Pewien człowiek w nic nie wierzył. Twierdził, że w nic nie musi wierzyć, bo wszystko wie. Wszelka jego działalność opierała się na skrupulatnie zweryfikowanej wiedzy.
Zawsze przed wyjściem z domu sprawdzał w komputerze pogodę. Długo patrzył
Pewien człowiek w nic nie wierzył. Twierdził, że w nic nie musi wierzyć, bo wszystko wie. Wszelka jego działalność opierała się na skrupulatnie zweryfikowanej wiedzy.
Zawsze przed wyjściem z domu sprawdzał w komputerze pogodę. Długo patrzył
Być może czytelniczki i czytelnicy słyszeli o „synodzie trupim” z 897 r. Zwłoki papieża Formozusa zostały wyciągnięte z grobu i przystrojone w urzędowe szaty, po czym rozpoczął się pośmiertny proces. Nie była to parodia procedury sądowej: nieżywego Formozusa ponoć nawet przesłuchiwano. Ostatecznie został uznany za winnego – jego ciało okaleczono, sprofanowano i wrzucono do Tybru.
Jakkolwiek przedziwna wydaje się ta historia, okazuje się, że w czasach nowożytnych na terenach współczesnej Polski odbywały się równie makabryczne praktyki – w pewnym sensie jeszcze bardziej niesamowite, bo mające związek z „magią pośmiertną”. Wszyscy wiemy o procesach czarownic, które płonęły na stosach. Znacznie mniej znany jest fakt, że między XVI a XVIII w. na Śląsku i Morawach powszechnie sądzono czarownice i czarowników nierozpoznanych za życia, którzy podobno szkodzili zza grobu. Magia posthuma Daniela Wojtuckiego to pionierskie oraz imponujące dzieło poświęcone temu zagadnieniu.