-Bernard z University of Cambridge zaobserwowała, że orangutany na Borneo żują rośliny z rodzaju Commelina, a zmieszaną ze śliną papkę wcierają w ciało. Rdzenni mieszkańcy Borneo także wytwarzają z niej balsam leczący bóle mięśni.

Roślin używa się też do „czyszczenia” otoczenia. Nowik ciemnostopy, gryzoń występujący w Ameryce Północnej, pozbywa się ze swoich gniazd pcheł, kleszczy i roztoczy za pomocą liści wawrzynu kalifornijskiego. „Gryzonie najpierw nadgryzają liście, dzięki czemu uwalniają się z nich substancje, których opary są szkodliwe dla larw pcheł” – piszą Angie Trius i Mark Doran w książce Zwierzęta lekarze: niesamowite historie o tym, jak zwierzęta leczą się same. Starannie rośliny do wyściółki gniazd selekcjonują też ptaki: szpaki sięgają m.in. po krwawnik pospolity, podagrycznik pospolity, wierzbę białą, marchew zwyczajną bądź przymiotno. Biolodzy Larry Clark i Russell Mason odkryli, że aromatyczne związki zawarte w tych roślinach wzmacniają układ odpornościowy piskląt i znacząco zmniejszają liczbę roztoczy, które żywią się ptasią krwią. U młodych tak gniazdowanych rzadziej występowała anemia. Badacze podrzucali też krwawnik pospolity do gniazd nadobniczki drzewnej (niekorzystającej z tej strategii) – po aplikacji „leku” liczba pasożytów znacząco zmalała. Sikory modre w tym samym celu używają lawendy, mięty i astrów, a gdy badacze usunęli w ramach eksperymentu te rośliny z gniazd, ptaki natychmiast przyniosły nowe. Azjatyckie wróble za pomocą roślin chronią się przed malarią: gdy ryzyko epidemii wzrasta, ptaki zmieniają wyściółkę gniazd, zastępując melię indyjską bogatą w przeciwmalaryczną chininę brezylką nadobną. Ptasia kreatywność zdaje się nie mieć granic: ptaki żyjące blisko skupisk ludzkich znoszą do gniazd niedopałki papierosów – zawarta w nich nikotyna pomaga tępić pasożyty, ale powoduje też prawdopodobnie częstsze genetyczne nieprawidłowości u piskląt.

Motyle wolą zapobiegać, niż leczyć 

Z leków korzystają zarówno ssaki czy ptaki, jak i owady oraz inne zwierzęta o mniejszej inteligencji. Motyl monarcha (Danaus plexippus) zaatakowany zarodnikami Ophryocystis elektroscirrha ma poważne problemy. Pasożyt ten nie tylko zmniejsza zdolność motyli do latania, ale w dodatku znacznie skraca ich życie. Lepiej zapobiegać zakażeniu zawczasu. „Gąsienice danaida żywią się wyłącznie roślinami z rodziny toinowatych. Wielkim upodobaniem darzą zawierającą szczególnie dużo trujących substancji chemicznych trojeść antylską. Roślina ta bogata jest w glikozydy, które wykazują skuteczne działanie w stosunku do pasożytów” – piszą Angie Trius i Mark Doran w książce Zwierzęta lekarze. Motyle zakażają młode pasożytem, składając jaja. Aby zapewnić gąsienicom ochronę, mając do wyboru w szklarni różne gatunki trojeści, 68% jaj składają na tej leczniczej. Zabieg ten znacząco zmniejsza stopień zakażenia młodych. Z kolei muszki owocówki, jeśli wyczują w pobliżu obecność pasożytujących na ich larwach muchówek, wybierają pokarmy o wysokiej zawartości etanolu (np. fermentujące owoce).

Stadne nawyki dietetyczne jagniąt 

Do jakiego stopnia samoleczenie zwierząt jest świadome? „W wielu przypadkach wydaje się, że jest to zachowanie instynktowne, zwłaszcza jeśli chodzi o owady, ale już ssaki mogą wiedzę medyczną przekazywać, a młode mogą uczyć się przez obserwację starszych” – mówi prof. Tadeusz Kaleta. 

Juan Villalba, badacz z Utah State University, zainspirowany badaniami Huffmana obserwował, jak wiedzę na temat leczniczych roślin zdobywają jagnięta. Dawał im dwa rodzaje paszy – pierwszą zwykłą, a drugą gorzkawą, z domieszką roślin bogatych w taniny (substancje te, odpowiedzialne za smak czerwonego wina, mają działanie m.in. antypasożytnicze). Jagnięta unikały gorzkiej paszy do momentu, gdy badacz zakaził część z nich pasożytami i podawał im karmę z taninami. Na takiej diecie liczba pasożytów znacząco spadła, a jagnięta chętniej żuły niezbyt smaczny pokarm. Wybierały go tylko te, które doświadczyły pozytywnych skutków terapii, i tylko do momentu pozbycia się pasożytów. Odrobaczone z powrotem chętniej sięgały po zwykłą karmę. W kolejnych badaniach Villalba zaobserwował, że owce uczą się szybciej leczniczych nawyków, gdy wypasają się w stadach, a nie samotnie. Zauważył też, że zakażone zwierzęta chętniej próbują nowych, wcześniej niejedzonych roślin, tak jakby choroba skłaniała je do poszukiwania lekarstwa.

Jeżozwierze wyleczyły ludzi z krwawej biegunki

Całkiem możliwe, że człowiek pierwotny ziołolecznictwa nauczył się od zwierząt, tak przynajmniej sugeruje Stephen Buckley z University of York. Badacz analizował osad nazębny u szkieletów 13 neandertalczyków z jaskini El Sidron w północnej Hiszpanii (żyli i umarli około 50 tys. lat temu). Analiza resztek pożywienia wykazała, że neandertalczycy uzupełniali dietę mało odżywczymi i gorzkimi roślinami, m.in. krwawnikiem pospolitym i rumiankiem, które mają działanie przeciwzapalne, przeciwkrwotoczne i bakteriobójcze. Jeśli nie neandertalczycy, to późniejsi ludzie na pewno czerpali wiedzę z podglądania zachowań zwierząt. „Odkrycie działania zarówno kofeiny, jak i amfetaminy opierało się na obserwacjach zachowania zwierząt domowych zjadających owoce i liście określonych roślin. Przypuszczalnie podobną genezę ma stosowanie liści coca w Andach, tu człowiek naśladował lamę. Niemal cała medycyna ludowa prawdopodobnie jest oparta na obserwowaniu przez znachorów czy szamanów sposobów, w jakie leczą się zwierzęta” – wylicza prof. Tadeusz Kaleta w tekście Samoleczenie u dziko żyjących kręgowców

Z korzenia osha, z którego niedźwiedzie robią maść, Indianie parzyli przeciwbólowy i zwiększający wytrzymałość napar. Kobiety z Kenii, aby przyspieszyć poród lub dokonać aborcji, sięgają po rośliny z rodziny szorstkolistnych (Boraginaceae). Tę samą roślinę zjadają ciężarne kenijskie słonice, by wywołać poród. Michael Huffman w czasopiśmie „Proceedings of the Nutrition Society” przytacza opowieść wspomnianego już Mohamediego Seifu Kalunde, którego dziadek Babu, zabiwszy w czasie polowania samicę jeżozwierza, zabrał do wioski jej młode. Gdy wieś nawiedziła epidemia krwawej biegunki, zachorowały także jeżozwierze. Babu zaobserwował, że jeden z nich wydostał się z zagrody i w pobliskim lesie zaczął wykopywać i zjadać korzenie rośliny zwanej przez Tongwe mulengele (łac. Aeschynomene sp.). Zwierzę zaczęło zdrowieć, więc Babu zaaplikował korzeń sobie i innym ludziom w wiosce. Do dziś jest powszechnie stosowany w Afryce Wschodniej. 

Czy zoofarmakognozja może inspirować farmakologię? „Leki, które stosujemy, przestają być skuteczne. Patogeny ewoluują, uodporniając się np. na antybiotyki. Potrzeba nam nowych substancji” – zauważa biolog Jaap de Roode. „Lasy deszczowe, ze swoim bogactwem bioróżnorodności, to w niewielkim jeszcze stopniu wykorzystana przez człowieka apteka, po której przewodnikiem mogą być zwierzęta” – sądzi prof. Tadeusz Kaleta. Ale leki mogą się też kryć całkiem blisko, choćby w pszczelich ulach. De Roode podaje przykład produkowanego przez pszczoły propolisu, który ma szerokie działanie bakterio- i grzybobójcze, jeden z jego składników blokuje zaś wirusa HIV-1. „A skoro jeżozwierze mogły pomóc nam w walce z krwawą biegunką, to kto wie, może kiedyś będziemy leczyć ludzi lekami, które zostały odkryte przez motyle?” 

Czytaj również:

Doktor wilczur Doktor wilczur
i
ilustracja: Archiwum „Przekroju”
Ziemia

Doktor wilczur

Szymon Drobniak

Nie tylko sikorki czy słonie, ale także muszki owocówki czy motyle potrafią leczyć się roślinami. Niemądry człowiek im w tym przeszkadza, mądry zaś je podpatruje.

Stąpam po lesie wysokimi, czaplimi krokami. Staram się jak najdelikatniej trącać mokre leszczynowe kotki i kapiące gałęzie. Las pachnie wodą i mchem. W dłoni mam mapę z naniesionymi na nią tajemniczymi krzyżykami – czuję się jak w terenowej grze. Każdy krzyżyk to miniaturowy świat jednej ptasiej pary, prostokątna budka z sos­nowego drewna kryjąca utkane z trawy, mchu i piór gniazdo, zawsze wyjątkowe, niepowtarzalne jak budująca je samica. To miejsce akcji mini epopei rozgrywającej się cichutko przez kilkadziesiąt dni – od pierwszych splotów subtelnej konstrukcji, poprzez niemożliwie małe i kruche jaja, aż do opierzonych podlotów opuszczających swój drewniany dom w połowie czerwca.

Czytaj dalej