Na początku dobre wiadomości: powoli przechodzimy z pory roku „za zimno” do „byle do wiosny”. Cieszy to tym bardziej, że zima w tym roku przyniosła trochę niespodzianek. Spodziewaliśmy się, że temperatury będą wyższe od średnich, a tymczasem w Europie było nadspodziewanie zimno. Nad Morzem Śródziemnym w styczniu o około –3°C, a na całym kontynencie średnio o –1,5°C. W Polsce średnia temperatura miesięcy zimowych była niższa o około 1°C od średniej wieloletniej. Mieliśmy też wiele dni, które sprzyjały smogowi, i podobnie będzie w marcu – polecam stosowanie masek przeciwsmogowych (szczególnie tych dla sportowców, w których łatwiej się oddycha, nawet jeżeli chodzi tylko o podbiegnięcie do autobusu).
Za to globalnie wszystko odbyło się zgodnie z przewidywaniami: grudzień był cieplejszy od średniej wieloletniej o 0,24°C, styczeń zaś o 0,30°C. Półkula północna w miesiącach zimowych także była cieplejsza średnio o +0,22°C. Szczególnie „za ciepło” było na dalekiej Północy, co przyczyniło się do rekordowego ubytku lodu w Arktyce. 12 lutego na Islandii na stacji Eyjabakkar (650 m n.p.m.) odnotowano temperaturę +19,1°C. W Rzymie w tym dniu było jedynie +17°C, a nad południowo-wschodnią Europą aż po Turcję szalały burze śnieżne. Co więcej, napływ chłodnego powietrza i wilgoci do wschodniej części Morza Śródziemnego wywołał w styczniu bardzo intensywne niże podobne do cyklonów tropikalnych. W normalnych warunkach klimat śródziemnomorski jest zbyt suchy, żeby pozwolić na tego typu zjawiska.