Czy Perun naprawdę istniał? Czy Perun naprawdę istniał?
i
Rysunek artysty malarza Jana Wydry "Słowianie", 1938 r./NAC (domena publiczna)
Audio, Wiedza i niewiedza

Czy Perun naprawdę istniał?

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 13 minut

O wierzeniach Słowian wciąż wiemy niewiele. Często są to sprzeczne informacje, dodatkowo zniekształcone przez chrześcijańskich kronikarzy, którzy mieli tendencję do opisywania wszystkich pogan w ten sam stereotypowy sposób. Czy mimo braku źródeł możemy odtworzyć podstawowe założenia słowiańskiej religii? Każdy, kto choć trochę interesował się przedchrześcijańską religią Słowian, dobrze wie, że w dziedzinie tej panuje ogromne zamieszanie. Zdaniem niektórych badaczy, posługujących się metodami językoznawczymi i porównawczymi, najwyższym z bogów był Stribog. Inni zaś, używając dokładnie tych samych metod, twierdzą, że na czele panteonu stał Perun. Są też i tacy, którzy uważają, że żaden słowiański pan­teon w ogóle nie istniał. Słowianie wierzyli w transmigrację dusz albo wręcz przeciwnie – wcale nie znali koncepcji życia pośmiertnego. Podobnych przykładów można by przytoczyć więcej… Różnicę stanowisk zapoczątkowały dwie ważne książki. Otóż według Mitologii Słowian Aleksandra Gieysztora Słowianie mieli złożony i wyrafinowany system wierzeń porównywalny z wierzeniami innych ludów indoeuropejskich. Z kolei Henryk Łowmiański w monografii Religia Słowian i jej upadek przekonywał, że wierzenia te były proste i prymitywne, a rozwinęły się jedynie wśród Słowian zachodnich, i to pod wpływem – czy nawet presją intelektualną – napływających z Zachodu misjonarzy chrześcijańskich. Co ciekawe, problem ten sam stał się przedmiotem badań naukowych. Jedna z ostatnich ważnych publikacji poświęconych słowiańskim wierzeniom – znakomita książka Religie dawnych Słowian Dariusza A. Sikorskiego – to prawie w całości próba odnalezienia przyczyn tak dużych różnic w opiniach naukowców. Choć to ujęcie może rozczarować poszukiwaczy prostej odpowiedzi na pytanie o religię naszych przodków, pomaga uświadomić sobie granice posiadanej przez nas wiedzy. A ponadto pozwala dostrzec liczne nadużycia interpretacyjne nie tylko amatorów, lecz także zawodowych badaczy.

Dlaczego wiemy tak mało?

Podstawowa trudność polega na charakterze i jakości źródeł pisanych. Teksty, które przetrwały do naszych czasów, to głównie uwagi autorów chrześcijańskich (czasem arabskich), misjonarzy, hagiografów lub kronikarzy, a zatem osób niebędących etnografami. Nie uzyskały one starannego przeszkolenia w zakresie obserwacji nieznanego ludu, by obiektywnie oddać jego wierzenia i zwyczaje. Wręcz przeciwnie, nierzadko byli to obserwatorzy pod wieloma względami uprzedzeni do „pogaństwa”. Często nie znali nawet języka społeczności, o której pisali (bo np. byli Niemcami, jak Adam Bremeński, czy Duńczykami, jak Saxo Gramatyk), albo nie widzieli Słowian na własne oczy, a jedynie ujmowali w słowa to, co podpowiedział im tajemniczy informator. Wyobraźmy sobie, że chcielibyśmy odtworzyć założenia islamu, nie znając Koranu ani pism teologów muzułmańskich, a wykorzystując w tym celu tylko wypowiedzi chrześcijańskich polemistów, przypadkowych podróżników, niewykształconych niewolników arabskich lub – o zgrozo – krzyżowców. Czy w ten sposób udałoby się nam sprawiedliwie oddać bogactwo i wyrafinowanie tej kultury? Dodajmy, że w starożytnych i średniowiecznych tekstach o Słowianach religia nigdy nie była głównym przedmiotem opisu. Poruszano ten temat na marginesie innych spraw, gdy wspominano np. o wybranym wierzeniu czy bogu albo gdy opowiadano o życiu świętego bądź o podbojach. Źródła spisane przez samych Słowian – takie jak Powieść minionych lat, Słowo o wyprawie Igora czy byliny cyklu kijowskiego – to z kolei teksty autorów już schrystianizowanych.

Jeden bóg czy wiele bóstw?

Aby lepiej zilustrować bolączki badaczy, przeanalizujmy najstarszy zachowany fragment poświęcony wierzeniom

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Opowieści białoruskiej Szeherezady Opowieści białoruskiej Szeherezady
i
Alfons Mucha, cykl "Epopeja słowiańska", nr 18: Przysięga „Omladiny” pod słowiańską lipą. Odrodzenie słowiańskie (XIX w.), 1926 r. (niedokończone), zamek w Moravskim Krumlovie; zdjęcie: domena publiczna
Wiedza i niewiedza

Opowieści białoruskiej Szeherezady

Mikołaj Gliński

Od ludowych opowieści grozy po manifest narodowy, czyli jak polski szlachcic Jan Barszczewski napisał klasykę literatury białoruskiej, która ­ma w sobie coś i z opowiadań Gogola, i z Frankensteina Mary Shelley.

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, gdzieś na dalekich północno-wschodnich rubieżach polskiego imaginarium była sobie szczęśliwa kraina. To tam pośród gęstych lasów, na brzegu ogromnego „na kształt odnogi morskiej” jeziora stoi dom, a może dworek, w którego oknie każdej zimowej nocy pali się świeczka. Staje się ona jakby latarnią morską dla zbłąkanych wędrowców – jadących konno lub sunących na saniach po skutej lodem tafli jeziora, które zimą zamienia się w szeroki gościniec bez żadnych punktów orientacyjnych i drogowskazów. W takich chwilach, pośród śnieżnej zadymki, majaczący w oknie płomyczek staje się jedynym ratunkiem dla zimowych rozbitków, a dom – bezpieczną przystanią. Na tych, którym uda się dotrzeć w jego gościnne progi, czeka ciepła strawa, miejsce przy kominku, a nawet nocleg pod ciepłą pierzyną. Jest jednak jeden warunek, a stawia go sam gospodarz: gość musi opowiedzieć historię i dobrze, żeby była zajmująca. Chociaż na szczęście milczkom i nudziarzom nikt tu głów za karę nie ścina.

Czytaj dalej