Dymy nad Tasmanią
i
Zatoka Wineglass widziana z góry Amos, Park Narodowy Freycineta, Tasmania; zdjęcie: Dean Hughes (CC BY 2.0)
Ziemia

Dymy nad Tasmanią

Emilia Dłużewska
Czyta się 12 minut

„Niebo fioletowi się i gęstnieje, ale na piasek spada tylko kilka kropel. To nie wyczekiwana ulewa, lecz tasmańskie przekleństwo: sucha burza. Powietrze pochłania wilgoć, zanim ta dotrze do ziemi. Zarzewia ognia, które normalnie mogłaby zgasić ulewa, przeradzają się w pożary”.

Dlaczego śledztwa w sprawie morderstw na Tasmanii tak trudno zakończyć? Bo nikt nie ma karty dentystycznej, za to ślady DNA pasują do wszystkich” – brzmi jeden z licznych dowcipów, które Australijczycy opowiadają o wyspie. Położona 240 km na południe od kontynentalnej części kraju Tasmania stereotypowo uważana jest za ubogą, zacofaną prowincję, której półdzicy mieszkańcy z braku wyboru krzyżują się między sobą.

Nie odstrasza to jednak turystów, których z roku na rok przybywa. Większość z nich przyjeżdża w lecie, gdy surowy klimat jest najbardziej znośny – średnia temperatura w dzień przekracza 20°C. Unikatowa, dzika przyroda to jeden z największych skarbów wyspy. Tasmania ma powierzchnię porównywalną do Irlandii, ale populację niewiele większą niż Gdańsk. Ponad połowa jej terenu to parki narodowe, rezerwaty lub chronione lasy, jedna piąta znajduje się na liście światowego dziedzictwa przyrodniczego UNES­CO. Pozostała część to też w dużej mierze zieleń: pastwiska, sady i pola uprawne. Położony na północnym zachodzie wyspy przylądek Cape Grim słynie z najczystszego powietrza na świecie. Nie dziwi więc, że biura turystyczne, agenci nieruchomości, samorząd i producenci żywności przez wszystkie przypadki odmieniają słowo „naturalny”, a slogany reklamowe obiecują, że na Tasmanii w końcu odetchniesz pełną piersią.

***

W połowie stycznia słynne tas­mańskie powietrze pachnie jak polskie ogródki działkowe w listopadzie. Kiedy jedziemy południowym wybrzeżem wyspy, charakterystyczny swąd palonych liści i trawy przenika do samochodu mimo zamkniętych szyb i rozkręconej klimatyzacji. Ukłucie nostalgii

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Ucieczka w apokalipsę
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 1626 1976 r.
Wiedza i niewiedza

Ucieczka w apokalipsę

Tomasz Stawiszyński

To może być luksusowo wy­posażony schron, przed laty użytkowany przez amerykańską armię, położony gdzieś na bezdrożach stanu Indiana. Jeśli porządnie dociśniesz pedał gazu, z dowolnej lokalizacji na Środkowym Zachodzie albo Wschodnim Wybrzeżu dojedziesz tam mniej więcej w ciągu 24 godzin.

Solidna konstrukcja z czasów zimnej wojny, zaprojektowana specjalnie na okoliczność konfliktu nuklearnego, gwarantuje przetrwanie nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach. Wprawdzie z zewnątrz wszystko wygląda cokolwiek siermiężnie, ale za to wnętrze przypomina porządny czterogwiazdkowy hotel. Fotele obite skórą, wygodne pokoje sypialne, telewizory Ultra HD na ścianach oraz świetnie wyposażone kuchnie, w których – na razie – urzędują wyłącznie małe, uśmiechnięte lalki w kucharskich uniformach.

Czytaj dalej