Postanowiliśmy przełamać tabu i od dziś będziemy regularnie grzebać w śmieciach! Na początek sprawdzamy, co się dzieje w koszu z napisem „bio”.
Co drugi dzień wyrzucam 18-litrowe wiadro „odpadów resztkowych”, równie często – „odpadów bio”. Wynoszę też stos plastikowych butelek i pojemników, butelki szklane, gazety, kartony i kartoniki. Ilość śmieci produkowanych przez naszą trzyosobową obecnie rodzinę (plus dwa koty) przeraża. Rozpoczynamy więc misję pod kryptonimem „Mniej!”.
Poniedziałek. Rachunek sumienia
Na rozłożone gazety wysypuję zawartość wiadra „bio”. I od razu widzę nasze porażki. W nieapetycznej stercie mieszają się: skórki od bananów, fusy od kawy, torebki po herbacie, zasikany koci żwirek (biodegradowalny). Są jeszcze końcówki cukinii wraz z kawałkami plastikowej folii, w którą były zawinięte (kto to w ogóle kupił?!).
Tymczasem Gdańsk, moje rodzinne miasto, już od 2011 r. segreguje odpady na „resztkowe” i „bio”, do tego osobno zbiera papier, szkło, metale i tworzywa sztuczne. Do brązowego pojemnika na „bio” powinny więc trafiać: obierki, odpadki warzywne i owocowe, drobne gałęzie drzew i krzewów, skoszona trawa, liście, kwiaty, resztki jedzenia oraz zużyte ręczniki papierowe i chusteczki higieniczne. Z dala zaś powinny się trzymać: kości zwierząt i surowe mięso, popiół, leki, drewno impregnowane, płyty wiórowe, ziemia i kamienie, odchody zwierząt i materiały nimi zanieczyszczone (koci żwirek, gryzoniowa ściółka), zużyte artykuły higieniczne, w tym jednorazowe pieluchy.
Wystarczy to sobie wypisać i konsekwentnie trzymać się wytycznych. Ale komu by się chciało. Jesteśmy zbyt leniwi i nieuważni. To się jednak zmieni.
Wtorek. Narada
Zwołuję chłopaków (męża i syna), by przy kolacji omówić naszą nową śmieciową strategię. Żeby ich/nas nie zniechęcić, na pierwszy ogień idzie stosunkowo łatwa frakcja mokra. Na drzwiach szafki wieszam wydrukowane wskazówki, co wrzucamy do wiadra z „bio”.
– A mówiłem ci tyle razy, żeby żwirku tam nie dawać – komentuje mąż, studiując zalecenia.
– A ja ci mówiłam, żebyś nie kupował w markecie zafoliowanej cukinii, skoro masz warzywniak pod nosem – odgryzam się.
– Dobrze, że w końcu przeszliście na wegetarianizm, to przynajmniej nie wrzucamy już resztek surowego mięsa – zauważa syn, wege z najdłuższym stażem.
Środa. Robisz kompost, ratujesz mokradła
Szukam informacji o tym, co robić z resztkami „bio”. „Kompostować – nie ma wątpliwości Marcin, społecznik z Sopotu. – Sam mam z tym problem, bo w Sopocie nie ma ani otwartych kompostowników dostępnych dla mieszkańców, a przynajmniej o takich nie słyszałem, ani – co gorsza – miejskiego systemu segregacji na »zmieszane« i »bio«, a bardzo by się przydał. Można dogadać się z którymś z działkowców, który kompostuje, albo założyć własny kompostownik na swoje potrzeby. Jest z tym jednak trochę zachodu – wsad trzeba regularnie przerzucać, w razie potrzeby dokładać. A żeby ekologia w życiu codziennym działała, nie może męczyć”.
Społeczne kompostowniki już w Polsce funkcjonują. Promuje je m.in. Ogród Botaniczny Uniwersytetu Warszawskiego – zaczęło się w 2016 r. od projektu Wielki Piknik realizowanego razem ze stowarzyszeniem Oddam Odpady. Akcję współtworzyła Izabella Mier z Pracowni Edukacji Ogrodu Botanicznego UW. Nie kryje entuzjazmu dla lokalnych kompostowników: „Są fantastyczne. Świetnie się sprawdzają na prywatnych działkach, w ogrodach społecznych albo nawet na balkonach. Też mamy kompostownik w naszej wspólnocie (110 mieszkań), stoi na podwórku, działa już piąty sezon. Kompostem nawozimy rośliny na podwórku”.
Na stronie Bujna Warszawa Izabella pisze: „Kompostować możemy odpady ogrodowe i resztki kuchenne. Szacuje się, że w Polsce 50–60% naszych odpadów domowych to odpady organiczne, które można lokalnie przekompostować. Obecnie mieszane odpady organiczne i nieorganiczne trafiają na wysypiska (szacunkowo 75% odpadów miejskich to biodegradowalne materiały organiczne). Tam podlegają procesowi gnicia, w wyniku którego ulatniają się szkodliwe gazy, w tym cieplarniane (m.in. metan i inne węglowodory, dwutlenek węgla, siarkowodór). Wyrzucanie odpadów organicznych na kompostownik pozwala częściowo zredukować nasz wkład w wysypiska, a przemieszanie odpadów kuchennych z ogrodowymi wzbogaci kompost o dodatkowe substancje odżywcze i przyspieszy ich rozkład”.
Ale liczy się nie tylko zmniejszenie „naszego wkładu w wysypiska” i recykling bioodpadów. „Ważne jest też to, że robiąc własny kompost, nie kupujemy już uniwersalnej ziemi dostępnej w sklepach, która składa się w większości z mieszanki torfowej ubogiej w substancje odżywcze. Substrat torfowy pozyskuje się z torfowisk, czyli terenów bagiennych. A mokradła to cenne siedliska roślin i zwierząt, również rzadkich i chronionych” – tłumaczy Mier.
Torfowiska to także zbiorniki retencyjne – przeciwdziałają suszom, stopniowo uwalniając wilgoć do atmosfery. Poza tym filtrują wody gruntowe, wychwytując związki azotu i fosforu, magazynują też gazy cieplarniane: dwutlenek węgla i metan. Degradacja torfowisk przyczynia się więc do globalnego ocieplenia.
Czwartek. Kompostowiec różowy
Na stronie oddamodpady.pl znajduję wiele porad na temat segregacji i powtórnego wykorzystania odpadów, a także zasady kompostowania. Jest też ogólnopolska mapa Otwartych Kompostowników. Trójmiasto nie wypada tam najlepiej. Jedyny zaznaczony kompostownik mieści się przy ogrodzie społecznym Centrum Reduta na gdańskim Dolnym Mieście. Dzwonię do nich z nadzieją, że nasze obierki wzbogacą ich grządki. Miła dziewczyna informuje jednak, że to nieduży kompostownik, przede wszystkim dla użytkowników Centrum Reduta.
Sprawdzam, jak działają Otwarte Kompostowniki w Warszawie. Jest ich tam przynajmniej kilka, m.in. przy ogrodzie społecznym „Motyka i słońce” na Jazdowie. „Z naszego trzykomorowego kompostownika korzystają nie tylko okoliczni mieszkańcy i użytkownicy ogrodu, przyjeżdżają też ludzie z innych dzielnic. Zdarza się, że wrzucą coś nieodpowiedniego: dużo skoszonej trawy albo papierowe kubeczki pokryte warstwą folii. Odsiewamy je oczywiście, ale zajmuje to trochę czasu” – mówi Maciej Łepkowski z „Motyki i słońca”. Na co wykorzystują swój kompost? „Hodujemy na nim warzywa: pomidory, korzeniowe, dyniowate, fasolowate, a także kwiaty. Pięknie nam rosną”.
Wieczorem spotykam się z kolejną kompostowniczką. Małgorzata Piotrowicz jest biolożką, entomolożką i edukatorką przyrodniczą. Do kawiarni, gdzie się umówiłyśmy, przychodzi z 6-litrowym wiaderkiem po farbie; w pokrywce porobiła dziurki. Stawia wiaderko na stoliku, otwiera, a tam… ziemia zmieszana ze skórkami po owocach i warzywach oraz uwijające się wśród nich cienkie dżdżownice. „To moje Halinki, gatunek: kompostowiec różowy – przedstawia stworzenia. – Wykupiłam wszystkie kompostowce w sklepie wędkarskim. Nie chciałam, by zginęły”.
Grzebie w ziemi. „O, to jest jajo dżdżownicy. Chcesz potrzymać?”
Wzdrygam się odruchowo i cofam rękę. „To już kolejne pokolenie Halinek – ciągnie niezrażona Małgorzata. – Mam ten minikompostownik od dwóch lat, dżdżownice tak długo nie żyją. Ale jak widzisz, cały czas przychodzą na świat kolejne. Obliczam, że żyje ich tu około 250”.
Nie tylko żyją, ale i przetwarzają świeże owocowo-warzywne odpadki. „Nie wszystkie. Kapusty im nie wrzucam ze względu na związki siarki i zapach. Podobnie skórek od cytrusów – hamują proces kompostowania, ani nabiału – zanadto zakwasiłby kompost. No i żadnych resztek potraw gotowanych – przyprawy nie służą dżdżownicom”.
Warto się postarać, bo zadbane kompostowce produkują materiał pierwszej jakości. „Zasilam nim moje rośliny doniczkowe. Świetnie się mają!” – zapewnia biolożka i dodaje, że taki kompostownik nie wydziela nieprzyjemnego zapachu, a mimo dziurek w pokrywce dżdżownice nie rozpełzają się po całym mieszkaniu. Rzeczywiście, przez całe nasze spotkanie nosa nawet nie wychylają z wiaderka.
Piątek. Trawnik na naszej zupie
Jakkolwiek Izabella Mier gorąco popiera prywatne i lokalne kompostowanie, podkreśla, że najważniejsze są rozwiązania systemowe. „Odbiór i wykorzystanie bioodpadów to zadanie gmin. Powinny z odpadów produkować kompost albo biogaz dostępny później dla obywateli, chociażby ogrodników albo rolników”.
Niestety, w Polsce – jak podaje Zakład Utylizacyjny w Gdańsku – jedynie 7,9% odpadów trafia do kompostowania.
Tymczasem takie postępowanie z organicznymi odpadami staje się na świecie coraz popularniejsze. Jak pisze Joanna Gołębiewska w portalu progg.eu, Nowy Jork od 1993 r. realizuje edukacyjny NYC Compost Project, miasta francuskie i angielskie coraz częściej mają sieci osiedlowych kompostowników. W San Francisco kompostowanie jest obowiązkowe, a bioodpady wywozi się do lokalnych farmerów.
W Polsce takie działania nie są obligatoryjne, ale stopniowo miasta odkrywają zalety kompostowania. Kompostowniki wypożycza mieszkańcom i instytucjom Wrocław, otwarte kompostowniki w parkach uruchomiła Warszawa.
Chcę jednak sprawdzić, jak to wygląda na skalę przemysłową. Jadę do Zakładu Utylizacyjnego w Gdańsku. W biurze prasowym pytam Iwonę Bolt i Monikę Łapińską-Kopiejć o to, co się dzieje z biośmieciami od momentu, gdy – zgodnie z przeznaczeniem – wrzucę je do brązowego pojemnika.
„W zabudowie wielorodzinnej odpady bio odbierane są średnio dwa razy w tygodniu – odpowiada Monika Łapińska-Kopiejć. – Przyjeżdżają do ZUT. Po przejściu przez rozrywarkę worków taśmociągiem kierowane są do kompostowni tunelowej. Tam po procesie intensywnego kompostowania, trwającym minimum 21 dni, przy kontroli temperatury, wilgotności i napowietrzenia powstaje kompost. Po przesianiu na sicie średnicy 8 mm mamy gotowy produkt. Kupić może go każdy mieszkaniec, instytucja, szkoła, spółdzielnia mieszkaniowa, ogrodnictwo. Zainteresowanie jest duże, tym bardziej że Zakład Utylizacyjny sprzedawał kompost po bardzo przystępnej cenie za tonę”.
„Żeby kompost mógł być wprowadzony do obrotu, musi mieć certyfikat Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi – podkreśla Iwona Bolt. – Nasz, pod nazwą SK-8, uzyskał taki certyfikat w 2015 r. i nadaje się na nasadzenia zielone: trawniki, parki, pasy zieleni”.
Fajnie wiedzieć, że resztki naszego posiłku oraz codzienna porcja obierek przyczyniają się do wzrostu miejskiej zieleni, np. do rozkwitu kwietnego herbu Gdańska na rondzie Havla, choć nie tylko, oczywiście.
Od lipca 2017 r. gdański zakład ma przerwę w kompostowaniu. Trwa bowiem budowa nowej, hermetycznej kompostowni. Pełne zadaszenie i biofiltr z dwoma kominami mają zminimalizować uciążliwy zapach.
Nowa instalacja ma ruszyć w połowie 2019 r. Będzie przetwarzać 40 tys. ton odpadów biodegradowalnych rocznie – w tym na kompost pod rośliny jadalne. Do tego czasu odpady bio odbiera z zakładu firma Novago z Mławy. Rzeczniczka zapewnia, że odpady te, zgodnie z umowami, są poddawane recyklingowi.
Sobota. Pesto ze słoiczkiem
Robię audyt naszych śmieci organicznych. Kociego żwirku nie ma, kawałków folii również nie. Wyławiam jednak „nieprawomyślne” opakowanie po mydle i słoiczek z resztką pesto. Oczywiście nikt się nie przyznaje. Dobra, tylko nie zwariować. Wsiadam na rower i jadę do parku Reagana. Zobaczę, czy ziarnopłony już kwitną.