Jej wysokość wrona Jej wysokość wrona
i
ilustracja: Natka Bimer
Ziemia

Jej wysokość wrona

Nathanael Johnson
Czyta się 10 minut

Ich populacja rośnie, zwłaszcza w miastach. Raczej nie zagrażają innym gatunkom, za to wśród ludzi zachowują się coraz bardziej swobodnie. I są szalenie inteligentne.

Pewnej zimy Berkeleyside.com, internetowa agencja informacyjna w moim mieście, opublikowała artykuł o rozmnożeniu się lokalnej populacji wron. Mieszkańcy – z pewnym niepokojem – zaczęli zauważać, że co roku ich przybywało. Gdy Audubon Society przeprowadziło doroczne liczenie ptaków w latach 80., ogólna liczba wron nie przekraczała setki, a kruków była zaledwie garstka. Po roku 2010 hodowcy ptaków regularnie doliczali się więcej niż tysiąca wron i średnio trzystu kruków. Sporządzono raporty, z których wynika, że sytuacja wygląda podobnie w innych miastach.

Nie mieszkałem w okolicy na tyle długo, aby na własne oczy zobaczyć wzrost populacji, ale zauważyłem licznie występujące wrony. Gdy co rano biegam po parku, zawsze natykam się na małe grupki czarnych figurek patrolujących trawę. Co jakiś czas przyglądam się ptakom lecącym w stronę drzew, na których siedzą tuziny wron.

Ludzie niepokoili się, twierdząc, że wrony musiały się tu znaleźć kosztem różnorodności gatunkowej. Wrony czasami okradają gniazda innych ptaków, aby pożerać ich jaja i młode. Czyżby wzrost liczby wron miał doprowadzić do załamania się populacji ptaków śpiewających?

Kevin McGowan, badacz krukowatych z Wydziału Ornitologicznego Uniwersytetu Cornella, stwierdził, że to mało

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Później jego duch Później jego duch
Opowieści

Później jego duch

Sarah Hall

Albowiem po apokalipsie nadal obchodzi się Boże Narodzenie i będzie się je obchodzić aż do końca. Opowiadanie wybitnej brytyjskiej pisarki.

Kiedy się obudził, wiatr wiał ze wschodu. Okna po tej stronie domu uderzały i klekotały we framugach, choć były zabite deskami, a da­szek z blachy falistej nad kurnikiem chrząkał i skrzypiał, jakby miał zaraz wyrwać się z mocowań i odlecieć. Ten huk wdarł się w jego sen niczym ludzki głos. Dwudziesty trzeci grudnia. Pochmurny poranek, a może jeszcze była noc, zegar stanął. Leżał nieruchomo pod kocami, stopy w butach miał zmarznięte, pierś obolałą od wdychania nieogrzewanego powietrza. Ogień zgasł, drewno spalało się zbyt szybko przy takim ciągu w kominie. Trudno było utrzymać płomień przez całą noc. Węgiel był lepszy, palił się dłużej, ale trudno go było znaleźć, no i nosić, z powodu ciężaru.

Czytaj dalej