To obrzęd niezwykły i tajemniczy. Niełatwo dotrzeć do tych, którzy biorą w nim udział. Kryją ich ciemności nocy i potworne przebrania. Na twarzach noszą maski z czarnej skóry baraniej z wyciętymi otworami na oczy i usta. Na głowach mają dziwne słomiane kołpaki z trzema warkoczami. Torsy, nogi, ręce okrywają jakby pancerze ze słomy. Gdy pierwszy promień słońca padnie na ziemię znikają nie wiadomo gdzie.
Dziś jeszcze obchodzi się go w Dobrej koło Limanowej. Do niedawna występował w wielu wsiach południowej i zachodniej części województwa krakowskiego.
Dziady śmigustne chodzą w nocy z Niedzieli na Poniedziałek Wielkanocny. W pojedynkę, parami, czasem w kilku. Niekiedy towarzyszy im „baba” — mężczyzna przebrany za kobietę.
„Baba“ również ubrana jest w spódnicę i zapaskę zrobione ze słomy, rzadziej zaś w długą, kolorową spódnicę i bluzkę. Twarz zasłania maską z białego płótna lub pończochą. Niekiedy na ręku trzyma niby dziecko zwiniętą ze szmat kukłę. Pozostałe dziady — „mężczyźni” — mają w rękach grube kije i koszyki wyścielone słomą.
Dziady pojawiają się we wsi niespodziewanie. Biegną od domu do domu, stukają kijami w okna i drzwi. Nigdy nie mówią ani słowa. Mruczą do taktu, świszczą, „turkają”, „ukają”. Tańczą i gestami domagają się datków. Ludzie wierzą, że pojawienie się tajemniczych postaci przynosi urodzaje i pomyślność dla gospodarstwa. Wkładają im do koszyków jaja, wędliny, pieczywo, czasem zaś wódkę lub pieniądze.
Dziewczęta zgodnie ze zwyczajem starają się ich oblać wodą. Rzadko się to udaje gdyż dziady są ostrożne. Uważają też bardzo, by nikt im nie zerwał maski i nie rozpoznał. Obdarowani, tańczą, „turkają” i biegną do następnej chałupy.
Istnieje ludowe tłumaczenie pochodzenia tego obrzędu. Uważa się go za pamiątkę najazdu Tatarów, którzy nie będąc w stanie zabrać w jasyr wszystkich jeńców obcinali im języki.
Nauka nie potrafi jeszcze wyjaśnić genezy tego dziwnego obrzędu. Jego początki sięgają zapewne czasów pogańskich. Być może związany był z pradawnym powitaniem wiosny. A może miał ożywiać dobre demony zbożowe w celu sprowadzenia urodzajów.
Pewnym potwierdzeniem ostatniej hipotezy wydaje się być inny zwyczaj istniejący do niedawna w niektórych wsiach powiatu limanowskiego. Tym razem aktorem był prawdziwy żebrak wiejski, „dziad proszalny”, chodzący po domach w Poniedziałek Wielkanocny. Charakterystyczne, że zwano go również „dziadem śmigustnym”. Jego jedynymi akcesoriami obrzędowymi były długie leszczynowe pręty.
Dziad wchodził do chałupy i mówił:
Przyszedłem ja po śmiguście
Ale mnie tu nie opuście
Dwa jajeczka do garneczka
I spyreczkl do ryneczki
Zajrzyjcie do skrzyni
Wyjmijcie pół świni
Zajrzyjcie do pieca
Wyjmijcie kołacza
Kopą jajek podarujcie
I niczego nie żałujcie
(zanotowano w Koninie, pow. Limanowa w 1908 r.)
Następnie jednym z leszczynowych prętów uderzał lekko każdego domownika. Pręt ten zostawiał gospodarzom, którzy go chowali. Poganiano nim potem bydło na polu przy pierwszym wypędzie. Miało to spowodować jego dobry chów przez cały rok. Za te magiczne zabiegi obdarowywano dziada plackiem i jajkami.
Tekst pochodzi z numeru 1408/1972 r., (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.