Indie jednego boga
i
zdjęcie: Shreshth Gupta/Unsplash
Marzenia o lepszym świecie

Indie jednego boga

Czaru Soni
Czyta się 5 minut

Kiedy w 1947 r. Indie uzyskały niepodległość, ojcowie założyciele poprzysięgli, że uczynią kraj „suwerenną i demokratyczną republiką”.

W 1977 r. Indira Gandhi dodała jeszcze dwa przymiotniki: socjalistyczną i świecką. Dojście do władzy hinduistycznej prawicowej Indyjskiej Partii Ludowej (BJP) w roku 2014 i objęcie przez nią większościowych rządów oznacza, że owa obietnica – zapisana w preambule konstytucji – stanęła pod znakiem zapytania. Wyborcy pragnęli silnego przywództwa. Chcieli alternatywy dla 60-letnich dynastycznych rządów Indyjskiego Kongresu Narodowego, chcieli zderegulowanego rynku i złagodzenia centralizacji w gospodarce. Zamiast tego dostali jednak radykalny hinduistyczny nacjonalizm, wrogi islamowi, wrogi chrześcijaństwu i liberalizmowi. Jeden bóg, jedno państwo w kraju ponad 350 bogów i niezliczonych społeczności, języków oraz religii. Jak wpływa to na życie codzienne? Wiele można opowiedzieć historii, w tym miejscu pozwolę sobie jedynie przywołać pięć najbardziej uderzających cech obecnej władzy.

MEGAGWIAZDA. Człowiek i mit łączą się w jedno. Premier i jeden z przywódców BJP Narendra Damodardas Modi nie przypomina Donalda Trumpa. Od kiedy zdobył sławę, jego bohaterskie czyny stały się elementem indyjskiego folkloru. Ponoć pewnego razu w ramach zakładu samotnie przepłynął jezioro pełne krokodyli, by dotrzeć do zatopionej świątyni. Ową historię opowiada się w dwóch wersjach: Modi miał albo walczyć z krokodylem gołymi rękami, albo też schwytać małego osobnika. Krokodyl od czasów starożytnych ma w Indiach status świętego zwierzęcia. W Gudżaracie, gdzie Modi przyszedł na świat, kojarzony jest z kultem płodności. Wedle niektórych interpretacji na pieczęciach z okresu cywilizacji doliny Indusu reprezentuje konstelację Wielkiego Wozu, co wiąże się z mocą stwarzania. Nic więc dziwnego, że drodze Modiego na szczyty władzy towarzyszyły marketingowe mity z motywem krokodyla. Obecnie w stanach, w których rządzi BJP, historyjki obrazkowe o czynach dzielnego premiera rozdaje się uczniom i uczennicom.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

SPRAWIEDLIWY KRÓL. W średniowieczu, kiedy nowy król zasiadał na tronie, kazał bić monety ze swoim imieniem. Modi przeprowadził zaś „demonetyzację”: 9 listopada 2016 r. wydał wojnę korupcji i czarnemu rynkowi. W jednej chwili 86% indyjskiej gotówki straciło status uznawanej waluty. 1,3 mld ludzi patrzyło ze zdumieniem, jak rząd sięga do ich kieszeni i kradnie pieniądze, często w praktyce uniemożliwiając wymianę. Gdy pojawiły się głosy krytyki, rząd zaczął przeprowadzać nagłe kontrole podatkowe dobrze prosperujących osób i przedsiębiorstw (zwłaszcza tych, które wspierają opozycję). Wdrożono też inicjatywę Cyfrowe Indie. Te ostatnie dwa posunięcia przypadły do gustu naiwnym, którzy uznali je za zemstę na bogatych. Megagwiazda Modi stał się sprawiedliwym królem.

ŻADNEJ WOŁOWINY. Krowa jest w Indiach czczona i bez wątpienia odgrywa ważną rolę w rolnictwie. W maju Ministerstwo Środowiska zakazało handlu krowami na ubój. Zdecydowano, że zwierzę to może być wykorzystywane wyłącznie do pracy w rolnictwie. Większość stanów rządzonych przez BJP zabroniła też uboju krów. Partia dyskryminuje więc obywateli pod względem religijnym, a także rości sobie prawo do decydowania o ich diecie. W Indiach wołowinę jedzą nie tylko muzułmanie i chrześcijanie, ale też bogaci hindusi oraz ubodzy i społeczności plemienne. Niedawno pewien sędzia, uzasadniając wyrok, nie powstrzymał się od komentarza: „Kara za zabicie krowy zależnie od stanu może wynosić od pięciu do siedmiu, a nawet do czternastu lat więzienia. Tymczasem kierowcy za nieumyślne spowodowanie śmierci człowieka grożą tylko dwa lata”.

LINCZE. Samozwańcze wymierzanie sprawiedliwości to w Indiach żadna nowość. Dawniej często zdarzało się, że podczas świąt religijnych dochodziło do pogromu przedstawicieli rozmaitych grup wyznaniowych. Wiemy, że bywało tak za panowania Wielkich Mogołów oraz Brytyjczyków. Teraz jednak dochodzi do linczowania pojedynczych osób przez „hinduskich rakszaków” (obrońców wiary). Atakują oni muzułmanów (stanowiących 14% mieszkańców Indii), dalitów (przedstawicieli najniższej kasty – 16,2%) lub wolnomyślicieli. Do napaści może dojść zawsze i wszędzie. W ten sposób rakszakowie próbują zapewnić sobie lepsze miejsce w nowym układzie sił.

WRACAJCIE DO PAKISTANU. To być może najbardziej tragiczny element układanki. Społeczności, które współistniały ze sobą przez tysiąclecia, zostały w 1947 r. podzielone w ramach pożegnalnego prezentu od Brytyjczyków. Powstały w większości hinduistyczne Indie i w większości muzułmański Pakistan. W rezultacie doszło do wzajemnego ludobójstwa i największej migracji w dziejach świata – 15 mln ludzi musiało szukać innego domu. Obecnie większość aktów linczu na muzułmanach odbywa się pod hasłem „Wracajcie do Pakistanu”. Sensem istnienia BJP jest chęć rewanżu za wszystkie złe rzeczy, które wydarzyły się przez pięć stuleci muzułmańskich rządów na subkontynencie.

WOJNA Z PAKISTANEM. Zawsze jest możliwa i już kilka razy do niej dochodziło, choć na szczęście obejmowała tylko pogranicze, tak jak w 1999 r. Wzrasta też napięcie między Indiami a Chinami w związku z próbą odbudowania przez Pekin jedwabnego szlaku. Największe niebezpieczeństwo, że polityka Modiego doprowadzi do rozlewu krwi, czai się jednak na indyjskich wsiach. Nie ma pracy, uprawa i hodowla nie przynoszą zysków, a władzom bardziej zależy na tym, by stworzyć pozór działania, niż przeprowadzać rzeczywiste reformy.

Czytaj również:

Monsunowe imperium
i
zdjęcie: Paulina Wilk
Wiedza i niewiedza

Monsunowe imperium

Paulina Wilk

Pierwsza, jeszcze przed monsunowymi ulewami, zjawia się pleśń – siostra przenikającej wszystko wilgoci. Zapowiedź miesięcy, w czasie których bogowie zaleją ludzi deszczem. W Indiach nastanie sezon obfitości, soczystych mango i wielkiej trwogi. O wszystkim zdecyduje woda.

Jeszcze ciemno, do świtu godzina. Nocna czerń – wiejska, gęsta – przetrze się około szóstej. Nie będzie wschodu słońca, tylko prozaiczne przejście w bury dzień. Noc odejdzie przez nikogo nieżeg­nana, poganiana pierwszymi szklankami parzącej usta herbaty, pokrzykiwaniami sprzedawców, wezwaniami muezinów i dzwonkami porannych pudźi odprawianych – za pomocą kadzideł, girland i ogników – w sklepikach i na straganach, zanim pierwsi klienci swoją obecnością pobłogosławią interesy na cały dzień.

Czytaj dalej