Wyłania się spośród łąk Wołowna niczym organiczna rzeźba. Boczne ściany z gliny i butelek, plecy wsparte o zarośnięty trawą pagór, przeszklony front przysłonięty bujną zielenią. To jeden z nielicznych polskich earthshipów – „ziemnych statków” budowanych z opon i surowców wtórnych.
Pomysłodawcą i kapitanem earthshipa w Wołownie na Warmii jest Maciej Wójcik. W swoim „statku” przetrwał już pierwszą zimę. Ale ja przyjeżdżam do nich w gorący letni dzień. Na przywitanie wybiegają psy: Dewa i Idi, gospodarz zaprasza do środka. Przy okrągłym drewnianym stole pijemy herbatę ze świeżo zerwanych liści mięty. Podaje ją Zuza, córka przyjaciela Maćka. Później w letniej kuchni, ukrytej w cieniu gęstej zieleni wspólnie z Szymonem przygotuje fantastyczny makaron z warzywami po tajsku. Najpierw jednak ja też chcę popracować. Majlo, chłopak z okolicy, pasjonat budownictwa i rolnictwa naturalnego przywozi taczkę gliny, której nakopał przed earthshipem. Dolewa wody, miesza łopatą. Szymon i Klementyna wcześniej pocięli już butelki na pół, posklejali je taśmą, by powstały równe „klocki”. Butelki są po piwie: zielone i brązowe, do tego trochę „maryjek” po słodkim winie Liebfraumilch. Wmurowane w ściany tworzą malowniczą mozaikę świetlików. Właśnie powstaje ściana dzieląca kuchnio-salon od sypialni Szymona.
–