Niegdyś wierzono, że piec i strych zamieszkują demony, o które należy dbać. Dom żył, a także umierał wraz z człowiekiem. I był odzwierciedleniem kosmosu.
Co to znaczy, że mamy dom? Dowód w formie aktu własności spoczywa w segregatorze, obok niechcianych kryształów w barku, zamknięty w starej szufladzie. Czasem ma on formę bardziej niepewną – umowy najmu. Taka czasowa licencja na mieszkanie. Prawnie wszystko się zatem zgadza. Jeśli pogrzebać jednak głębiej w tekstach antropologicznych i etnograficznych, można dojść do wniosku, że kiedyś było inaczej. Dom żył z człowiekiem. Oprócz aktu własności człowieka łączyła z domem relacja. Jaka ona była? Czy można ją jeszcze odbudować?
Obraz świata
Brak domu jest najgorszy. „Na co pani żyje? To tu, to tam, to z tym, to z tamtym? Dzie panine dzieci? Dzie panina ziemia? Panine krowy? Świni? Kury? Panina rzeka, panina chata, panine drzewo? Dzie?” – te pytania w kulminacyjnej scenie Konopielki Edwarda Redlińskiego zadaje nauczycielce Kaziuk Bartoszewicz. Ona milknie. Nie jest tą wyzwoloną kobietą z miasta, która w ramach „misji cywilizacyjnej” przybyła do wsi Taplary. Już nie mówi o elektryczności ani nie zachwala miejskiego stylu życia. W tym momencie definiuje ją przede wszystkim brak domu – tym wyraźniejszy, że zestawiony