Życiorys tego pochodzącego z Burkina Faso twórcy zwykle opowiadany jest jako historia afrykańskiego chłopca, który cudem wydostał się z zacofanego świata i zrobił karierę na Zachodzie. Tymczasem Francis Kéré poszedł na studia, żeby zbudować szkołę w rodzinnej wiosce.
Rzeczywiście, losy 52-letniego dziś architekta to materiał na prawdziwy wyciskacz łez. Francis Kéré urodził się w Burkina Faso, jednym z najbiedniejszych krajów świata, w liczącej 3 tys.mieszkańców ubogiej wiosce Gando. Jak sam mówi, miał wielkie szczęście – jego ojciec, przywódca osady, zdecydował, że syn będzie się kształcił. I tak w wieku siedmiu lat Kéré wyjechał do oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów miasteczka – tam znajdowała się najbliższa szkoła, gdzie w ciemnym, dusznym budynku uczyło się kilkaset dzieci z całego regionu; przyszły architekt był jedynym dzieckiem z Gando, innych rodzin nie było stać na wysyłanie potomstwa do odległych miejscowości. Jedenaście lat później Kéré zdobył stypendium rządu niemieckiego i wyjechał do Berlina uczyć się… stolarstwa. Śmieje się, że w jego kraju, pozbawionym niemal drzew, taka umiejętność jest co najmniej egzotyczna. Po latach zarzucił karierę cieśli i w 2004 r. obronił dyplom architekta na Uniwersytecie Technicznym w Berlinie.
Szkoła