Raj wszędzie trwa tak długo, jak długo nie wiemy lub nie pamiętamy o tym, co mu przeczy. Jest możliwy przez chwilę i przez przypadek – kosztem nieświadomości i przełączenia sumienia w tryb stand-by.
Kogoś, kto w naszej części świata roztaczałby dzisiaj wizję raju na ziemi i namawiał, żebyśmy za nim poszli, bo to w sumie niedaleko i człowiek się przy tym nawet nie spoci, powinien spotkać los Kowalskiego-Malinowskiego (Zbigniewa Cybulskiego) z filmu Tadeusza Konwickiego Salto. Czyli grad kamieni jako odpłata za fałszywe proroctwa. W końcu rajem na ziemi miał być komunizm, a my jesteśmy ofiarami tego eksperymentu na żywym organizmie – w pierwszym, drugim albo trzecim pokoleniu – nawet jeśli nie wszystkie rozwiązania z czasów PRL wspominamy ze zgrozą, a za niektórymi wręcz tęsknimy jak Mickiewicz po utraconej Litwie (taką chociażby profilaktykę pediatryczną mieliśmy na najwyższym poziomie w Europie, nie tylko wśród demoludów, i naprawdę trudno zrozumieć, komu to przeszkadzało). Ale ponieważ za wartość nad wartościami