Dom szczęśliwego sieroctwa
i
zdjęcie: Nationaal Archief/Collectie Spaarnestad/Louis van Paridon
Marzenia o lepszym świecie

Dom szczęśliwego sieroctwa

Zygmunt Borawski
Czyta się 8 minut

Czego od pana żądam? Może powiem, czego nie żądam – powiedział pedagog do architekta. – Nie żądam dużego, opresyjnego budynku, którego wielkość i forma spowodują, że dzieci poczują się zamknięte i oddalone od świata. Chcę czegoś przeciwnego!

Słowo „sierota” wzbudza współczucie. Jeszcze smutniej brzmią słowa „dom dziecka” lub „sierociniec” – wyobraźnia podsuwa obraz ponurego dużego domu z długimi, ciemnymi korytarzami, w którym panuje tępy instytucjonalny rygor. Zdarzają się jednak wyjątki. W połowie XX w. w Amsterdamie za sprawą dwóch wizjonerów – progresywnego pedagoga Fransa van Meursa oraz niestandardowego architekta Alda van Eycka – powstał dom dla dzieci, który rewolucyjnie różnił się od dotychczasowych sierocińców. Obaj panowie uważali, że nikt tak bardzo nie zasługuje na życie w sposób beztroski i szczęśliwy jak dzieci oraz że trzeba zrobić wszystko, aby takie warunki im stworzyć.

Mądrość i wartości, jakie niosła w sobie architektura budynku, spowodowały, że nie tylko zapisał się on na zawsze w annałach światowej architektury, ale przede wszystkim pozwolił zrozumieć, że projektowanie dla dzieci wymaga od nas, doros­łych, zupełnie innego podejścia. Ale zacznijmy od początku.

Od placu zabaw…

W kulturze holenderskiej dzieci jako temat pojawiały się już

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Architektura to sztuka społeczna
Edukacja

Architektura to sztuka społeczna

Marcin Szczodry

Czasami najciekawsze pomysły rodzą się z dala od elitarnych ośrodków naukowych. W niewielkim Newbern grupa zapaleńców od kilku lat rewolucjonizuje nauczanie architektury. Prowincja to stan umysłu!

Jedna z najciekawszych dziś szkół architektury wcale nie znajduje się w Londynie czy Zurychu. Działa na prowincji, z daleka od gwaru współczesnego świata. Mowa o Rural Studio, zamiejscowym wydziale Auburn University w stanie Alabama. Jego siedziba mieści się w Newbern, niewielkim miasteczku w hrabstwie Hale, ponad 200 km od kampusu uczelni. To obszar tzw. czarnego pasa, regionu naznaczonego dziesiątkami lat niewolniczej pracy Afroamerykanów, który swoją nazwę zawdzięcza ciemnej żyznej glebie, na której zakładano plantacje bawełny. Współcześnie to jeden z najbiedniejszych rejonów USA. Ponad połowa z 16 tys. mieszkańców żyje tu poniżej granicy ubóstwa.

Czytaj dalej