Jaroszem być, czyli życie wegetarian w PRL-u
i
Rudolf II jako Wertumnus (1590), Giuseppe Arcimboldo, Wikimedia Commons
Wiedza i niewiedza

Jaroszem być, czyli życie wegetarian w PRL-u

Marcin Kozłowski
Czyta się 7 minut

„Sama nie wiedziałam, czy to normalne. Byłam uznawana za wariatkę, mówiono, że to chwilowa egzaltacja, że mi przejdzie” – opowiada pani Dorota z Wrocławia. Wegetarianką została na początku lat 80. Miała 15 lat. Decyzja nie była jednak chwilowym kaprysem, a efektem wstrząsającego przeżycia.

Dziś na wegetarianizm decydują się często te osoby, które obejrzały w Internecie lub w telewizji zdjęcia z rzeźni i zakładów mięsnych. Przed laty jedyną możliwością zapoznania się z tematem było zobaczenie tego na własne oczy. Pani Dorocie mimo upływu lat nadal załamuje się głos, gdy o tym opowiada.

„Byłam na dworcu. Usłyszałam dziwne dźwięki, ryczenie, jęczenie. Na bocznicy zobaczyłam bydlęce wagony, wtedy wożono zwierzęta do rzeźni pociągami. Dróżnik powiedział, że zostały odstawione tam na dwie doby. Lato, 30 stopni Celsjusza. Część tych zwierząt już nie żyła” – mówi kobieta.

Usłyszała od dróżnika, że: „Jak zwykle pastuchy się popiły, nie otworzyły krowom wagonów, nie dały im pić ani żryć, to się upiekły żywcem”. Pod panią Dorotą ugięły się nogi. Obiecała sobie, że nigdy już nie zje żadnego zwierzęcia. Dziś trudno w to uwierzyć, ale gdy przestała jeść mięso, nie znała nikogo innego, kto też się na to zdecydował.

U pana Krzysztofa z Warszawy było

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Detronizacja ósmej plagi
i
ilustracja: Igor Kubik
Opowieści

Detronizacja ósmej plagi

Aleksandra Kozłowska

Aleksandra Kozłowska: Zacznę od newsa. Władze Regionu Stołecznego Brukseli oficjalnie uznały zwierzęta za istoty mające uczucia. Do tej pory traktowano je przedmiotowo, stanowiły po prostu własność ludzi. Teraz mają być postrzegane jako „żywe istoty obdarzone wrażliwością, samoświadomością i godnością, ze względu na które zasługują na specjalną ochronę”. Wcześniej zwierzęta za istoty czujące uznały Francja, Holandia, Nowa Zelandia. Coś zaczyna się zmieniać w ludzkim podejściu do zwierząt?

Tomasz Mazur: Bo nasza moralność ewoluuje. Dawniej w pewnych obszarach ludzie nie mieli skrupułów, które mamy dziś. Kiedy czytam teksty antycznych stoików – a ze stoicyzmem się identyfikuję – znajduję w ich podejściu obszary, które rażą moją współczesną moralną wrażliwość. Na przykład u Epikteta można znaleźć dowody na bardzo instrumentalny stosunek do świata przyrody. Zwierzęta są tam postrzegane w duchu tradycyjnej, antycznej teleologii. Słowo „teleologia” pochodzi od słowa telos, a więc teleologia to nauka o celu, celowości. Wedle tego ujęcia zwierzęta istnieją w pewnym celu – żeby nam służyły. Takie jest ich miejsce w świecie. Wszystko w nim jest ułożone hierarchicznie – to, co niższe, służy wyższemu.

Czytaj dalej