W środku lasu deszczowego Great Bear żyją niedźwiedzie jak z bajki – są białe i odcinają się na tle soczystej zieleni. Ich umaszczenie przynosi korzyści wszystkim mieszkańcom tego zakątka świata.
Z początkiem lipca 2022 r. kanadyjska prowincja Kolumbia Brytyjska wprowadziła zakaz polowania na niedźwiedzie czarne, nazywane też amerykańskimi lub baribalami. Jego celem jest ochrona przedstawicieli tego gatunku – ale tych o białym futrze. Już od wielu lat się mówiło, że wcześniejszy przepis (zwyczajowy i oficjalny) zabraniający polowania, który obejmował wyłącznie białe niedźwiedzie, nie miał z biologicznego punktu widzenia żadnego sensu. Żeby naprawdę chronić niedźwiedzie kermode, czyli czarne o białym futrze, trzeba objąć regulacjami również te o futrze czarnym, bo i one bywają nosicielami „białego genu”.
Gen MC1R (ten sam, który odpowiada za rudy kolor włosów u ludzi i kremowe umaszczenie u labradorów) jest genem recesywnym. Oznacza to, że niedźwiedź, aby urodzić się z białym futrem, musi mieć dwie kopie tego genu: zarówno od matki, jak i od ojca. Gdy będzie miał tylko jedną jego kopię, urodzi się czarny. Dlatego czarne niedźwiedzie mogą mieć białe potomstwo – na tej samej zasadzie, co brązowoocy rodzice mogą mieć niebieskookie niemowlę. Jeśli każde z nich przekaże pojedynczy gen, to zdublowany ujawni się on u ich młodego. Właśnie tu leży niedźwiedź pogrzebany: zabijając czarne baribale, zubaża się pulę genetyczną, bo nie widać przecież, czy dane zwierzę jest nosicielem białego genu. Na dodatek w 2020 r. okazało się, że MC1R jest u niedźwiedzi dwukrotnie rzadszy, niż przypuszczano, więc tym bardziej paląca stała się potrzeba kompleksowego chronienia osobników białych. (Choć w zasadzie precyzyjniejszym określeniem byłoby „białawych” – niedźwiedzie kermode nie są bowiem idealnie białe: mają rude łaty, zazwyczaj na karku i między łopatkami).
Białe kruki
Niedźwiedzie duchy, bo tak się je zwyczajowo nazywa, to najrzadsze niedźwiedzie na świecie. Nowe badania jedynie korygują dane dotyczące ich liczebności. Przygotowując się kilka lat temu do wyjazdu do Great Bear Rainforest – największego północnego lasu deszczowego na Ziemi – przeczytałam, że liczbę mieszkających tam białych misiów szacuje się na 400–500. Kiedy pół roku później wyruszałam na wyprawę, źródła podawały, że żyje ich tylko 150–200. Na miejscu usłyszałam, że prawdopodobnie (badania jeszcze trwały) i ta niewielka liczba jest dwukrotnie zawyżona – dziś to już oficjalna informacja.
Policzyć dziko żyjące niedźwiedzie nie jest łatwo. Do lat 90. członkowie społeczności Kitasoo/Xai’xais oraz Gitga’at, na których terenach żyje większość tych zwierząt, utrzymywali ich istnienie w tajemnicy – chodziło o ochronę niedźwiedzi przed kłusownikami. Próby ich zbadania i policzenia podejmuje się więc stosunkowo od niedawna. Żeby otrzymać rzetelny obraz populacji, trzeba uwzględnić sposób przemieszczania się niedźwiedzi (tak by nie dublować ich podczas liczenia), specyfikę wybrzeża, upstrzonego wyspami i ogromnymi dolinami rzecznymi, a także wiele innych czynników.
Zadania nie ułatwia naukowcom splątany las, który porasta gigantyczny obszar i w wielu miejscach jest niedostępny. Praca tu wymaga pomysłowości. Sklejone ze sobą fragmenty drutu kolczastego, patyków oraz mchu nasmarowane rybim tłuszczem rozkładane są w regularnych odstępach w lesie. Kiedy niedźwiedź podejdzie do takiej pułapki, jego futro z pewnością zaczepi się o drut i parę kłaczków na nim zostanie, dostarczając biologom idealnego materiału do badań genetycznych.
Na czterech wyspach zamieszkanych przez niedźwiedzie kermode tylko co dziesiąty niedźwiedź czarny jest biały, a na stałym lądzie w pobliżu wysp – już co setny. To dlatego, że na ograniczonym terytorium geny mają szansę pozostać nierozproszone. Dziś badacze oraz członkowie Pierwszych Narodów są w stanie rozpoznać każde z mieszkających na wyspach zwierząt, nadali im nawet imiona.
Dłużnicy oceanu
Teren, na którym wprowadzono zakaz polowań na wszystkie baribale, niezależnie od koloru ich futra, obejmuje kilkanaście procent obszaru zwanego Great Bear Rainforest. Las Wielkiego Niedźwiedzia zarasta wybrzeże Pacyfiku, niemal w środku wybrzeża Kolumbii Brytyjskiej, pomiędzy wyspami Vancouver i Haida Gwaii. Jest prężny, zbutwiały, kłujący, mokry, dominujący i jednocześnie podatny na wszystko, co się wokół niego dzieje. Żyjące w nim rośliny mają każdą możliwą wielkość, wysokość, gęstość, każdy osiągalny wiek i stopień rozkładu.
Czy można sobie wyobrazić bardziej idylliczne miejsce pracy dla biologów? Trudno wyjść na spacer, żeby nie spotkać jednego ze zwierząt, które od zawsze rozpalały ludzką wyobraźnię: niedźwiedzia, orła, kruka czy orki. Każdego dnia widać przepływające wzdłuż brzegu humbaki. Przy odrobinie szczęścia zobaczymy, jak łowią ryby – grupowo i taktycznie: najpierw nabierają powietrza znad powierzchni oceanu, następnie nurkują i zataczają kółka pod wodą, wypuszczając stopniowo powietrze i w ten sposób tworząc ścianę z milionów jego bąbelków, która więzi ryby w środku. A stamtąd już łatwo je wyłowić, jeżeli oczywiście jest się humbakiem. Do tego żyją tu zwierzęta niczym z baśni, np. właśnie czarne niedźwiedzie o białym futrze albo wilki żywiące się wyłącznie tym, co znajdą w morzu.
Nie można patrzeć na ten las, nie myśląc o Pacyfiku. Las żyje dzięki oceanowi, ocean dzięki lasowi – uzupełniają się wzajemnie, wzmacniają i trwają tak od zakończenia epoki lodowcowej. Great Bear Rainforest mógł w ogóle wyrosnąć dzięki temu, że w oceanie żyją łososie. Kiedy kończył się świat śniegu i lodu, zaczęło się odsłaniać rzeźbione i przeorane przez lodowiec wybrzeże – poszarpane, klifowe, pionowe oraz całkowicie skaliste. Rozkładające się na tej nagiej skale ciała łososi (po wypłynięciu na tarło w górę rzeki ryby te umierają) dały początek ziemi, na której mógł wyrosnąć las. Proces ten trwał w tym miejscu stosunkowo krótko – od ostatecznego wyrównania się poziomów wód w oceanach minęło tylko 5 tys. lat – dlatego gleba w Great Bear Rainforest ma gdzieniegdzie zaledwie 15 cm grubości. A mimo to rosną tu dwa z pięciu największych gatunków drzew na świecie: daglezja zielona i cedr czerwony.
Dziś martwe ryby są roznoszone po lesie przez niedźwiedzie, wydry, kruki i orły, a także całą masę drobnicy. Udowodniono związek między tym, jak bardzo rybny jest rok, a tym, jak szybko i zdrowo rozwija się las. Z gnijących łososi zwierzęta oraz rośliny czerpią związki odżywcze, zwłaszcza azotowe. Ślady ryb w postaci związków azotowych czy fragmentów ciał znajdowano nawet w igłach i na czubkach drzew.
Przybrzeżne życie
Tuż nad linią wody kolejne odcienie zieleni układają się w równiutkie, kilkumetrowe pasy, każdy o innej teksturze. Najpierw zieleń przylega gładko do kamieni i trudno ją odróżnić od szarości. Wyższy pas w strukturze to zieleń z domieszką żółtego, często jadalna – występują tu m.in. wodorosty. Trzeci pas jest najbardziej klasyczny, trawiaście zielony, źdźbła sterczą do góry. Ostatni zawłaszczył ciemną zieleń traw tak wysokich, że można w nich brodzić po uda. A dalej już zaczyna się nie tyle ściana zieleni, ile jej pełna trójwymiarowość, czasem ciągnąca się kilkaset kilometrów w głąb lądu.
Za tę zieloną pasiastość odpowiadają Pacyfik i jego pływy, niekiedy wysokie na 5–6 m. Dwa razy na dobę świat doświadcza ich pełnych cykli. Przy maksymalnym przypływie widać tylko pas ciemnozielonej trawy, ale po 6 godzinach znowu udaje się zobaczyć wszystkie warstwy, kolory i faktury strefy przybrzeżnej – litoralu. To najbardziej przyjazna do życia część środowiska wodnego: zasolenie jest niewielkie, rzeźba terenu urozmaicona, z lasów spływają związki odżywcze, dochodzi najwięcej światła i tlenu. Tutaj też powstaje i odkłada się najwięcej materii organicznej, dlatego ten obszar jest najbardziej podatny na wszelkie zmiany i odchylenia od normy.
Mieszkańcy tej strefy – od insektów przez niedźwiedzie (wszystkich kolorów) po wilki morskie – wyjątkowo chętnie korzystają z maksimum przywilejów, które daje im życie na granicy dwóch środowisk. Dawno oddzielone genetycznie od swoich szarych przyjaciół z kontynentu wilki z wybrzeża Kolumbii Brytyjskiej są drapieżnikami morskimi, nie lądowymi. Doskonale pływają, potrafią pokonać długie kilometry między wyspami. Jesienią przeczesują plaże, ujścia rzek do oceanu oraz strefę pływów, żeby znaleźć i upolować swoje ulubione pożywienie – łososie. Między lutym a kwietniem jedzą zalegającą na wodorostach ikrę śledzi. Potrafią odłupywać pąkle ze skał, wykopać małże z piasku, upolować fokę i wydrę, zaobserwowano je także podczas konsumowania martwego wieloryba. Badania ich odchodów wykazały, że jedzą wyłącznie pokarm pochodzący z morza. To jeden z bardziej obrazowych przykładów na to, jak ewolucyjnie przystosowujemy się do środowiska. Tradycyjnie uważa się, że spotkanie wilka morskiego to dobry omen.
Zieleń północnego lasu deszczowego jest kluczowa również dla białych czarnych niedźwiedzi. Trudno znaleźć zwierzę, które bardziej odznaczałoby się na tle hipersoczystej zieleni niż duży niedźwiedź o białym futrze! Inni mieszkańcy tego wybrzeża Pacyfiku potrafią lepiej lub gorzej się maskować, co zresztą w tak gęstym i splątanym lesie nie jest wielką sztuką. Tymczasem niedźwiedzia tego widać natychmiast, jego białe futro z daleka prześwituje między drzewami. A jednak ta na pierwszy rzut oka niefortunna cecha wyglądu sprawia, że duchy są o 25% skuteczniejsze w łapaniu łososi niż ich czarni koledzy. Wyobraźcie sobie, że jesteście takim łososiem wpływającym w górę rzeki na tarło. Kiedy się poruszacie, widzicie powierzchnię wody, a nad nią jaśniejsze niebo. Na jego tle białe niedźwiedzie są zwyczajnie mniej widoczne. Dodatkowo jednym z ulubionych sposobów łowienia przez nie łososi jest tzw. shadow fishing. Niedźwiedź stoi w rzece nieruchomo tak długo, aż ryby uznają go za niegroźnego, i bez strachu podpłyną w zasięg pazurów. Od jasnego futra inaczej odbija się światło, dlatego cień, który polujące zwierzę rzuca na wodę, ma nieco bardziej rozmyte kontury, jest łagodniejszy, mniej zauważalny dla ryb.
Dzięki swojemu umaszczeniu niedźwiedzie o białym futrze jedzą jesienią o jedną czwartą więcej łososi niż ich czarni krewniacy, co znacząco zwiększa szanse na przetrwanie nadchodzącej zimy i na urodzenie zdrowych młodych.
Uwaga na kuzynów!
Niedźwiedzie to gatunek parasolowy, znajdujący się na górze kaskady troficznej, co oznacza, że cokolwiek się wydarzy poniżej – np. zmiana w środowisku niewielkich ssaków czy łososi, migracja innych gatunków, zakwaszenie oceanów albo wzrost temperatury – białe niedźwiedzie zareagują jak papierek lakmusowy.
Stosunkowo nowym zagrożeniem dla niedźwiedzi duchów – wynikającym bezpośrednio z katastrofy klimatycznej – są niedźwiedzie grizzly (podgatunek brunatnego). Kiedy spojrzy się na mapę regionu, po prawej stronie Princess Royal Channel znajduje się teren zamieszkany przez niedźwiedzie grizzly, a kilka kilometrów przez wodę w lewo – dom niedźwiedzi białych. Dopóki łososi było pod dostatkiem, grizzly nie miały potrzeby opuszczania swoich stron w poszukiwaniu nowych stołówek. Co więcej, jest to jedno z nielicznych miejsc na świecie, gdzie można zobaczyć nawet kilkanaście niedźwiedzi tego podgatunku razem. Zwykle są one terytorialne, konkurują o jedzenie i tylko ponadprzeciętna liczba łososi może je skłonić do współżycia łapa w łapę z pobratymcami. Obecnie jednak sytuacja łososi jest skrajnie zła. Przełowienie, lokalne farmy rybne, gdzie hoduje się inwazyjnego w wodach Pacyfiku łososia atlantyckiego, podniesienie temperatury i poziomu zakwaszenia wód oraz wycinka północnego lasu deszczowego sprawiły, że do strumieni, do których jeszcze 15 lat temu wpływało ponad 3 mln łososi w jednym sezonie, dziś dostaje się ich 65 tys., czyli 50 razy mniej.
Dlatego niedźwiedzie grizzly, fantastyczni pływacy, zaczynają przeprawiać się przez cieśninę w poszukiwaniu jedzenia. Trafiają też na wyspy niedźwiedzi duchów. Wiadomo, że baribale niechętnie dzielą terytorium z grizzly. Nawet jeśli zdarza się, że żyją i przeżyją na tym samym terenie, zawsze kończy się to odsunięciem czarnych niedźwiedzi od najlepszych punktów, gdzie mogłyby znaleźć pożywienie i odpowiednio przygotować się do snu zimowego. Jeśli na wyspach od zawsze należących do niedźwiedzi kermode zaczną regularnie pojawiać się grizzly, białe będą musiały zmienić swoją dietę, miejsce życia i sposób zachowania. Jeśli przeniosą się gdzie indziej, w tym na stały ląd, gen zacznie się rozrzedzać i rozpraszać, a szansa na to, że dwoje jego nosicieli spotka się i dzięki temu urodzi się biały miś, jeszcze zmaleje. W ciągu ostatnich pięciu lat coraz częściej dostrzegano w cieśninie płynące na zachód grizzly. Na razie ludziom udaje się je odganiać od brzegów, jednak już wkrótce może to się zmienić.
Legendarne i bliskie
Najbardziej interesowało mnie, dlaczego białe niedźwiedzie czarne tak silnie poruszają ludzkie emocje, co widać już w pierwszych lokalnych opowieściach o stworzeniu świata, który – według rdzennych mieszkańców tych rejonów – był niegdyś w całości biały. Ale był to też świat, który się kończył, ponieważ biel zaczynała się roztapiać. Spod śniegu stopniowo wyłaniały się inne kolory. Wtedy Kruk, stwórca tego świata, postanowił, że pamięć o białej erze musi przetrwać, dlatego co dziesiątego niedźwiedzia czarnego przemalował na biało.
Zachwyt nad białymi niedźwiedziami słychać do dziś w pieśniach i na ulicy, kiedy mieszkańcy opowiadają o swojej codzienności. Mówi się na przykład, że kiedy w Klemtu, w którym żyje społeczność Kitasoo/Xai’xais, otwierano w 2002 r. pierwszy po ponad 100 latach tzw. długi dom (wąski jednoizbowy obiekt, tradycyjnie zamieszkiwany przez rdzenną ludność, dziś pełniący zazwyczaj funkcję centrum kultury, miejsca celebracji i życia społecznego), na uroczystości zjawiła się znienacka zmarła ciotka jednego z mieszkańców, właśnie pod postacią białego niedźwiedzia (choć w samej wsi niedźwiedzie praktycznie się nie pojawiają).
Niedźwiedzie duchy od dawna żyją w lokalnych opowieściach, mitach czy kosmologii. Wiele osób ma również do tych zwierząt bardzo osobisty stosunek – uważa je za istoty bliskie, czasem mające magiczne moce. Dlatego historia o zmarłej ciotce dobrze wpisuje się w podejście Pierwszych Narodów do niedźwiedzi duchów.
Fascynację nimi widać też w sztuce rdzennych mieszkańców, a także na zdjęciach najlepszych na świecie fotografów przyrody, m.in. Iana McAllistera. Co jest w tych zwierzętach, że tak rozpalają wyobraźnię? Odpowiedź, że na tle soczyście zielonego lasu są po prostu rzadkie i zjawiskowo piękne, wydaje się niewystarczająca i powierzchowna. Dlaczego ludzie tak bardzo się z nimi zżyli, że widzą w nich członków rodziny, budują swoją tożsamość w odniesieniu do nich, a nawet umieścili je w godle Kolumbii Brytyjskiej?
Spójrzmy na białego niedźwiedzia kermode, gdy stoi w rzece, patrzy na wodę, niekiedy rozgląda się po lesie, przechadza się trochę, czasem złapie rybę i zje kawałek (zazwyczaj samą skórę i głowę, jako te najbardziej bogate w tłuszcz, resztę beztrosko porzucając) i idzie dalej. Widzimy, co robi, ale co ważne, dzięki jego białemu futru dokładniej możemy mu się przyjrzeć. Lepiej widać jego ciemne oczy i pysk, a co za tym idzie – reakcję na otoczenie. U jego ciemnego brata oczy i futro zlewają się w jedną plamę, przez co jest nam trudniej obserwować jego emocje i przypisywać mu te, których nieraz sami doświadczamy.
Białe ubarwienie jest również źródłem miejskich – czy raczej leśnych – legend. Jedna z nich mówi o tym, że niedźwiedzie o białym futrze mają dłuższe rzęsy i palce od swoich czarnych braci. To nieprawda, po prostu rzęsy lepiej u nich widać i można się zachwycać ich długością, podczas gdy u czarnych zwierząt człowiek nie ma szans ich dostrzec, chyba że z bliska (choć z takiej perspektywy nie powinno się oglądać nie tylko niedźwiedzi, ale w ogóle żadnych dzikich zwierząt).
Według innej legendy leśnej, jeśli niedźwiedzia matka ma dwoje dzieci – jedno białe, a drugie czarne – lepiej będzie traktowała czarnego potomka. To też nie jest prawda, tylko przeniesienie zachowań innych zwierząt (i niestety czasem także ludzi) wobec albinosów, traktowanych jak odmieńcy i odrzucanych. Nie zaobserwowano absolutnie żadnej różnicy w bliższych i dalszych relacjach niedźwiedzi bez względu na to, czy są białe, czy czarne. Niedźwiedzie jak to niedźwiedzie: ustalają hierarchię, opierając ją na swoich zasadach, a nie na tym, kto jak wygląda.
Rzecznicy lasów
Biolodzy i przewodnicy coraz rzadziej natrafiają na białe niedźwiedzie – częstotliwość takich spotkań w ciągu ostatniej dekady spadła kilkakrotnie. Znikanie łososi jest katastrofą dla całego regionu, która łańcuchowo dotknie każdą istotę w Great Bear Rainforest. Dostępu do jedzenia nie mają grizzly, zwykłe baribale ani niedźwiedzie duchy. Odpowiedniego pożywienia brakuje wilkom morskim. Nie mają go też orły bieliki i orły przednie, kruki, wydry, łasice, lwy morskie, orki oraz 200 innych gatunków zwierząt. Nie ma dostępu do związków odżywczych sam las.
Problem polega na tym, że tematem ryb trudno zainteresować opinię publiczną. Rola „tuby regionu” przypada więc właśnie niedźwiedziom duchom. Dzięki nim można pokazywać zagrożenia i zależności w ekosystemie północnych lasów deszczowych oraz tłumaczyć, dlaczego tak ważna jest wielowarstwowa i mądra ochrona tego terenu. Bo bez wsparcia papierek lakmusowy, którym są niedźwiedzie kermode, szybko zmieni kolor na ciemniejszy.