Czego od pana żądam? Może powiem, czego nie żądam – powiedział pedagog do architekta. – Nie żądam dużego, opresyjnego budynku, którego wielkość i forma spowodują, że dzieci poczują się zamknięte i oddalone od świata. Chcę czegoś przeciwnego!
Słowo „sierota” wzbudza współczucie. Jeszcze smutniej brzmią słowa „dom dziecka” lub „sierociniec” – wyobraźnia podsuwa obraz ponurego dużego domu z długimi, ciemnymi korytarzami, w którym panuje tępy instytucjonalny rygor. Zdarzają się jednak wyjątki. W połowie XX w. w Amsterdamie za sprawą dwóch wizjonerów – progresywnego pedagoga Fransa van Meursa oraz niestandardowego architekta Alda van Eycka – powstał dom dla dzieci, który rewolucyjnie różnił się od dotychczasowych sierocińców. Obaj panowie uważali, że nikt tak bardzo nie zasługuje na życie w sposób beztroski i szczęśliwy jak dzieci oraz że trzeba zrobić wszystko, aby takie warunki im stworzyć.
Mądrość i wartości, jakie niosła w sobie architektura budynku, spowodowały, że nie tylko zapisał się on na zawsze w annałach światowej architektury, ale przede wszystkim pozwolił zrozumieć, że projektowanie dla dzieci wymaga od nas, dorosłych, zupełnie innego podejścia. Ale zacznijmy od początku.
Od placu zabaw…
W kulturze holenderskiej dzieci jako temat pojawiały się już