
To zupełnie naturalne, że postrzegamy życie na tym świecie tylko jako etap. Coś już było wcześniej i coś jeszcze będzie.
Co się dzieje z nami po śmierci? Czy dusze zmarłych żyją wiecznie? Czy spotkamy naszych bliskich w niebie? A może nasze wspomnienia, uczucia, myśli, pragnienia, cele i upodobania znikną na zawsze z chwilą, gdy umrze nasz mózg?
Zarówno teolodzy, jak i biolodzy starają się znaleźć odpowiedzi na te pytania. Odwołują się przy tym do różnych dowodów: sięgają do tekstów religijnych lub rozważań filozoficznych, zajmują się anatomią i biologią śmierci. Jednak większość z nas nie potrzebuje aż tak wnikliwych badań. I chociaż dowody naukowe przeczą możliwości życia po śmierci, ludzie na całym świecie wierzą, że śmierć to nie koniec, a jedynie przejście.
W ostatnim czasie ta powszechna wizja śmierci – niezależna od kultury czy wyznania – przyciągnęła uwagę psychologów zajmujących się rozwojem intelektualnym, w tym moją. Zbadawszy niewyuczone intuicje dzieci, odkryłam, że źródłem naszej wizji nieśmiertelności wcale nie jest intelekt, ale zdolność do odczuwania emocji i pragnień.
Jezus na grzance
Warto spojrzeć na to stosunkowo niedawne odkrycie w świetle ustaleń paleontologii i archeologii. Pokazują one, że wiara w życie wieczne towarzyszy nam od dziesiątków tysięcy lat. Najstarsze udokumentowane ślady dowodzą, że już 100 tys. lat temu – a zatem na długo przed początkiem cywilizacji – mieszkańcy starożytnego Izraela celowo grzebali zmarłych w jaskiniach, w grobowcach zaś umieszczali kości zwierząt i koraliki z muszelek. Zdaniem archeologów starożytne rytualne pochówki świadczą o trosce o zmarłych, zdecydowanie wykraczającej poza świat fizyczny.
Co więcej, dzięki odkryciu grobów naszych neandertalskich krewnych naukowcy podważyli wreszcie stereotyp neandertalczyka jako prymitywnego brutala, niezdolnego do skomplikowanego myślenia symbolami. To, że okazywał on troskę o zmarłych, świadczy bowiem o znaczeniu, jakie przypisywał poszczególnym członkom społeczności. Wskazuje też na jego zdolność